Birdwing butterfly

Czy zastanawialiście się kiedyś jak to jest być odkrywcą? Myślę, że każdy z nas chciałby się wcielić choć na chwilę w rolę ekscentrycznego przyrodnika - odkrywcy i przemierzać niezbadane lądy, morza, oceany… Poczuć ten dreszcz emocji przy spotkaniu z zupełnie nowym gatunkiem, by później móc go opisać, zbadać, sklasyfikować i umieścić w systematyce. Nie wspominając już o nazwaniu go np. swoim nazwiskiem :)
16.06.2011

Czy zastanawialiście się kiedyś jak to jest być odkrywcą? Myślę, że każdy z nas chciałby się wcielić choć na chwilę w rolę ekscentrycznego przyrodnika - odkrywcy i przemierzać niezbadane lądy, morza, oceany… Poczuć ten dreszcz emocji przy spotkaniu z zupełnie nowym gatunkiem, by później móc go opisać, zbadać, sklasyfikować i umieścić w systematyce. Nie wspominając już o nazwaniu go np. swoim nazwiskiem :)

Ale dobrze, chyba się nieco rozmarzyłem. Wracamy zatem do faktów. Zastanówmy się wspólnie czym dysponowali ówcześni XVIII wieczni odkrywcy i podróżnicy. Z pewnością od razu musimy zapomnieć o całym nowoczesnym ekwipunku, GPS-ach, komórkach, specjalistycznych narzędziach wspinaczkowych, samochodach, pilarkach, echosondach itd. itp. Oj, nie było łatwe życie biologa. Zatem co nam pozostawało…niewiele, bardzo niewiele. Szczególnie, gdy nasz wymarzony gatunek bytował ukryty bardzo wysoko w koronach tropikalnego lasu. I w dodatku, jak się później okazało, był najpiękniejszym motylem na Ziemi. Jak go złapano? Zapnijcie pasy, płyniemy do Indonezji, by wczuć się w odkrywców rajskich paziów.

Jest rok 1885, dwa statki „Royal Naval Herald” i „Rattlesnake” właśnie dobijają do brzegów wysp Salomona, by po raz pierwszy w historii świata zbadać faunę tego niezwykłego archipelagu.

Po wielu dniach wędrówki uwagę przyrodników zwrócił niezwykle kolorowy, wielki motyl szybujący wysoko w koronach drzew. Był poza zasięgiem siatek podekscytowanych entomologów. Wiedzieli, z całą pewnością, że mają przed sobą gatunek nigdy wcześniej nie opisany. Był tylko jeden problem. Motyle nie zamierzały sfrunąć w niższe warstwy koron, o podłożu nie wspominając. I moi mili, wiecie na co wpadł przyrodnik John McGillivrayZestrzelimy go! – wykrzyczał.

Zdumieni? Zapewne tak jak ja, gdy pierwszy raz o tym czytałem. Z drugiej jednak strony naukowcy nie mieli wyjścia. Pod ręką tylko broń palna i siekierka, ewentualnie można było wynająć tubylca, by wspiął się na drzewo. Ten ostatni wariant był jednak zbyt ryzykowny. A przecież mogli zapisać się na kartach historii tylko w jeden sposób - przywożąc złapany okaz (zapomnijcie o aparatach cyfrowych z zoomem optycznym).

W tych realiach pistolet z drobnym śrutem nie był wcale takim złym rozwiązaniem. Motyl co prawda będzie podziurawiony jak ser szwajcarski ale spadnie i posłuży do opisania gatunku. I tak też się stało. W ten oto niezwykły sposób odkryto (czyt. zestrzelono) Ornithoptera victoriaejednego z 40 paziów rajskich, występujących w regionie Indonezji, Papui Nowej Gwinei i Australii. Oczywiście postrzelona samica była w stanie dalekim od ideału, mimo to podziurawiony okaz posłużył do założonego celu. Do dziś dzień przechowywany jest w Muzeum Historii Naturalnej w Londynie. A opowieść o jego odkryciu, jak widzicie, nadal obiega świat.

