Pamiętniki bieszczadzkie. Dzień trzeci - zakochany w sóweczce!

Dzień dobry! Po wczorajszych nocnych nasłuchach byłem tak wykończony, że jak tylko dotarłem do pokoju padłem na łóżko... Właśnie się przebudziłem :). Zatem leżąc jeszcze w ciepłej pościeli, chwytam za laptop i pisze do Was, a jest o czym!!!
09.03.2011

Dzień dobry! Po wczorajszych nocnych nasłuchach byłem tak wykończony, że jak tylko dotarłem do pokoju padłem na łóżko... Właśnie się przebudziłem :). Zatem leżąc jeszcze w ciepłej pościeli, chwytam za laptop i pisze do Was, a jest o czym!!!

Wpierw odbyło się szkolenie w siedzibie nadleśnictwa. Przez kilka godzin pokazywaliśmy leśnikom świat sów. Było o biologii, ekologii, ochronie ale najważniejsza część szkolenia dotyczyła oczywiście metod rozpoznawania, w tym tej najtrudniejszej - po głosie. Zarówno przed szkoleniem jak i po jego zakończeniu każdy z leśniczych musiał wypełnić tzw. test kompetencji. W ten sposób sprawdzaliśmy wiedzę przed i po szkoleniu i jakie rezultaty przyniosło to co mówiliśmy. Leśniczy, który miał wszystkie odpowiedzi prawidłowe w nagrodę otrzymał koszulkę :)

Ale teraz najważniejsze. Niecałe trzy godziny po szkoleniu nasz 5 osobowy zespół był już gotowy do wyruszenia w teren. Każdemu z nas został przydzielony leśniczy i tak w dwu osobowych zespołach rozjechaliśmy się we wszystkie strony nadleśnictwa. Mi przypadło dosyć spore leśnictwo, o wielkości 1800 ha. A, bym zapomniał, jeszcze przed wyjazdem ustaliliśmy z leśniczym plan działań! Wytypowaliśmy sobie na mapie potencjalne powierzchnie na sóweczkę oraz puchacza. Niestety na sóweczkę mogliśmy wybrać tylko jedno miejsce, gdyż nie zdążylibyśmy się przemieścić w inne, w ciągu 40 minut jej aktywności głosowej.

Sóweczka jest takim gatunkiem, który swoją aktywność głosową ma 40 minut przed i po zachodzie słońca. Potem milknie. W przeciwieństwie do innych sów, które dopiero zaczynają wówczas swój koncert.

Zatem było to tak. Wsiedliśmy do fiata cinquecento i w drogę. Trochę miałem obawy, czy samochód leśniczego podoła w tych warunkach :) A początki były trudne. Nie daliśmy rady wjechać na pierwszą powierzchnię. Gruba pokrywa śniegu była silniejsza od nas i naszego auta. Zaproponowałem, by iść pieszo, ale 4km ostro pod górę, w takim śniegu... To nie był dobry pomysł. Zanim byśmy doszli, pewnie sóweczki już by zamilkły. No dobra, więc postanowiliśmy objechać górę dookoła i spróbować podejścia innym szlakiem. Jakie było moje zdziwienie, gdy wjeżdżając w las drogę zagrodził nam tym razem samochód z drewnem... Nie dało rady się prześlizgnąć, nawet naszym małym autem. Musieliśmy poczekać aż załadują... Słóńce niebiezpiecznie zbliżało się do granic wierzchołków gór

Nic to, po 15 minutowej przerwie udało się nam wyrwać. Wjechaliśmy jak najwyżej się dało, a później wspinaczka, w śniegu po kolana. Gdy zatrzymywaliśmy się na nasłuch, ja nie słyszałem nic prócz walącego jak młot mojego serca i przyspieszonego oddechu. Dopiero po chwili uspokoiłem tętno i wsłuchiwałem się w bieszczadzkie odgłosy. W przeciwieństwie do mnie leśniczy wydawał się mieć kondycję ze stali :) W końcu przestałem sapać :) Znaleźliśmy się na cudnej polanie jednego ze wzniesień, wokół lasy świerkowo - jodłowo bukowe, doliny, wąwozy ze strumieniami, pięknie! Na śniegu mnóstwo różnych tropów. O te z krwią nie pytałem, i tak byłem wystraszony. Noc wcześniej w okolicy stado wilków zagryzło łanię. Ale wracają do miłych rzeczy, słońce malowniczo schowało się za górami a lśniąca poświata roztaczała przed nami istnie bajkowy krajobraz.

Nasłuchy czas zacząć, wyciągneliśmy komórki :) i odtworzyliśmy głos sóweczki. Nasłuchując w dwójkę ważne jest, by stać w pewnej odległości od siebie, gdyż osoba odtwarzająca odgłos słyszy gorzej przy źródle dźwięku. Po 15 minutach zrezygnowaliśmy, była cisza... totalna cisza, teraz już nawet bicia serca nie słyszałem. Pięknie! :)

Po jakimś czasie przechodząc granią na drugą polanę usłyszeliśmy nieśmiało z oddali dźwięk jakby skrzypiącego roweru lub jak kto woli skrzypiącej huśtawki :) W każdym razie skrzypiący :)

Bez wątpienia, odezwała się sóweczka. Brneliśmy przez zaspy w kierunku, z którego dochodził odgłos. Wydawało się nam przez chwilę, że słyszymy wręcz dwa przekrzykujące się dźwięki. Na rozwiązanie zagadki nie musieliśmy długo czekać. Odpowiednie miejsce, wokół kilka wyższych krzewów i samotnych świerków i nasza MP3-ka :) Chwila napięcia... i krzyknąłem do leśniczego "patrz, lecą!!!". Leśniczy ściszonym głosem "co Ty mówisz, wyglądają jak nietoperze! Jakie one są malutkie...". Rzeczywiście były i przypominały nietoperze. Przemknęły przed nami niczym dwa F16 tylko bezgłośnie...dwa goniące się samce sóweczek!

Widok był wprost niewiarygodny, niewiele osób w Polsce miało szczęście takie jak my dzisiaj. Dwa samce terytorialne przeganiały się z rewirów, to stąd te wcześniejsze odgłosy przekrzykiwania. Odtwarzając naszą mp3-kę wprowadziliśmy do gry 3 samca.

Sóweczka jest takim gatunkiem, który śmiało przylatuje do źródła dźwięku.Tak też się stało, kilka minut przed 18.00 przyleciał na drzewo obok samiec, wielkości mojej dłoni. Było już ciemno, lecz udało mi się zrobić zdjęcia dokumentacyjne. Wspólnie z leśniczym byliśmy zafascynowani całą sytuacją, a ja chyba się zakochałem w tym maleńkim gatunku. Sóweczka patrząc na nas z zaciekawieniem kiwała ogonem i wypatrywała źródła dźwięku, intruza, rywala, czyli nas :) Nie chcieliśmy jej już dłużej przeszkadzać, więc po cichy oddaliliśmy się w kolejne miejsce nasłuchowe.

Cudowna noc, cudowne niebo pełne gwiazd i księżyc oświetlający wzgórza i doliny zasypane śniegiem. My pośrodku tego, wsłuchani w odłosy puszczyków uralskich, lisów, kozłów i wielu innych, których nie udało się nam zidentyfikować. Były emocje, chwile napięcia i niepewności. Było pięknie. Dziś od rana niewiarygodne słońce, zapowiada się kolejny długi dzień :)

rafał