Ptaki z dużych miast. Będą nas miliony.

To już ostatni odcinek naszego cyklu o najbardziej znanych gatunkach, związanych z człowiekiem, uzależnionych od jego działalności, produktów czy od niego samego. Ostatni, lecz za to najliczniejszy, wzbudzający najwięcej kontrowersji, od skrajnej nienawiści po uwielbienie. Mowa o gatunku, który spędza sen z powiek wielu radnym miast i pobudza umysły światłych ludzi do wyszukiwania coraz to nowszych i skutecznych metod walki wręcz.
14.01.2012

To już ostatni odcinek naszego cyklu o najbardziej znanych gatunkach, związanych z człowiekiem, uzależnionych od jego działalności, produktów czy od niego samego. Ostatni, lecz za to najliczniejszy, wzbudzający najwięcej kontrowersji, od skrajnej nienawiści po uwielbienie. Mowa o gatunku, który spędza sen z powiek wielu radnym miast i pobudza umysły światłych ludzi do wyszukiwania coraz to nowszych i skutecznych metod walki wręcz.

Nasz bohater w dodatku sprawia, że miliony mieszkańców dużych miast patrzą co dzień w niebo, przechadzając się pod kamienicami, gzymsami, budynkami, przystankami, peronami… Patrzą bynajmniej nie z zachwytu nad niebem, choć szkoda. Oni po prostu lokalizują potencjalne miejsca upadku odchodów, gdyż nikt nie chce przecież "dostać za darmo" :) Piszę z przekorą „oni”, choć i ja przecież do nich należę i co ranek, maszerując na tramwaj patrzę z obawą na zawieszone nad przystankami poręcze i wykonuję przez to dodatkowy krok w bok.

This is WAR!

Do boju ruszyły szpikulce, cieńkie niczym igły do akupunktury, choć z pewnością nie taki był ich cel. Pojawiły się nagle, nieoczekiwanie, na pięknych, odrestaurowanych kamienicach, ratuszach i innych zabytkach. Nasze ukochane budowle najeżyły się z dnia na dzień niczym jeże, milionem włóczni wycelowanych w kierunku wroga.

W innych częściach miasta, na wieżach kościelnych miejscy stratedzy przyjęli inną metodę walki. Nadszedł dzień, gdy mieszkańców przebudził wysoki, świdrujący dźwięk, dobiegający z wystawionych na wieżach megafonów. Odgłosy sokołów i jastrzębi zagościły na naszych osiedlach. Jednak i ta metoda, pochodząca od naturalnych wrogów okazała się nie dość skuteczna.

Nie moi kochani, to nie „Dzień Niepodległości” i nalot kosmitów. Za stworzenie tych kosmitów jesteśmy odpowiedzialni w dużej mierze my. Wszędobylskie gołębie miejskie są obecnie zmorą mieszkańców dużych miast. Jednak nadal duża część społeczeństwa, zwłaszcza ludzi starszych i dzieci nie wyobraża sobie spaceru bez dokarmiania tych jakże „ludzkich” pupilów.

Stworzenie Predatora

Oczywiście gołąb miejski nie wziął się z nikąd. Ten specyficzny gatunek tak naprawdę wyodrębniono dopiero w latach 90. ubiegłego wieku poprzez dodanie mu do nazwy łacińskiej Columba livia dopisku forma urbana, określającej jak się domyślacie formę miejską. Jego prawdziwymi rodzicami są gołąbie skalne (Columba livia) oraz gołębie domowe (hodowlane, f. domestica).

Pierwotnym środowiskiem gołębia skalnego, również zgodnie z jego nazwą, były wszelkiego rodzaju klify, skały, wybrzeża. W skutek zwiedzania przez niego coraz to nowszych europejskich miast, jak na porządnego turystę przystało, gołąb ten zaczął się krzyżować z hodowlanymi uciekinierami bądź uciekinierkami. W rezultacie powstały niezliczone formy barwne gołębi związanych już na zawsze ze środowiskiem człowieka. W myśl hasła „będą nas miliony” gołębie miejskie rozmnożyły się do tego stopnia, że są zdecydowanie i niekwestionowanie najpospolitszymi ptakami dużych miast.

Wróg czy przyjaciel

Gołąb miejski w miejskiej dżungli czuje się jak ryba w wodzie. Nie sposób go policzyć a ślady jego bytności możemy obserwować na każdym kroku. To właśnie odchody zanieczyszczające zwłaszcza pomniki czy zabytki stały się główną kością niezgody pomiędzy mieszkańcami a ptakami. Nie chodzi tylko o nieprzyjemny efekt dla oka ale i związki chemiczne, które w tych odchodach się znajdują, powodując korozję ludzkich budowli.