Tymczasem na innej z indonezyjskich wysp, Alfred Wallace, zmagał się z kolejnym gatunkiem z rodzaju Ornithoptera. Rzecz działa się w 1859 na wyspie Bacan. Dzięki temu, że naukowiec opisywał w pamiętnikach swoje przeżycia możemy dziś niemal wczuć się w jego rolę. Oto jego relacja:

Podczas mojej pierwszej wycieczki do dżungli, widziałem siedzącego na liściach, ogromnego motyla, będącego poza moim zasięgiem. Motyl miał ciemne barwy rozjaśnione żółtym kolorem. Nie mogłem nic zrobić, gdyż okaz ten wzleciał wysoko nad korony drzew. Wiedziałem, że była to samica nowego, nieznanego dotąd gatunku Ornithoptera, z całą ich okazałością i urokiem…

Moim wielkim pragnieniem było ją odnaleźć ale i złowić też samca, które są zawsze ekstremalnie pięknie. W ciągu dwóch miesięcy widziałem ten okaz tylko raz. Ogarnęła mnie w końcu rozpacz, gdyż nie miałem szans go złowić, zdając sobie sprawę z ich rzadkości. Aż pewnego dnia na początku stycznia, znalazłem piękny krzew z obfitymi żółtymi kwiatami, gatunku Musssaenda i ujrzałem jedno z tych szlachetnych stworzeń.

Namierzyłem siatkę, mocno się skoncentrowałem, ale po raz kolejny motyl okazał się dla mnie zbyt płochliwy i szybko zerwał się do lotu. Następnego dnia udałem się ponownie w to miejsce i okazało się, że to niewątpliwie nowy i najokazalszy gatunek, a także jeden z najwspanialej ubarwionych motyli świata. Rozpiętość skrzydeł samca przekraczała 7 cali. Skrzydła te są aksamitno czarne i ognisto pomarańczowe a barwa ta u pokrewnych gatunków jest zastąpiona zieloną.

Jego piękno jest niemożliwe do opisania i nikt poza entomologiem nie jest w stanie pojąć tego podniecenia, które mnie ogarnęło, gdy w końcu go złowiłem. Przy wyjmowaniu motyla z siatki i rozkładaniu skrzydeł serce zaczęło mi gwałtownie bić, krew napłynęła do głowy i wydawało mi się, że zaraz zemdleję, tak jak to bywa w poczuciu nadchodzącej śmierci. Przez resztę dnia miałem potworny ból głowy. Tak wielkie było to podniecenie, którego powód większość ludzi uznałaby za błahy…”

Tak to było dawnej. Choć muszę się Wam przyznać, jako kolekcjoner motyli, że za każdym razem, gdy przyjdzie mi się zmierzyć z niezwykle pięknym gatunkiem, serce zawsze mocniej bije a dłonie, jakby delikatnie drżały :) A gatunek, o którym się tak rozpisywał Wallace to Ornithoptera croesus (na zdjęciu poniżej, drugi z lewej). Prawda, że piękny?

Zmagania pierwszych odkrywców rajskich pazi były często publikowane i opisywane m.in. na łamach notatek Towarzystwa Entomologicznego w Londynie (1910 r.). Te piękne motyle przyciągały jak magnes a naukowcy prześcigali się w pomysłach na ich łowienie. A jak już wiemy, nie było to wcale łatwe, gdyż większość Ornithopterprzebywa na wysokości kilkudziesięciu metrów, nad koronami drzew i bardzo rzadko zlatuje na ziemię, ewentualnie, by pobrać pokarm. W przypadku O. tithonusżyjącego w górach Arfak entomolodzy chcieli nawet zapłacić tubylcom, by wspięli się na drzewa. Okazało się to jednak zbyt niebezpieczne, drzewa były za młode i uginały się pod ciężarem człowieka. Po wielu dniach wyczekiwania na obniżenie lotu motyli naukowcy postanowili kwitnące drzewa po prostu ściąć. Bynajmniej nie ze złości, chcieli w ten sposób zwabić motyle w niższe warstwy. Ale jak się okazało: „w chwili kiedy drzewa spadały motyle się spłoszyły i nikt już nigdy nie widział ich w tym miejscu”...

cdn...

zdjęcia: od lewej Troides spp., Ornithoptera croesusOrnithoptera rothschildiOrnithoptera priamus