Leśnicy alarmują: osłabiona zwierzyna rozszarpywana przez psy
Ostatnie tygodnie zimy to dla leśnych zwierząt najtrudniejszy okres w roku. Wiele z nich pada z głodu lub - osłabione, bez szans na ucieczkę – są rozszarpywane przez puszczane bez smyczy domowe psy.
W Nadleśnictwie Świdnica jednego tylko dnia psy rozszarpały cztery muflony, dzika i sarny. Z kolei w Nadleśnictwie Gdańsk zagryzionych zostało kilkanaście saren i co najmniej jeden stukilogramowy jeleń.
- Zwierzyna jest wyczerpana, tak jak my ludzie, pogodą i mimo dokarmiania, nie ma siły uciekać przed psami – mówi nadleśniczy Nadleśnictwa Świdnica Jan Dzięcielski. W lesie utrzymuje się warstwa około 30 cm śniegu, którego wierzchnia warstwa w nocy, wieczorem i rano zamienia się w warstwę cienkiego lodu. - Poruszanie się w takich warunkach jest dla saren, dzików czy jeleni ogromnym wysiłkiem – tłumaczy Robert Schultka, leśniczy ds. łowieckich w Nadleśnictwie Gdańsk.
Sarny są tak osłabione, że nie mają siły wstać. Nawet szczególnie płochliwe jelenie nie uciekają. - Wczoraj zbliżyłem się do chmary jeleni na dwadzieścia kroków. Nawet nie próbowały uciekać – opowiada Robert Schultka.
Jan Dzięcielski nie ma wątpliwości, że to nie zdziczałe psy są winne śmierci leśnych zwierząt, ale te domowe. - Atakują głównie psy zadbane i nie robią tego dla pożywienia, ale dla zabawy - zapewnia.
Redukcja liczebności zwierząt jest zupełnie naturalnym procesem. Powinniśmy jednak zadbać, by nasze biegające po lesie psy nie pełniły roli wilków. W odróżnieniu od tych drapieżników nie są naturalną częścią lasu i nie zabijają, by przeżyć. A pogryzione przez nie zwierzęta umierają w wielogodzinnych męczarniach.
Za puszczenie w lesie psa bez smyczy możemy zostać ukarani grzywną w wysokości nawet 5000 złotych. Jeśli pies porani lub zagryzie dzikie zwierzę, dodatkowa kara może wynieść wiele tysięcy złotych.