Orły z bagien. W Dolinie Biebrzy

Moja ostatnia wycieczka nad Biebrzę zainspirowała mnie do zmierzenia się z niezwykle trudnym tematem. Zgodnie z obietnicą chciałbym Wam przedstawić sylwetki dwóch wspaniałych gatunków, prawdziwych orłów, wywodzących się z rodzaju Aquila. Posłuchajcie historii o „orłach bagiennych naszych lasów”.
03.07.2011

Moja ostatnia wycieczka nad Biebrzę zainspirowała mnie do zmierzenia się z niezwykle trudnym tematem. Zgodnie z obietnicą chciałbym Wam przedstawić sylwetki dwóch wspaniałych gatunków, prawdziwych orłów, wywodzących się z rodzaju Aquila. Posłuchajcie historii o „orłach bagiennych naszych lasów”.

Biebrza to jeden z największych kompleksów torfowisk niskich w Europie. Perła polskiej i europejskiej przyrody i jedno z najbardziej atrakcyjnych miejsc występowania ptaków na naszym kontynencie. Jest unikalna, tylko tu można spotkać wszystkie sześć zagrożonych globalnie gatunków ptaków. Wśród nich gatunek, o którym do niedawna wiedzieliśmy bardzo niewiele. Kotlina Biebrzy to jedyne miejsce w Polsce i najbardziej na zachód wysunięte miejsce w Europie, gdzie możemy jeszcze go spotkać. Mowa o orliku grubodziobym (Aquila clanga). Porównamy go również z jego znacznie liczniejszym kuzynem - orlikiem krzykliwym.

W Polsce liczebność orlika krzykliwego szacowana jest na 1800 – 2000 par, podczas gdy orlika grubodziobego na 18 – 20 par! By zrozumieć jak ważna dla orlików jest ochrona biotopów biebrzańskich musimy przeanalizować strategię żerowania naszego bohatera.

Wiemy już, że orlik grubodzioby to gatunek związany z wielkimi, silnie zabagnionymi dolinami rzecznymi i bagiennymi starodrzewami. Na założenie gniazda wybiera drzewo liściaste, przeważnie olszę czarną lub brzozę omszoną umiejscowioną w głębi bagiennego lasu. W przeciwieństwie do niego orlik krzykliwy preferuje na założenie gniazda w równym stopniu gatunki iglaste (świerk, jodła) co liściaste, a gniazda zakłada w pobliżu skraju lasu. Może to być ols, bagienny bór czy brzezina granicząca z łąkami lub pastwiskami. Należy jednak pamiętać, że jest to gatunek dość szeroko rozpowszechniony, obejmujący północno-wschodnią część kraju, aż po Karpaty Wschodnie. W przeciwieństwie do niego występowanie orlika grubodziobego ogranicza się właściwie tylko do Biebrzy (przez Polskę przebiega zachodnia granica jego występowania w Europie).

Obydwa gatunki stosują trzy podstawowe techniki łowieckie: patrolowanie i atak z powietrza, polowanie z zasiadki oraz piesze poszukiwanie pokarmu. Najczęściej obserwowaną u orlika grubodziobego techniką jest bezpośredni atak z powietrza. Stosuje go na obszarach turzycowisk o stosunkowo wysokiej roślinności (powyżej 0,5 m). Gdy warunki atmosferyczne nie sprzyjają krążeniu nad terenem łownym i wypatrywaniu zdobyczy z góry, ptaki preferują atak z zasiadki. Przesiadują na samotnych drzewach, stogach siana, wypatrując ofiar, by nagle zaatakować. W ten sposób tracą mniej energii niż na polowanie z lotu.

Jednak najbardziej niezwykłym zachowaniem, również wśród wszystkich ptaków szponiastych, jest bieganie za swoimi ofiarami. Jakkolwiek dziwnie to brzmi, na obszarach obfitujących w płazy, przy świeżo wykoszonych łąkach i turzycowiskach a nawet na śródleśnych drogach orliki łapią żaby na piechotę. Strategia ta wykorzystywana jest częściej przez orlika krzykliwego, którego główną bazą pokarmową są gryzonie i płazy. Wiąże się to z tym, że orlik krzykliwy bardziej preferuje łąki i rzadziej zapuszcza się na bagienne turzycowiska. Zdecydowanie bardziej bagiennym gatunkiem jest orlik grubodzioby. W jego diecie dominują prócz gryzoni głównie ptaki wodno-błotne i to na nie najchętniej poluje na mocno uwilgotnionych turzycowiskach dolnego i środkowego basenu Biebrzy.

Jak zauważyliście, prócz odpowiednich miejsc do założenia gniazda, niezbędne są tereny, które umożliwią wykorzystanie orlikowych technik polowania, a więc łąki, turzycowiska czy pastwiska. To właśnie one decydują o sukcesie utrzymania populacji obu orlików.  Dewastacja torfowisk poprzez ich zaoranie i zamianę w pola uprawne, osuszanie bagien, zarastanie łąk jest obecnie jednym z głównych czynników zaniku biotopów lęgowych. Przyczyną jest również całkowite zaniechanie rolnictwa ekstensywnego np. poprzez wypas bydła.

By zachować odpowiedni biotop prowadzi się obecnie działania zmierzające do zahamowania procesu sukcesji lasu i zarastania otwartych torfowisk. Co roku wykaszane i odkrzaczane są setki hektarów zarastających turzycowisk i łąk. Podczas naszej przygody z orlikami będziemy jeszcze o tym mówili nie raz.

Orliki sprawiają ornitologom i naukowcom wiele kłopotów. Dzięki rozwojowi techniki wiele z nich udało się już rozwiązać, choć nadal stawiamy sobie pytania bez odpowiedzi. Kłopoty zaczynają się już na samym początku, a związane są z nazewnictwem.

