Z mapy ornitologa - Biebrza

Cześć! Jeśli myśleliście, że Was zaniedbałem, to od razu rozwiewam wszelkie wątpliwości :) Dokładnie tydzień temu wyjechałem z Anią na ślub naszego przyjaciela aż do Giżycka. Będąc tak daleko od domu, prawie 700 km, postanowiliśmy skorzystać z okazji i po weselu zwiedzić troszkę tereny wschodniej Polski. Tym bardziej, że nigdy tam nie gościliśmy. Za cel obraliśmy niezwykłą, tajemniczą i zdecydowanie ptasią – Biebrzę. Dziś świeżutka relacja z naszego pobytu. Będzie troszkę porad gdzie i co warto zobaczyć ale przede wszystkim będzie o ptakach.
29.06.2011

Cześć! Jeśli myśleliście, że Was zaniedbałem, to od razu rozwiewam wszelkie wątpliwości :) Dokładnie tydzień temu wyjechałem z Anią na ślub naszego przyjaciela aż do Giżycka. Będąc tak daleko od domu, prawie 700 km, postanowiliśmy skorzystać z okazji i po weselu zwiedzić troszkę tereny wschodniej Polski. Tym bardziej, że nigdy tam nie gościliśmy. Za cel obraliśmy niezwykłą, tajemniczą i zdecydowanie ptasią – Biebrzę. Dziś świeżutka relacja z naszego pobytu. Będzie troszkę porad gdzie i co warto zobaczyć ale przede wszystkim będzie o ptakach.

Nasze „zwiedzanie” Biebrzy zaczęliśmy od Basenu Dolnego. Po przyjeździe z Giżycka zakwaterowaliśmy się w miejscowości Laskowice i jeszcze tego samego popołudnia ruszyliśmy na rowerach do punktów widokowych rozmieszczonych w okolicy. I tu pierwsza wskazówka. Jeśli nie zamierzacie przemierzać bagien wpław to rower nad Biebrzę stanowić będzie świetne rozwiązanie. Dolny Basen Biebrzy to płaski i rozległy teren porośnięty trawami, turzycowiskami i trzcinowiskami. Tylko pozornie wydaje się suchy. Wystarczy zboczyć z wyznaczonych tras i grobli, by od razu się przekonać, że „chodzenie po bagnach wciąga”. Całą Biebrzę można spokojnie objechać asfaltem, a do większości punktów widokowych prowadzi tzw. „carska droga”. Usypane groble czasami ciągną się przez kilka kilometrów, dlatego rower i w tym wypadku sprawdzi się dużo lepiej niż zwiedzanie na pieszo.

Koniec czerwca niestety nas rozczarował. Zdecydowanie nie jest to dobry termin na ptaki. Większość gatunków wyprowadziła już młode a nad samym terenem praktycznie nic się nie dzieje. Właściwie to jest nudnawo. Zdecydowanie warto powtórzyć wycieczkę na wiosnę lub jesienią na przelotach. Oczywiście Biebrza roztacza również swoje uroki i o tej porze. Wspólnie z Anią obserwowaliśmy na jednym z pomostów malowniczy zachód słońca nad Doliną. Uroku dodawało niebo pomalowane różnobarwnymi odcieniami nadchodzącej burzy. Ciszę w Dolnym Basenie co jakiś czas przerywał dźwięk rodem z horrorów. To siewka – kszyk (Gallinago gallinago) przypominała nam o swojej obecności. Ten niezwykły ptak wydaje odgłos opisywany w literaturze jako beczenie kozy. Choć mi zdecydowanie kojarzy się z czymś obcym i nieziemskim, niż z barankiem, bo tak brzmi potoczna ludowa nazwa naszego bekasa. Kszyk wpierw wznosi się wysoko, później gwałtownie pikuje rozkładając ogon w wachlarz. Charakterystyczny odgłos powstaje przez powietrze wibrujące na skrajnych sterówkach.

Najwięcej frajdy sprawiło mi przemierzanie rowerem bardzo długich pomostów, zakończonych ławeczką pośrodku morza trzcin i turzycowisk. Uroku dodawały kwitnące dookoła storczyki i wełnianki. Chwila odpoczynku i na niebie, prócz oczywiście wszędobylskiego kszyka pojawiła się para błotniaków łąkowych (Circus pygargus). To nasz najmniejszy krajowy błotniak, dość liczny w Dolinie Biebrzy. Mimo to nie jest to gatunek częsty w skali kraju i jego widok naprawdę poprawił mi humor. Ku mojemu zdziwieniu parka jakby tokowała, a przecież na toki to już zdecydowanie za późno. Udało mi się uchwycić moment „zaczepki” w obiektywie. Na zdjęciu możecie zobaczyć taką dziwną literę na tle nieba, to właśnie para błotniaków łąkowych :) Podczas naszych obserwacji nie zabrakło również ich większych kuzynów - błotniaków stawowych (Circus aeruginosus). To zdecydowanie najliczniejszy gatunek lęgowy wśród krajowych błotniaków jak i najprostszy do rozpoznania. Przygodę z błotniakami warto zaczynać właśnie od niego. Charakterystyczne brązowe samiczki z płową czapeczką na głowie łatwo zidentyfikować nawet z dużej odległości. Warto również zauważyć, że samiczka nie posiada żadnego prążkowania w przeciwieństwie do samic błotniaka łąkowego czy zbożowego. Również z samcem nie powinniście mieć większych problemów. Rdzawo brązowe pokrywy podskrzydłowe, ciemny tułów i brzuch odróżniają go wyraźnie od biało-popielatego samca błotniaka zbożowego i dużo mniejszego, smuklejszego z ciemnymi paskami pod skrzydłami samca błotniaka łąkowego.

