Bo wszyscy harcerze to jedna rodzina...

Kiedyś podczas szkolenia w Danii prowadziłam zajęcia z dziećmi duńskimi, nie znając ani języka duńskiego, ani angielskiego. Po takim doświadczeniu zapowiedź przyjazdu 90 harcerzy, wśród których są Anglicy i Polacy nie wywołała u mnie obaw typu „Jak to zorganizować?”. Ponieważ grupa była liczna, została podzielona na trzy mniejsze. Dla najmłodszych harcerzy (12 – 14 lat) zostały wybrane zajęcia o wodnych bezkręgowcach. Odławiali je w stawie, obserwowali… oceniali czystość wody. Najstarsi (16 – 18 lat) badali ekosystem lasu. Mi przydzielono „średniaków” (14-16 lat). Przygotowałam dla nich zajęcia o zwierzętach żyjących w ściółce leśnej.
10.08.2011

Kiedyś podczas szkolenia w Danii prowadziłam zajęcia z dziećmi duńskimi, nie znając ani języka duńskiego, ani angielskiego. Po takim doświadczeniu zapowiedź przyjazdu 90 harcerzy, wśród których są Anglicy i Polacy nie wywołała u mnie obaw typu „Jak to zorganizować?”. Ponieważ grupa była liczna, została podzielona na trzy mniejsze. Dla najmłodszych harcerzy (12 – 14 lat) zostały wybrane zajęcia o wodnych bezkręgowcach. Odławiali je w stawie, obserwowali… oceniali czystość wody. Najstarsi (16 – 18 lat) badali ekosystem lasu. Mi przydzielono „średniaków” (14-16 lat). Przygotowałam dla nich zajęcia o zwierzętach żyjących w ściółce leśnej.

Z przebiegu zajęć jestem bardzo zadowolona. Trwały trzy godziny, jednak ten czas tak szybko minął… Harcerzy z mojej grupy podzieliłam na pięć mniejszych (tyle mam kompasów). Każdy zespół otrzymał mapę, którą trzeba było zorientować i trafić na swoją, zaznaczoną na mapie, powierzchnię badawczą. Tam trzeba było zaobserwować pięć różnych zwierząt bezkręgowych i wykonać szczegółowy szkic. Po powrocie do ośrodka harcerze konstruowali klucze do ich rozpoznawania.

A jak wyglądała nasza komunikacja? Ujmując ogólnie – było wesoło. Tłumaczenia podjęła się jedna z instruktorek, jednak szybko poległa na słownictwie specjalistycznym – „ściółka”, „bezkręgowiec”, „klucz do oznaczania”… Omijałam więc trudne słowa, stosowałam opisy i jakoś poszło. Najbardziej wesoło było podczas wędrówki do lasu. Harcerze mieli przy sobie rysunki z nazwami zwierząt, których można się spodziewać na powierzchniach badawczych. Uczyli więc swoich angielskich kolegów tych nazw – „ślimak”, „nicień”, „skoczogonek”…

Zabawne było także podsumowanie. Każdy zespół przygotowywał poster – były tam zaprezentowane w postaci klucza do rozpoznawania, zaobserwowane zwierzęta. Najpierw miała miejsce prezentacja w języku polskim, później angielskim. Jedna z grup zrobiła to przezabawnie – najpierw polski harcerz opisywał zwierzę, a później wskazując na angielskiego kolegę mówił – „Jego nazwa to…”, a kolega łamaną polszczyzną uzupełniał np. „ślimak”, „żuk”, „mrówka”. Wszystko przebiegało dobrze do momentu, kiedy przyszła kolej na dżdżownicę. Młody człowiek sobie z tym słowem nie poradził. Śmiechu było dużo.

Opiekunka młodzieży opowiedziała mi, że angielscy harcerze mieszkają u polskich rodzin. Z kolei polscy harcerze pojadą do nich w przyszłym roku.

Hanka

edukator@erys.pl