Musicie moi drodzy wiedzieć, że orlikiem krzykliwym nazwano tak naprawdę jego kuzyna – orlika grubodziobego. Powodem zamieszania jest łacińska nazwa orlika grubodziobego – Aquila clanga, która wcale nie ma nic wspólnego z dziobem.  Clanga pochodzi od słowa clangorktórym to określeniem zwykliśmy nazywać odgłos wydawany przez żurawie, czyli krzyk. Jednak w języku polskim i niemieckim krzykliwym nazwano Aquila pomarina, czyli dosłownie tłumacząc orła pochodzącego z Pomorza, tymczasem clanga został nazwany orlikiem grubodziobym. Zagmatwane, prawda? Najbardziej zatem odpowiednim wydaje się nazwa angielska, „spotted eagle” dla orlika grubodziobego i „lesser spotted eagle” dla orlika krzykliwego, co ma dosłowne i na szczęście prawdziwe uzasadnienie w ubarwieniu młodych ptaków z obydwu gatunków. Ale o tym nieco później.

Z orlikami związanych jest kilka bardzo ważnych zjawisk. Po pierwsze są to tzw. gatunki bliźniacze, czyli blisko ze sobą spokrewnione i bardzo do siebie podobne. W procesie wyodrębnienia dużą rolę odegrał lądolód. Naukowcy oceniają, że podczas ostatniego zlodowacienia rozdzielił on populację wyjściowego gatunku na dwie subpopulacje. Długotrwała izolacja rozdzielonych populacji doprowadziła z czasem do zmiany zarówno w wyglądzie zewnętrznym (morfologii), zachowania (behawioru) i biologii, wyodrębniając nowe gatunki. Takich przykładów w polskiej awifaunie mamy kilka. Dzięcioł zielony i zielonosiwy, pełzacz leśny i ogrodowy czy muchołówka żałobna i białoszyja to właśnie takie gatunki bliźniacze.

A skoro są do siebie tak podobne istnieje duże niebezpieczeństwo, że może dochodzić do lęgów mieszanych. I rzeczywiście tak się dzieje, gdy zasięgi obydwu gatunków nachodzą na siebie. Rezultatem takich związków są ptaki posiadające cechy obydwu z rodziców. Zjawisko to nazywamy hybrydyzacją i stanowi ono poważne zagrożenie dla czystości linii genetycznej orlika grubodziobego. Tym bardziej, że istnieje spore prawdopodobieństwo, że mieszance mogą mieć ograniczoną płodność. Do hybrydyzacji przyczynia się również zmiana biotopu orlika grubodziobego, związana z osuszaniem turzycowisk. Kiedyś bagniste tereny były niedostępne dla orlika krzykliwego. Ich stopniowe przekształcanie spowodowało, że stały się dla nich atrakcyjne. Jeśli dodamy do tego ekstremalnie małą liczbę osobników clangi, które nie mogąc znaleźć partnera własnego gatunku wybierają blisko spokrewnionego kuzyna, istnieje prawdopodobieństwo, że zjawisko mieszania będzie zachodzić coraz częściej.

Hybrydyzację u orlików pierwszy raz potwierdzono w 2000 roku. Parę stanowiła samica A. clanga i samiec A. pomarina. Wykonane w późniejszym czasie badania DNA dorosłego samca, wykazującego cechy pośrednie, potwierdziły przypuszczenia ornitologów. Pary mieszane stwierdzono również na Białorusi, w Estonii i na Litwie.

Kolejnym bardzo charakterystycznym zjawiskiem, który w Polskiej awifaunie kojarzymy od razu z orlikami to zjawisko kainizmu. Starsze, wcześniej wyklute pisklę, nie toleruje swojego młodszego rodzeństwa, które traktuje jako konkurenta pokarmowego, atakuje i zabija. Agresja w obrębie rodzeństwa u orlików jest niemal 100 procentowa. Zjawisko to wykorzystują ornitolodzy, by zwiększyć efektywność lęgów u orlików. Jeszcze w latach 90-tych ubiegłego wieku Minister  Środowiska, w związku zagrożeniem istnienia gatunku, wydał pozwolenie na ratowanie zagrożonego kainizmem młodszego pisklęcia. Taki przypadek miał miejsce w 1990 roku, gdy młodsze pisklę przekazano do Stacji Badawczej Polskiego Związku Łowieckiego w Czempiniu. Po odchowaniu pisklę wróciło do gniazda a ptaki dorosłe przyleciały i nakarmiły go. Było to możliwe, gdyż jak wykazały badania, pod koniec okresu gniazdowanego agresja między pisklętami ustaje, a różnice w wielkości pisklęcia z naturalnego i sztucznego odchowu są niezauważalne.

Przypadek z 1990 roku był jak dotąd jedynym w Polsce przypadkiem odchowania dwóch piskląt orlika grubodziobego. W naturze odchowywanie dwóch młodych zdarza się niezwykle rzadko! Dlatego tak wyjątkowe jest zdjęcie, które przesłał nam Antek Kasprzak. Przedstawia gniazdo orlika krzykliwego z doliny Biebrzy, a w nim, tak moi drodzy ornitolodzy, dwa młode, piękne Aquila pomarina! To niespotykane! Pragnę w tym miejscu podziękować Antkowi za udostępnienie nam tych ślicznych zdjęć.

Na zakończenie części pierwszej naszego spotkania z orlikami mam niespodzankę. Koniecznie zajrzyjcie pod ten link http://www.eenet.ee/EENet/ i wybierzcie „kurekaamera”. Na żywo, prosto z Estonii, przekaz z gniazda orlików krzykliwych.

Darz Bór!

Rafał

Zdjęcia orlików krzykliwych: Antoni Kasprzak