"Made in PL", czyli obrączkujemy polskie bieliki

To był bardzo pracowity tydzień. Zeszły weekend spędziłem w Warszawie, na Pikniku Naukowym, największym plenerowym wydarzeniu w Europie promującym nowoczesną komunikację naukową. Przez blisko 10 godzin wspólnie z koleżankami i kolegami zachęcaliśmy dzieci i dorosłych do edukacyjnych zabaw i pogadanek o lesie. Nasz namiot wyposażyliśmy w dioramę lasu. Różne gatunki drzew i zwierząt były nie lada atrakcją dla najmłodszych i ich rodziców, próbujących sprawdzić swoją wiedzę. Zdziwienie budziły zwłaszcza gatunki obcego pochodzenia, jak chociażby jenot czy norka amerykańska. Nie mniejszą atrakcją była specjalnie przygotowana „piaskownica” z tropami oraz ogród pełen monstrualnych figur zwierząt. By do niego dotrzeć, zwiedzający musieli przejść przez stworzony przez nas las. Powiem Wam szczerze, że nie pamiętam takiego oblężenia leśnego stoiska, a przecież byliśmy tylko małą drobinką wśród kilkuset innych stoisk.
04.06.2011

To był bardzo pracowity tydzień. Zeszły weekend spędziłem w Warszawie, na Pikniku Naukowym, największym plenerowym wydarzeniu w Europie promującym nowoczesną komunikację naukową. Przez blisko 10 godzin wspólnie z koleżankami i kolegami zachęcaliśmy dzieci i dorosłych do edukacyjnych zabaw i pogadanek o lesie. Nasz namiot wyposażyliśmy w dioramę lasu. Różne gatunki drzew i zwierząt były nie lada atrakcją dla najmłodszych i ich rodziców, próbujących sprawdzić swoją wiedzę. Zdziwienie budziły zwłaszcza gatunki obcego pochodzenia, jak chociażby jenot czy norka amerykańska. Nie mniejszą atrakcją była specjalnie przygotowana „piaskownica” z tropami oraz ogród pełen monstrualnych figur zwierząt. By do niego dotrzeć, zwiedzający musieli przejść przez stworzony przez nas las. Powiem Wam szczerze, że nie pamiętam takiego oblężenia leśnego stoiska, a przecież byliśmy tylko małą drobinką wśród kilkuset innych stoisk.

Po powrocie czekały nas już kolejne festyny, tym razem z okazji Dnia Dziecka. Jak widzicie moi mili, mieliśmy pełne ręce roboty. A przecież w ptasim świecie dzieją się niezwykłe rzeczy. Ostatnie dwa tygodnie to bardzo intensywny czas dla wszystkich ornitologów i obrączkarzy orłów. Młode bieliki osiągnęły już odpowiedni wiek, nadeszła więc pora na nadanie im polskiego paszportu. Specjalnie dla Was świeżutka jak ciepłe bułeczki relacja z wczorajszego obrączkowania króla polskich ptaków.

A zaczęło się tak. W czwartek po południu zadzwonił do mnie mój dobry znajomy szyszkarz. Pewnie dziwicie się co to za jeden. Szyszkarz to osoba, która zbiera szyszki… ot wytłumaczenie godne kamienia filozoficznego. Oczywiście nie tylko o to chodzi, to również osoba, która ma uprawnienia do prac na wysokościach. Nie straszne są dla niej zatem ani wysokie drzewa ani drapacze chmur w miejskiej dżungli. Kuba, prócz tego, że jest szyszkarzem ma również inną pasję. Pomaga w obrączkowaniu ptaków szponiastych. W całym tym procesie ma najbardziej odpowiedzialną, najważniejszą i najbardziej niebezpieczną rolę. Jego zadanie polega na wejściu do gniazda, nierzadko położonego na wysokości 35 m nad ziemią (to taki 10 piętrowy wieżowiec) i sprowadzenie piskląt bezpiecznie na dół. W czasie, gdy pisklaki są obrączkowane na ziemi przez ornitologa, Kuba dokonuje pomiarów gniazda.

Tak więc, gdy Kuba spytał mnie, czy nie przyjechałbym na obrączkowanie, długo się nie zastanawiałem. To już ostatnia szansa w tym roku, młode bieliki mają już średnio 7 tygodni i są już w pełni upierzone. W tym wieku resztki puchu widać już tylko okazjonalnie, przeważnie na głowie. Przez ostatnie dwa tygodnie spływały do mnie dane o obrączkowaniach w naszej dyrekcji. W jednym z gniazd mieliśmy nawet trojaczki. Taki widok zawsze wzbudza emocje, trojaczki zdarzają się tylko w kilku procentach odchowanych lęgów.

