W lesie może być groźnie

Oj, może być w lesie niebezpiecznie. Doświadczyłam tego wczoraj. Ale po kolei… Do Centrum Edukacji w którym pracuję zapowiedziany już został przyjazd młodzieży z warszawskiego liceum. Tradycją tej placówki są trzydniowe zielone szkoły organizowane corocznie dla wszystkich klas pierwszych. Jedną z większych atrakcji jest bieg terenowy. Zeszłoroczny Hardcore’owy bieg, opisałam w miesiącu czerwiec 2009.
11.03.2010

Oj, może być w lesie niebezpiecznie. Doświadczyłam tego wczoraj. Ale po kolei… Do Centrum Edukacji w którym pracuję zapowiedziany już został przyjazd młodzieży z warszawskiego liceum. Tradycją tej placówki są trzydniowe zielone szkoły organizowane corocznie dla wszystkich klas pierwszych. Jedną z większych atrakcji jest bieg terenowy. Zeszłoroczny Hardcore’owy bieg, opisałam w miesiącu czerwiec 2009.

W tym roku bieg będzie organizowany w nowym miejscu, dlatego wszystkie osoby (cztery), które będą prowadziły zajęcia udały się na rekonesans. Jako miejsce biegu została wybrana dolina rzeki Mrogi. Miejsce bajkowe. Zaobserwowaliśmy między innymi drzewo z literą E (dowód na to, że ekologia nie jest w lasach rogowskich pustym słowem), norę borsuka, żerowisko bobra i dzięcioła…

Proszę zwrócić uwagę na ostatnie zdjęcie – pień drzewa przerzucony przez rzekę. W tym miejscu miałam z towarzyszem wędrówki przeprawić się na drugi brzeg. Poddałam się, wiedziałam że z moim słabo wykształconym zmysłem równowagi nie mam szans, wpadnę do wody. A więc się rozdzieliliśmy. Sama postanowiłam wrócić do miejsca startu. Dosłownie po około 50 metrach spotkałam stojącego mężczyzną, wokół którego biegały dwa psy – kundelki. Zdziwiłam się, ponieważ miejsce było dzikie, brak jakichkolwiek zabudowań, dróg… Teren był trudny i nie sprzyjał spacerom. Mężczyzna stał w charakterystycznej pozycji, z rękoma ukrytymi z tyłu. W swojej naiwności pomyślałam, że to jakiś miłośnik przyrody. Zagadnęłam go - czy psy mnie nie zjedzą? Odpowiedział, że nie i przywołał je do siebie. Następnie, powoli się oddalając zapytałam, czy jest tu gdzieś w pobliżu mostek. Mężczyzna wyciągnął zza pleców rękę i machnął w kierunku, gdzie według niego dostanę się na drugi brzeg. I w tym momencie przerażenie. W tej dłoni trzymał potężny, błyszczący w słońcu nóż. Udałam, że go nie widzę i szybko poszłam dalej. Myślę, że na tym pustkowiu spotkałam kłusownika. Pewnie gdzieś zastawił sidła i przyszedł sprawdzić, czy złapało się jakieś zwierzę. W tej niebezpiecznej sytuacji miałam dużo szczęścia. Oczywiście wyciągnęłam odpowiednie wnioski na przyszłość.

Hanna Będkowska

3393.jpg

3394.jpg

3392.jpg

3396.jpg