W odchodach miejskich gołębi moglibyśmy znaleźć również całe spektrum szkodliwych i bardzo szkodliwych wirusów i bakterii, niestety groźnych również dla ludzi. Po części winni jesteśmy my sami. Dokarmianie gołębi latem sprzyja ich wzajemnemu zarażaniu się a żerowanie na wysypiskach czy miejskich, osiedlowych śmietniskach dodatkowo wzbogaca ich faunę jelitową o kolejnych niepożądanych gości. I tak nasze gołąbki zarażają się śmiertelną dla nich kręćką, salmonellozą, rzęsistkowicą, nicieniami jelitowymi czy ektopasożytami. Dlatego zwracajmy uwagę, szczególnie na dzieci, by nie miały styczności z tymi ptakami. A przecież chore, osłabione gołębie bardzo często nie mają już sił przed nami uciekać i łatwo je „pogłaskać”.

Dokarmianie gołębi tylko podczas srogich zim z pewnością bardzo by pomogło zarówno ptakom jak i mieszkańcom. Z nastaniem wiosny ptaki musiałyby poszukiwać pokarmu poza miastem i z pewnością część z nich już by nie wróciła na „stare śmiecie”. Poza miastem gołębie nie miałyby takiej styczności z zarazkami a chore osobniki szybko byłyby eliminowane.

Kuzyni z wyższych sfer

Jak się z całą pewnością domyślacie, wielbicielem gołębi miejskich nie jestem. Nie mogę tego natomiast powiedzieć o ich dużo większych i piękniejszych kuzynach – gołębiach grzywaczach(Columba palumbus). Masa ich ciała, szczególnie na jesień przekracza nawet 0,5 kilo. To naprawdę olbrzymy w gołębim świecie. Nic więc dziwnego, że są największymi gołębiami na naszym kontynencie.

W zeszłym roku przed moim blokiem, na topoli, zagnieździła się para grzywaczy. Z rozbawieniem patrzyłem jak maszerowały po trawniku, przypominając mi wielką kurę bądź też wymarłego dronta dodo. Naprawdę lubię te ptaki, są eleganckie, dostojne, sprawiają wrażenie czystych w przeciwieństwie do ich licznych, mniejszych kuzynów.

Nie tak całkiem dawno grzywacz był gołębiem typowo leśnym, w dodatku bardzo rzadkim, zamieszkującym bory mieszane i lasy liściaste. Jego ekspansja do miast nastąpiła dopiero w połowie XIX wieku. Początkowo zasiedlał większe parki ale obecnie jest dość powszechnie spotykany  prawie w każdej miejskiej, zielonej enklawie. Nie oznacza to, że grzywacza nie spotkamy poza miastem. Nadal gnieździ się w śródpolnych zadrzewieniach czy na skrajach lasów. Zatem gdy zobaczycie wielkiego, nadnaturalnego gołębia, chciałoby się powiedzieć nadgołebia, z białą plamą na szyi, tworzącą charakterystyczną grzywę, to z pewnością jest to właśnie gołąb grzywacz.

Trzecim gatunkiem gołębia, goszczącym w naszych miastach, powiedziałbym, że o anielskiej urodzie rodem z obrazów i filmów jest sierpówka (Streptopelia decaocto). Moim zdaniem to nasz najpiękniejszy krajowy gatunek. Uosabia, w przeciwieństwie do przysadzistego i ciężkiego grzywacza, lekkość, grację, delikatność i wręcz kobiecą urodę. No, z pewnością fantazja trochę mnie poniosła ale zgodzicie się ze mną, że konkurs na gołąbka pokoju z pewnością sierpówka by wygrała. Cała mleczno-szara z charakterystycznym czarnym sierpem na szyi jest praktycznie nie do pomylenia z innymi gołębiami.

Sierpówka jest bardzo pospolitym gatunkiem, towarzyszącym człowiekowi na wsiach, w mniejszych i większych miastach. Niestety, przez to, że jest tak delikatna, z charakterem aniołka, przegrywa walkę o pokarm z miejskimi wyjadaczami – innymi gołębiami, kawkami a nawet wróblami. Żeby tego było mało jej lęgi dziesiątkują wrony, gawrony i sroki. Sierpówka jest też jednym z tych gatunków, który bardzo często pada ofiarą krogulcy czy jastrzębi, nie wspominając o naziemnych ssakach, kotach i kunach. Jeśli dodamy do tego zatrucia i śmiertelne zarażenia od gołębi miejskich, zazwyczaj spowodowane pobieraniem pokarmu z tych samych, niewłaściwie czyszczonych karmników czy poideł, to mogłoby się wydawać, że z sierpówką jest źle. Bynajmniej tak źle nie jest i jej populacja nadal jest w ekspansji.

Tak samo jak na przełomie XIX i XX wieku sierpówka podbijała z Turcji Europę, tak samo obecnie podbija serca dużych miast i ich mieszkańców. Miejmy nadzieję, że nasza synogarlica turecka będzie jeszcze długo cieszyła się gościną w naszych parkach.

A w najbliższych odsłonach „Skrzydlatych Myśli”: fakty i mity z życia gołębi, czyli porcja ciekawostek o naszych miejskich towarzyszach oraz KONKURS, z główną nagrodą – pięknym ptasim kalendarzem.

Rafał
rafal@erys.pl