Pamiętniki bieszczadzkie. Dzień piąty - trop w trop.

Dziś przeprowadziliśmy kolejne szkolenie warsztatowe, tym razem w siedzibie Nadleśnictwa Stuposiany. Niezwykle miło mi było przywitać dobrych znajomych. Do naszej ekipy na stałe dołączyła naczelnik wydziału ochrony przyrody z Dyrekcji Generalnej Lasów Państwowych, jak również specjalnie na szkolenie przyjechał kolega nadzorujący zagadnienia przyrodnicze z Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie. Muszę się Wam przyznać, że widząc znajome twarze „na widowni” szkolenie prowadzi się znacznie przyjemniej :) Tym razem test kompetencji wygrał zastępca nadleśniczego i również do niego powędrowała nasza „buboborowa” koszulka. Szkolenie przebiegło miło, leśniczowie zadawali mnóstwo pytań. Podziwiam ich i dziękuje za wytrwałość i zaangażowanie.
13.03.2011

Dziś przeprowadziliśmy kolejne szkolenie warsztatowe, tym razem w siedzibie Nadleśnictwa Stuposiany. Niezwykle miło mi było przywitać dobrych znajomych. Do naszej ekipy na stałe dołączyła naczelnik wydziału ochrony przyrody z Dyrekcji Generalnej Lasów Państwowych, jak również specjalnie na szkolenie przyjechał kolega nadzorujący zagadnienia przyrodnicze z Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie. Muszę się Wam przyznać, że widząc znajome twarze „na widowni” szkolenie prowadzi się znacznie przyjemniej :) Tym razem test kompetencji wygrał zastępca nadleśniczego i również do niego powędrowała nasza „buboborowa” koszulka. Szkolenie przebiegło miło, leśniczowie zadawali mnóstwo pytań. Podziwiam ich i dziękuje za wytrwałość i zaangażowanie.

Samo miejsce jest cudowne, lasy jodłowo - bukowe otaczają nas z każdej strony. Na każdym kroku wpadamy na tropy wilków, jeleni, saren. Ale najwięcej radości wzbudziły w nas tropy rysi! Początkowo nie mogliśmy uwierzyć w nasze znalezisko. Nie sposób pominąć również niedźwiedzi, na szczęście, w związku z niższymi temperaturami w Stuposianach, niedźwiedzie jeszcze tu śpią.  A jest ich naprawdę sporo, w sezonie nie ma dnia, by się na któregoś nie natknąć, a dosłownie nie wpaść.

     Mieszkamy teraz w pięknie położonym domku myśliwskim we wsi Muczne. Dookoła stoki, widok na Bukowe Berdo i najwyższy szczyt w Bieszczadach – Tarnicę

     Wieczorem długo słuchaliśmy opowieści naszego gospodarza, który opiekuje się zwierzyną na tym terenie – jest leśniczym do spraw łowieckich. Zmartwił nas troszkę, gdyż okazało się, że kilka żubrów ze stada wolnościowego ma gruźlicę i nie da się ich niestety uratować. Leśnicy ściśle współpracując z weterynarzami i naukowcami monitorują stan zdrowotny tych pięknych zwierząt. A Bieszczady są niewątpliwie ostoją tego gatunku.

     Początek marca w Bieszczadach to również wyjątkowy czas dla zwierzyny. Przyroda budzi się pomału do życia. I nie mam na myśli tylko niedźwiedzi. Swoje gody rozpoczynają rysie! Samce przemierzają codziennie olbrzymie odległości w poszukiwaniu partnerek. Również u jeleni sporo się dzieje. Byki właśnie teraz zrzucają swoje poroża. Leśniczy opowiadał, że przez ostatni tydzień większość najbardziej okazałych byków już się wytarła, teraz przyszedł czas na młodsze. Przez kolejny tydzień druga połowa wszystkich byków pozostawi przy drzewach swoje piękne wieńce. Znaleźć je jednak nie jest prosto. Szukanie a później sprzedaż okazałych zrzutów to w tym okresie często jedyny zarobek dla miejscowej ludności. Poszukiwacze podążają tropem takiego byka nawet przez kilka dni, aż znajdują upragniony skarb. Trzymajcie kciuki, może i nam dopisze szczęście.

     Wieczorne nasłuchy niestety dla mojego zespołu okazały się nieudane. Silny wiatr, zachmurzone niebo, sowy znów milczały. Jednak odrobinę to niepowodzenie wynagrodziły memu sercu widoki. Towarzyszący mi leśnicy wywieźli nas wysoko w góry, na pasmo o tajemniczej nazwie „Jeleniowaty”, na pograniczu z Ukrainą. Cudowne, niczym z bajki, ogromne jodły zapamiętam do końca życia. Zapamiętam też coś innego. Marsz w totalnych ciemnościach, na grań jeleniowatego, który przyprawił mnie prawie o zawał serca! Mając w nogach Małą Rawkę i Połoninę Wetlińską nie byłem w stanie dotrzymać tempa. Wiem, że marne to usprawiedliwienie, dlatego muszę to wykrzyczeć – „ależ oni mają kondycję”! To naprawdę twardzi ludzie gór, o wspaniałych sercach, nogach z żelaza i duszach przepełnionych bieszczadzkimi opowieściami, które mam nadzieję, będę mógł Wam kiedyś w całości opowiedzieć.

     Na 5 zespołów tego wieczoru, tylko jeden odniósł sukces. Chyba mu wszyscy zazdrościmy. Zlokalizowano rewir puchacza, mało tego, dwa rewiry sóweczki. Na pocieszanie dodam sobie otuchy. Póki co, po tych kilku dniach sóweczka pozowała do zdjęć tylko mi! Chociaż coś, prawda?

     Do jutra dzielni bieszczadcy słuchacze!

Ps. W dzisiejszej galerii zdjęć, bieszczadzkie tropy. Od lewej ryś, byk jelenia, wiewiórka, mysz i uwaga –zdjęcie tytułowe to nasze ślady! By łatwiej przemierzać grubą pokrywę śniegu traperzy wykorzystują technikę wilków. To co widzicie na zdjęciu to ślad 3 osób, w tym mój. Chodzimy jednak dokładnie po swoich śladach, by mniej się męczyć, podobnie jak czynią to wilki. Podążając ich tropem nawet najlepsi tropiciele nie są w stanie określić dokładnej liczby sztuk w watasze.