Wykopaliska

Witajcie Zgodnie z obietnicą mogę już Wam zrelacjonować wydarzenia na poligonie doświadczalnym jelonka rogacza. Wczoraj skoro świt ruszyliśmy na wybraną powierzchnię leśną. To obszar reprezentatywny, na którym wiemy, że istnieje największa populacja jelonka rogacza a regionie. Naszym zadaniem jest zbadanie i wytypowanie czynników, które sprawiają, że chrząszcze na tym terenie czują się dobrze a populacja trwa stabilnie od wielu lat. Gdy już poznamy czynniki warunkujące występowanie owada, będziemy mogli wyszukać na terenie lasów gospodarczych powierzchni o zbliżonych uwarunkowaniach a następnie przeprowadzić restytucję gatunku. Taką analizę nazywa się wyszukiwaniem predyktywnym.
25.05.2011

Witajcie Zgodnie z obietnicą mogę już Wam zrelacjonować wydarzenia na poligonie doświadczalnym jelonka rogacza. Wczoraj skoro świt ruszyliśmy na wybraną powierzchnię leśną. To obszar reprezentatywny, na którym wiemy, że istnieje największa populacja jelonka rogacza a regionie. Naszym zadaniem jest zbadanie i wytypowanie czynników, które sprawiają, że chrząszcze na tym terenie czują się dobrze a populacja trwa stabilnie od wielu lat. Gdy już poznamy czynniki warunkujące występowanie owada, będziemy mogli wyszukać na terenie lasów gospodarczych powierzchni o zbliżonych uwarunkowaniach a następnie przeprowadzić restytucję gatunku. Taką analizę nazywa się wyszukiwaniem predyktywnym.

Już wiecie, że najważniejszym czynnikiem dla jelonka, umożliwiającym mu przejście całego cyklu życiowego są pniaki dębowe, a więc to co zostaje po ściętych drzewach. Muszą one jednak poleżeć kilka lat, by samice stwierdziły, że są odpowiednie do złożenia jaj. Świeże pniaki nie są zasiedlone. W celu opracowania modelu wytypowaliśmy określoną liczbę pniaków na różnym etapie rozkładu drewna. W ten sposób chcieliśmy określić, w jakim wieku pniaki są najchętniej zasiedlane. Oczywiście braliśmy pod uwagę również inne czynniki, jak okorowanie, gatunki porostów na korze czy też oddalenie od innych pniaków. Nadzór naukowy sprawował nad badaniami Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Po przyjeździe i przywitaniu z nadleśniczym ruszyliśmy wszyscy na badaną powierzchnię. By zbadać zasiedlenie pniaków musieliśmy je po prostu wyciągnąć z ziemi. Jednak jak się okazało „po prostu” to nieodpowiednie słowo. Mimo, iż nadleśniczy zamówił specjalną leśną maszynę – ciągnik LKT 81- nie wszystkie pniaki udało się nam przewrócić. Jak zauważycie na zdjęciu ciągnik do karczowania posiada z przodu taką łyżkę, podobnie jak spychacz. Przy jej pomocy wyważa pniak. Dopiero, gdy udała się ta sztuka, to do boju, uzbrojeni w szpadle i saperki ruszaliśmy my. Wykopki robiliśmy wokół miejsca, gdzie rósł pniak a ziemię przesiewaliśmy przez metalowe sito. Czasami wyglądało to tak, jakbyśmy szukali złota, i w pewnym sensie tak było. Każda larwa czy dorosły osobnik tego rzadkiego owada jest przecież na wagę złota :)

Na efekty nie musieliśmy długo czekać. Już po pierwszym przerzuconym pniaku zauważyliśmy białe, wielkie pędraki wypadające z korytarzy drążonych w korzeniach. Gromkie okrzyki radości oznajmiały kolejne znaleziska. Po paru minutach mieliśmy już całą kolekcję wielkich, dużych i mniejszych larw jelonka rogacza. Specjalnie unikam słowa piękne, gdyż wybaczcie mi moi mili, ale zdecydowanie wolę formę dorosłą tego owada od pędraka ;) Jednak wielka radość dopiero miała nadejść. Gdy kolega z ekipy wydobył z siebie entuzjastyczny nieartykułowany okrzyk, wiedzieliśmy, że obiektem westchnień na pewno nie był pędrak. Znalazł formę doskonałą, samiczkę, pierwszą z kilkunastu, które udało się nam w tym dniu wykopać.

Samiczki były już przepoczwarzone. Zakopane w ziemi czekają teraz na cieplejsze, parne wieczory, by opuścić swoje domy i pierwszy raz w życiu wylecieć na świat. Spytacie co się stało z wykopanymi owadami? Otóż po dokonaniu niezbędnych pomiarów ostrożnie wkładaliśmy je ponownie do ziemi. Pniak przewracaliśmy na swoje miejsce własnymi siłami a gdy ich nam brakło, z pomocą nadjeżdżał nasz czołg - ciągnik  LKT. Następnie zasypywaliśmy dołek, jakby nigdy nas tam nie było :)

Po kilku wykopanych pniakach brakowało nam do pełni szczęścia tylko jednego. Każdy z nas marzył od dziecka, by zobaczyć przysłowiowego rogacza. Sam fakt wykopywania samic wzbudził w nas lekki niepokój. Choć taka jest prawidłowość, że samców jest dużo mniej, to „mniej” nie znaczy przecież żadnych. Ale nie zrażaliśmy się, tabelki zapełniały się danymi a my wciąż kopaliśmy, zasypywaliśmy i kopaliśmy… A słońce prażyło jak w lipcu. Czy udało się nam znaleźć samca? Potrzymam Was chwilę w niepewności, ale tylko do jutra :)

Dobrej nocy!