Biebrza jednak słynie z innego gatunku – wodniczki. Tłumacząc jej nazwę łacińską, Acrocephalus paludicola, otrzymamy w dosłownym znaczeniu mieszkańca bagien. Jest to gatunek zagrożony w skali globalnej a jego główne i najliczniejsze stanowiska znajdują się m.in. w Dolinie Biebrzy. Koniec czerwca jest czasem, gdy samica przystępuje do drugiego lęgu. Co ciekawe, wodniczka jest wyjątkiem w świecie ptaków śpiewających, gdyż nie tworzy par. Samce bronią swoich terytoriów, na których zazwyczaj przebywa kilka samic, które z kolei kojarzą się z wieloma sąsiednimi samcami. Prowadzi to do sytuacji, że w lęgu złożonym np. z 5 jaj, każde jajo mogło być zapłodnione przez innego samca. Oczywiście samice starają się mieć dzieci z samcem najlepszym w okolicy a celem samców jest zapłodnienie jak największej ilości samic. Strategia prosta ale i wymagająca. By jej sprostać można odnieść wrażenie, że życie seksualne u tych ptaków jest wyjątkowo aktywne. Jak podaje Andrzej Kruszewicz, który nad Biebrzą i wodniczkami spędził niejedną godzinę badań, w sezonie lęgowym jądra wypełniają niemal całą jamę ciała dorosłych samców! Kusząc się o analogię to tak jakby człowiek, a dokładniej mężczyzna dźwigał dwa wielkie arbuzy. Niewiarygodne, prawda? W świecie drobnych ptaków śpiewających jest to wyjątkowe zjawisko. Tablice informacyjne na każdym kroku informują nas o ochronie wodniczki w Dolinie Biebrzy i prowadzonych projektach. A ornitolodzy z całej Europy zjeżdżają się w to miejsce, by móc podziwiać tego niezwykłego śpiewaka - amanta.

Z Basenu Dolnego przemieściliśmy się w wyjątkowe miejsce – do rezerwatu Czerwone Bagno. To zupełnie odmienny teren położony na skraju Basenu Środkowego. Przede wszystkim wjeżdżamy w piękny las a kilka ścieżek przyrodniczo-edukacyjnych oprowadza nas po tym niezwykłym obszarze. Tutaj jedna uwaga, nie wszędzie da się wjechać rowerem. Zanim wyruszycie warto przestudiować mapę. A jest to niemiłe rozczarowanie, gdy docieracie do celu drogą rowerową ale na punkt widokowy wiedzie szlak, gdzie rowerów wziąć już ze sobą nie można. Sami przyznacie, że troszkę bez sensu. Mimo to bardzo polecam ten środek lokomocji, piękny rezerwat, piękne bagienne pradawne olsy, ciekawa ścieżka na wydmy i duża szansa spotkania łosia to niewątpliwe atrakcje tego terenu. Nam niestety łosia spotkać się nie udało. Dobrym punktem wypadowym jest leśniczówka w Grzędach, należąca do Biebrzańskiego Parku Narodowego. Oferuje ona kilka pokoi dwu i trzyosobowych w bardzo przystępnej cenie, 25 zł za osobę. Luksusów nie ma, ale jest wystarczająco dobrze. Można zaopatrzyć się od razu w mapę, bilet do parku i koniecznie coś na komary. Zawczasu uprzedzam Was o obowiązkowych maściach na ukąszenia i innych środkach łagodzących swędzenie. Nad Biebrzą z komarami i gzami nie ma żartów.

Niestety z powodu braku czasu jak i zniechęcającej pogody nie udało się nam dotrzeć do siedziby Parku w Osowcu oraz zwiedzić wszystkich punktów widokowych i pomostów. Pozostawiamy je sobie na kolejną wyprawę. Tymczasem specjalnie na koniec zostawiłem, jak dla mnie największą ptasią rewelację Biebrzy – orlika. Do tej pory tylko słuchałem opowiadań kolegów, od wielu lat badających populację zarówno orlika krzykliwego jak i grubodziobego, dla którego Biebrza to już ostatnie miejsce lęgowe w naszym kraju. Ale, by przedstawić Wam sylwetki tych dwóch pięknych gatunków potrzebuję więcej miejsca. Zatem wyczekujcie kolejnych Skrzydlatych Myśli, numer poświęcimy tylko orlikom a na zachętę dodam, że ekskluzywnych zdjęć z biebrzańskich gniazd użyczy nam nasz wspaniały fotograf Antek Kasprzak.

Darz Bór!

Rafał