Pamiętniki bieszczadzkie. Dzień szósty - pod latarnią najciemniej!

To już ostatni dzień nasłuchów. Zaczął się niezwykle ciekawie. Nadleśniczy zabrał nas w podróż po najciekawszych zakątkach Nadleśnictwa Stuposiany. Mieliśmy okazję poznać historię bieszczadzkich ostępów, zobaczyć panoramę z punktu widokowego a nawet przejść ścieżką dydaktyczną położoną wśród rezerwatów torfowiskowych. Bieszczady fascynują na każdym kroku, o każdej porze roku odkrywamy w nich coś nowego. Dopełnieniem są niewiarygodne historie opowiadane przez leśniczych. Już wiem, że łatwo nie przyjdzie mi stąd wyjeżdżać…
13.03.2011

To już ostatni dzień nasłuchów. Zaczął się niezwykle ciekawie. Nadleśniczy zabrał nas w podróż po najciekawszych zakątkach Nadleśnictwa Stuposiany. Mieliśmy okazję poznać historię bieszczadzkich ostępów, zobaczyć panoramę z punktu widokowego a nawet przejść ścieżką dydaktyczną położoną wśród rezerwatów torfowiskowych. Bieszczady fascynują na każdym kroku, o każdej porze roku odkrywamy w nich coś nowego. Dopełnieniem są niewiarygodne historie opowiadane przez leśniczych. Już wiem, że łatwo nie przyjdzie mi stąd wyjeżdżać…

Mój zespół dziś również nie miał szczęścia. Po wyczerpującym marszu po stoku czekaliśmy ponad godzinę stymulując różne gatunki sów. Niestety puchacz się nie odezwał. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się niedaleko naszej bazy. Standardowo o tej godzinie zacząłem od włochatki i… huknął. W odległości około 500 m huknął puszczyk uralski. Odetchnęliśmy, nie będzie nam wstyd przed innymi, chociaż jeden!

     Podczas wieczornej kolacji wymienialiśmy się przeżyciami. Nikogo nie zdziwił również fakt, że kolega, który dzień wcześniej namierzył puchacza dziś miał ich aż dwa! Ale humory i tak dopisywały. W pewnym momencie wpadł leśniczy i krzyknął, że na górce, bezpośrednio przy naszym domku huczy ural! Jakie było nasze zdziwienie, gdy okazało się, że nie był to ural, tylko puchacz we własnej osobie. A więc najciemniej pod latarnią! Przemierzyliśmy kilometry górskich szlaków w jego poszukiwaniu, miejsca nietknięte stopą człowieka a tymczasem puchacz jest na wyciągnięcie ręki. Czyż można sobie wyobrazić piękniejsze zakończenie? Staliśmy przed drzwiami zasłuchani w basowy odgłos ducha lasu. Okna naszych pokoi mieliśmy również dokładnie od tej strony. Koleżanka nazajutrz wspominała, że słuchała bubo odgłosów przez otwarte okno jeszcze do pierwszej w nocy. Niewiarygodne, prawda?

Jutro ostatni dzień w Bieszczadach, odpoczywamy od sów, wspinamy się na Bukowe Berdo!

Rafał