Prócz mnie i Kuby w tym niezwykłym wydarzeniu uczestniczyli przedstawiciele nadleśnictwa, w tym oczywiście gospodarz terenu, leśniczy. W nietypowej roli występował na co dzień obrączkujący bociany, Paweł z Południowowielkopolskiej Grupy OTOP. Nie mógłbym zapomnieć też o mojej żonie, która jest weterynarzem i była bardzo ciekawa pierzastych maluchów. A i same bieliki z pewnością czuły się pod jej okiem bezpiecznej. Dotarliśmy na miejsce po południu i od razu przywitały nas chmary żądnych krwi komarów. Duszna, gorąca i parna pogoda sprzyja niestety tym uciążliwym owadom. Dlatego teraz, gdy do Was piszę, co chwilę muszę odrywać ręce od klawiatury, by się podrapać tu i ówdzie :)

Ptaki założyły gniazdo na całkiem sporym świerku. Ciekawa jest historia jego odkrycia. Bieliki zauważył nie kto inny tylko pilarz, pracownik Zakładu Usług Leśnych. Obszar ten przewidziany był do nowych nasadzeń i drzewo, na którym jak się później okazało było gniazdo, również miało zostać wycięte. W momencie, gdy pilarz przyłożył piłę do drzewa, spojrzał w górę i stwierdził, że czubek jest coś za gęsty. Wierzcie mi, nie jest to łatwa sprawa. Mimo, iż znaliśmy umiejscowienie gniazda, nie sposób je było wypatrzeć, przez gęste świerkowe gałęzie. Nic dziwnego, że nikt wcześniej nie zauważył tej monstrualnej budowli. Dlatego słowa uznana należą się Panu pilarzowi, nie tylko za odkrycie gniazda ale i natychmiastowe poinformowanie nadleśnictwa o tym znalezisku. Prace zostały oczywiście wstrzymane a gniazdo bielika objęto strefą ochronną.

Wracając do wczorajszych wrażeń, wpierw ocenialiśmy, czy w gnieździe są pisklaki. Jak widzicie na tytułowym zdjęciu cała nasza gromadka wypatrywała maluchów w pewnej odległości od gniazda. Wystarczyło jedno spojrzenie, nawet bez lornetki, by zauważyć ciemną sylwetkę z wielkim dziobem, przypominającą prehistorycznego dronta dodo bądź wielką kurę. Nie było wątpliwości, jeden młody jest. Kuba pobiegł po sprzęt i zaczęły się przygotowania do wspinaczki. Najważniejsze to bezpieczeństwo wspinacza. Uprząż, linki zabezpieczające, specjalne nakładki na buty, kask to podstawowe elementy ubioru. Kuba, nauczony doświadczeniem zakłada również zawsze okulary, chroniące nie tylko przed spadającymi, łamiącymi się gałązkami, ale również przed dziobem i pazurem zdziwionego gospodarza. Osoby badające gniazda ptaków narażone są również na wiele odzwierzęcych chorób, również tych przenoszonych drogą oddechową, dlatego w osprzęcie Kuby znajduje się również zawsze maska ochronna.

Świerk jest wymagającym gatunkiem dla wspinacza, bardzo gęste gałęzie odchodzące od pnia uniemożliwiają szybkie podejście. Również pokrój tego drzewa w stożek, uniemożliwia swobodną penetrację gniazda. Nie można podeprzeć się na konarze, jak w przypadku dębu. Tak wielka konstrukcja zbudowana na samym czubku drzewa wymaga istnie akrobatycznych umiejętności, by do niej zajrzeć od dołu. Gdy Kuba dotarł na sam szczyt i odpowiednio się zabezpieczył, pierwsze co usłyszeliśmy to „są dwa!”. Drugi maluch, niewidoczny z dołu, siedział przytulony do podłoża gniazda. Zaraz potem usłyszeliśmy charakterystyczny odgłos przypominający rechot żaby bądź kłapania dziobem - młode bieliki zauważyły Kubę.

Tymczasem na dole wspólnie z Pawłem szykowaliśmy się na przyjęcie pierwszego pacjenta. Suwmiarka, waga i obrączki były w gotowości. Pierwszy młody, jak kot w worku, powolutku na liniach opuszczony został na sam dół. Kuba mógł przystąpić do mierzenia gniazda a my z wielką niecierpliwością zaczęliśmy odpakowywać naszą ornitologiczną przesyłkę…

Koniec części pierwszej…

r.