Kochani, Dziękuje za spędzony ptasi rok! :) Było mi niezmiernie miło dla Was pisać. Nie udało się nam dokończyć cyklu o ptakach z miasta, ale głowy do góry. Nic straconego. Gołębie, wróble czy wrony doczekają się należnej im uwagi. Nie zapominajcie o nich, gdyż to właśnie z nimi spotykacie się na codzień. Podpatrujcie je podczas spacerów po mieście, czekając na tramwajowym przystanku czy w drodze do szkoły. Z ich zachowań możemy się wiele nauczyć o ptasim świecie.
Zapewne zwróciliście uwagę, że nasz cykl o miejskich ptakach dotyczy jak na razie tylko ptaków z rodziny krukowatych. Nie jest to przypadek, gdyż właśnie ta rodzina ptaków stanowi intelektualną elitę w ptasim świecie. Dzięki niezwykłej inteligencji ptaki te doskonale dają sobie radę w miejskiej dżungli i potrafią dostosowywać się do nowych sytuacji. Ta plastyczność zachowań pomaga im żyć obok nas. Mądrość, spryt, samodzielność, przedsiębiorczość to cechy, którymi powinien się charakteryzować prawdziwy mieszkaniec dużego miasta. I cechy te posiadają nasi skrzydlaci bohaterowie. Może nie wszystkie z nich są pozytywne czy przez nas pożądane, ale takie „rozpychanie się łokciami” gwarantuje tym ptakom przeżycie.
To jeden z najlepiej rozpoznawalnych ptaków naszych miast. Nie sposób go pomylić z żadnym innym, a jego nazwa na dobre zawitała w słowniku polskim, nawiązując do przedmiotów w podobnych barwach. Nawet inne gatunki czerpią swą nomenklaturę od jej charakterystycznych czarno-białych kolorów. Dobrym przykładem jest srokosz. Czy już wiecie o kim mowa? Oczywiście o sroce, gatunku mającym wśród nas tylu zwolenników co i przeciwników.
Jest coś takiego w kawkach, że zawsze, gdy mam okazje je obserwować, to patrzę na nie z wielką przyjemnością i zaciekawieniem. Nie wiem z czego to wynika ale nie traktuje tych ptaków jak wszędobylskich gołębi czy dosyć monotonnych gawronów. Jest w nich coś magnetycznego. Może to przez ich niezwykle interesujące, mroźne spojrzenie, a może dlatego, że ptaki te były kiedyś tak naprawdę dzikie. Dopiero z biegiem lat, dzięki swojej plastyczności przystosowały się do życia w miastach. Tak czy inaczej spróbujemy dzisiaj rozwikłać zagadkę najmniejszego przedstawiciela krukowatych - kawki.
Dziś Święto. Dla nas, poznaniaków to dodatkowy powód do ucztowania. Zapewne słyszeliście o „Marcińskich Rogalach”. Ten wyjątkowy smakołyk wyrabiany jest z ciasta pół-francuskiego, do którego dodaje się masę przygotowaną z białego maku i bakalii. Trudno się im oprzeć, a 11 listopada, czyli Święto Niepodległości, w Poznaniu dodatkowo obchodzone jest jako „Dzień Rogala Marcińskiego”. Tradycja rogala ma związek z uroczystymi obchodami imienin patrona naszego miasta – św. Marcina. W tym dniu na ulicy Świętego Marcina odbywają się tańce i zabawy, których zwieńczeniem jest przemarsz radosnego korowodu ze świętym Marcinem w stroju rzymskiego legionisty. W otoczeniu szczudlarzy, muzyków, machin i platform przemierza on ulicę, kończąc przemarsz pod charakterystycznym dla Poznania „Zamkiem”. Tu na plenerowej scenie Prezydent Miasta Poznania przekazuje św. Marcinowi klucz do bram miasta, co staje się sygnałem do rozpoczęcia radosnego świętowania, którego finałem jest pokaz fajerwerków. Tak to w skrócie się odbywa. Kto nie widział koniecznie musi do nas dziś przyjechać. Zabawy i spektakle będą trwały do wieczora a co najważniejsze, dziś kalorii nikt nie liczy.
