Na ratunek

Zapewne każdy z nas znalazł kiedyś zwierzę potrzebujące pomocy. Pamiętacie, jak na początku roku pisaliśmy o kolizjach, którym ulegają ptaki przystosowane do życia w miastach lub w ich pobliżu. Poszukujące na ruchliwych drogach łatwej zdobyczy ptaki szponiaste często zostają potrącane przez przejeżdżające pojazdy a przeszklone kamienice czy nawet duże okiennice wolnostojących domków stanowią pułapkę dla sikorek, wróbli czy jemiołuszek. Nie mniejszym zagrożeniem są linie wysokiego napięcia, a nawet stosunkowo nowy twór naszego krajobrazu – farmy wiatrowe.
29.07.2011

Zapewne każdy z nas znalazł kiedyś zwierzę potrzebujące pomocy. Pamiętacie, jak na początku roku pisaliśmy o kolizjach, którym ulegają ptaki przystosowane do życia w miastach lub w ich pobliżu. Poszukujące na ruchliwych drogach łatwej zdobyczy ptaki szponiaste często zostają potrącane przez przejeżdżające pojazdy a przeszklone kamienice czy nawet duże okiennice wolnostojących domków stanowią pułapkę dla sikorek, wróbli czy jemiołuszek. Nie mniejszym zagrożeniem są linie wysokiego napięcia, a nawet stosunkowo nowy twór naszego krajobrazu – farmy wiatrowe.

Nigdy nie wiemy, gdy przyjdzie nam się zmierzyć z akcją ratunkową. Zazwyczaj spotyka to nas w najbardziej zaskakującym momencie. Mój kolega opowiadał mi ostatnio historię, w którą wręcz nie mogłem uwierzyć. Jechał sobie spokojnie rowerem poza miastem dopóki nie zauważył na asfaltowej drodze ogromnego ptaka. Ptak się nie poruszał i na pierwszy rzut oka wydawał się nieżywy. Naszym naturalnym odruchem jest chęć udzielenia pomocy i tak też zareagował mój kolega. Wziął olbrzymiego ptaka pod pachę i pojechał dalej na rowerze w kierunku swojej działki.

 

Po dotarciu na miejsce pozostawił skrzydlatego pacjenta na zewnątrz domku, po czym wszedł do środka, by zatelefonować do znajomych ornitologów z prośbą o pomoc i wskazówki, dokąd ptaka ma zawieźć i jakie służby zaalarmować. W międzyczasie zauważył przez okno, że ptak zaczął się ruszać i machać skrzydłami. Zanim zdołał wybiec, wielkolud już odleciał. Moi kochani, jak się okazało, był to jeden z najbardziej agresywnych i największych gatunków w Polsce – puchacz! Kolega działaj w dobrej wierze, ale spróbujmy sobie wyobrazić co by się stało, gdyby ptak oprzytomniał wcześniej. Silne i ostre jak brzytwa szpony puchacza to broń śmiertelna, która mogłaby przysporzyć swojemu wybawcy olbrzymich kłopotów. Jak to się stało, że puchacz wyglądał na martwego? Prawdopodobnie został potrącony przez samochód i leżał ogłuszony na drodze.

 

Czy umiemy właściwie postępować w takich przypadkach? Czasami dobre chęci nie wystarczą, musimy pamiętać, że są to dzikie zwierzęta i mogą być w stosunku do nas bardzo agresywne. Podstawową zasadą jest zachowanie bezpieczeństwa, gdyż najważniejsze jest nasze zdrowie i życie. Pamiętajmy o tym decydując się na pomoc rannym stworzeniom. Nie wszyscy bowiem mają świadomość jak wiele chorób przenoszą ptaki, a o zadrapanie naprawdę łatwo.

 

Historia z puchaczem jest prawdopodobnie jedną z najbardziej niezwykłych, o których słyszałem, głównie za sprawą małych szans na spotkanie tego pięknego ptaka. To bardzo rzadki i skryty gatunek. Jednak spotkania z myszołowami czy pustułkami zwłaszcza w dużych miastach nie należą do rzadkości. Młode pustułki, które przypadkowo wypadły z budki podczas nauki lotów to częsty widok w Poznaniu. Można czasami spotkać je spacerujące po chodniku. Jeśli mają szczęście trafiają do ZOO, gdzie po uzyskaniu samodzielności wypuszcza się je na wolność. W sezonie do naszego poznańskiego ZOO trafia nawet do 60 młodych ptaków. Zresztą muszę się Wam przyznać, że kiedyś sam taką pustułkę transportowałem.

 

Nigdy nie mamy pewności co jest przyczyną, że ptak zachowuje się „dziwnie”. Może być otruty lub chory, może mieć również złamane skrzydło, albo jest tylko chwilowo ogłuszony (jak puchacz z naszej historii). Gdy decydujemy się sami zadbać o ranne zwierzę, zachowujmy podstawowe  środki ostrożności. Jak postępować zatem w takich wypadkach? O pomoc poprosiłem mojego przyjaciela z Nadleśnictwa Jarocin, Kubę Wojdeckiego, który w tym tygodniu musiał wykazać się praktycznymi umiejętnościami, ratując rannego myszołowa.

 

 - W poniedziałek zadzwoniła do mnie policja, do której zwrócili się z kolei o pomoc gospodarze pewnej posiadłości, gdzie przebywał ranny ptak. Znalazcy nie byli w stanie określić początkowo gatunku. Wiedzieli bez wątpienia, że jest to przedstawiciel latających drapieżników. Po przyjeździe okazało się że to ranny myszołów – wspomina Kuba. By się upewnić mój przyjaciel zadzwonił na krótkie konsultacje do naszego znajomego z Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków. Gdy nie mamy doświadczenia i pewności jak postępować przy takich znaleziskach od razu najlepiej zadzwonić do ptasiej organizacji. Nieumiejętne przeprowadzona akcja ratunkowa może skutkować tym, że nie tylko sobie możemy zaszkodzić ale również naszemu skrzydaltemu pacjentowi.

 

Służby, które powinny nam pomóc lub skierować do odpowiednich władz to wszystkie organizacje ptasie i przyrodnicze (np. OTOP, PTOP, KOO, PTOP „Salamandra”), służby weterynaryjne, ogrody zoologiczne, azyle, ośrodki rehabilitacji ptaków a nawet jednostki naukowe jak wydziały i instytuty zoologiczne na naszych uczelniach. Oczywiście zawsze możecie zadzwonić do miejscowego nadleśnictwa lub na policję, jak w tym wypadku uczyniło małżeństwo, które znalazło myszołowa. Wracając do naszego bohatera, czy wiemy co mu się przytrafiło?

 

Ten którego mieliśmy okazję odwiedzić najprawdopodobniej uległ kolizji z nadjeżdżającym autem – ocenia Kuba. - Szkoda, bo kiedy z bliska mu się przyjrzałem dało się dostrzec jego niezwykle dzikie serce oraz piękno. Muszę również przyznać, że mimo niewielkich rozmiarów naszokaz miał wyjątkowo ostry temperament, co akurat dobrze rokowało na samą kondycję i siłę ptaka. Skrzydło jednak nie wyglądało ciekawie. Wśród puchu i piór zdało się dostrzec złamanie otwarte, ale co dobrze, jednak świeże – dodaje.

 

            Najlepszym środkiem transportu dzikich zwierząt jest karton. Gdy nie mamy akurat żadnego pod ręką w zastępstwie możemy użyć koszy wilklinowych a nawet klatek od zwierząt domowych, dopasowanych oczywiście rozmiarami do naszego pacjenta. Taki zestaw, wyścielony gazetą przygotował również Kuba. W przypadku ptaków szponiastych warto na ich głowę zarzucić kawałek materiału, przynajmniej tak, by przysłonić im oczy. Uspokaja to zdenerwowanego pacjenta a i nas chroni przed jego obroną. Taki zabieg stosujemy również w obrączkowaniu młodych ptaków, np. w niedawno opisywanej przeze mnie akcji obrączkowania młodych bielików. Podobnie, gdy już umieścimy ptaka w klatce należy ją zakryć, by nie narażać go na większy stres. Pamiętajmy, gdy zdecydujemy się sami na zapakowanie pacjenta do kartonu, by chronić nie tylko nasze oczy ale ramiona i dłonie. Najlepiej pracujmy w grubych rękawicach i długim rękawie, a gdy nie mamy akurat nic pod ręką możemy posłużyć się owiniętą bluzą, tak by zminimalizować szanse bolesnego podrapania.

 

      Jak się okazało nasz pacjent nie był jedynym w tym dniu rannym okazem. Kuba skontaktował się z najbliższym ogrodem zoologicznym posiadającym punkt „ochronki dla znalezionych ptaków”. Jak wspomina - przygotowany w kartonie ptak ruszył w podróż do najbliższego ptasiego azylu, przy Nowym Zoo w Poznaniu. Po dojechaniu na miejsce otrzymaliśmy informację, że jest już drugim w tym dniu.

 

            Pozostaje mieć nadzieję, że myszołów szybko powróci do zdrowia i po rehabilitacji zostanie wypuszczony z powrotem na wolność, czego mu oczywiście życzymy!

 

Rafał

 

fot. Jakub Wojdecki