Temat, który dzisiaj podjąłem znany nam był od wielu miesięcy. Jednak w związku z pewną luką w przepisach, jako ornitolodzy byliśmy w pewien sposób bezsilni. Dopiero nie tak dawno dzięki zaangażowaniu kilku wspaniałych przyrodników udało się nam uzyskać odpowiednią interpretację prawną dotyczącą… użytkowania armatek hukowych na stawach hodowlanych. Jednak w praktyce okazało się, że egzekwowanie prawa jest nadal bardzo trudne, a cierpią na tym tylko gatunki chronione.
W ostatniej części mówiliśmy o przypadkach kłusownictwa i wyjątkowego wandalizmu wobec gatunków podlegających ochronie. Swoją uwagę skoncentrowaliśmy na rybołowie, gatunku ekstremalnie zagrożonym w naszym kraju, którego liczebność spada drastycznie z roku na rok. W związku z odpowiednią ilością optymalnych siedlisk oraz rozwiniętą ochroną czynną polegającą na budowaniu sztucznych gniazd, sądzimy, że główną przyczyną tak niskiej liczebności jest czynnik ludzki - postrzelenia ptaków.
Przez ostatnie tygodnie przyglądaliśmy się bliżej jesiennej migracji ptaków. Omawialiśmy przystosowania morfologiczne i behawioralne, pozwalające naszym podróżnikom znieść ten ekstremalny wysiłek i stres, który towarzyszy ptakom podczas pokonywania tak dalekich dystansów. Ale o tym, że podróże są dla ptaków bardzo niebezpieczne nie decydują tylko czynniki od nas niezależne, jak zdobywanie pokarmu, wydatek energetyczny czy niekorzystne zmiany pogodowe. Oczywiście te czynniki są niezwykle istotne i mogą wpływać na śmiertelność, zwłaszcza wśród młodych i niedoświadczonych ptaków. Niestety coraz głośniej mówi się również o czynniku ludzkim. Zapraszam do dzisiejszej lektury, która porusza smutny, aczkolwiek bardzo ważny temat.
I już nadszedł październik, zatem i nasz cykl o ptasich wędrówkach dobiega do końca. Tegoroczna jesień jest naprawdę wyjątkowa i magiczna. Piękna, słoneczna pogoda sprzyja spacerom wśród złocistych i czerwonych liści, sprzyja również ptasim obserwacjom. Muszę się Wam przyznać, że co wieczór wyglądam na balkon i wsłuchuje się w ostatnie odgłosy złotej polskiej jesieni. To oczywiście klucze hałaśliwych gęsi oznajmiają swoją podróż. Zawsze mnie to zastanawiało jak te sprytne ptaki wiedzą dokąd lecieć i w jakim kierunku? Jak one to robią, że się nie zgubią, zwłaszcza w nocy i trafiają w wyznaczone sobie miejsce z chirurgiczną precyzją. Czyżby miały jakiś wewnętrzny GPS? Chyba coś w tym jest a dziś poszukamy na to pytanie odpowiedzi.
Jednym z najbardziej znanych zbiorników wodnych w Polsce, położonym na trasie ptasich wędrówek, jest zbiornik Jeziorsko. Wybudowano go w 1986 roku na rzece Warcie, na granicy województwa łódzkiego i wielkopolskiego. Cechą charakterystyczną tego akwenu jest jesienne obniżenie poziomu wody i odsłonięcie tym samym ogromnych połaci błotnistego dna. To prawdziwy raj dla migrujących siewek – biegusów, brodźców czy bekasów. Powierzchnia zbiornika zmniejsza się w tym czasie z 4700 ha (przy najwyższym poziomie wody w kwietniu) do 1700 ha, osiągając maksymalną głębokość 2,5 metra.
W czasie przelotów obserwacja ptaków jest dużo łatwiejsza, są mniej płochliwe, skupione na poszukiwaniu pokarmu. Jest to też wspaniała okazja, by obserwować gatunki rzadkie i nielęgowe. Poszukując materiału do dzisiejszego tematu natknąłem się na folder zatytułowany „Pogorzelica 2010 r”. Dokładnie rok temu spędzałem tam wrześniowe wakacje. Pogorzelica to mała miejscowość nad Bałtykiem, położona na uboczu od wielkich kurortów, otoczona lasami i przybrzeżnymi jeziorami. We wrześniu milknie zgiełk miasteczka, nie jest to co prawda miasto duchów, ale jest na tyle spokojnie, że spacerując po pustej plaży można zaobserwować wiele interesujących gatunków ptaków. Dla mnie była to wspaniała okazja, by przyjrzeć się bliżej siewkom, tuż przed odlotem na zimowiska.