Skazana na sukces

Zapraszamy do lektury reportażu Jerzego Drabarczyka, dziennikarza „Głosu Lasu”, ze szkółki leśnej w Rybniku. Tekst ukazał się w najnowszym wydaniu „Głosu Lasu”.
22.09.2014

Zapraszamy do lektury reportażu Jerzego Drabarczyka, dziennikarza „Głosu Lasu”, ze szkółki leśnej w Rybniku. Tekst ukazał się w najnowszym wydaniu „Głosu Lasu”.

Jeszcze kilkanaście lat temu ta niewielka placówka była spisana na straty. Tuż pod jej bokiem wyrosła silna konkurencja. Dziś szkółka w Rybniku jest doskonałym przykładem, że dobry pomysł i upór potrafią zdziałać cuda.

 

Skazana na sukces

Dawniej była to zwykła szkółka leśna. Dziś na rybnickim Paruszowcu można kupić drewno kominkowe, wędzarnicze, stemple budowlane, donice z pustych pni drzew, a także budki lęgowe, korę, ziemię ogrodową i choinki. Oprócz tego oczywiście sadzonki drzew i krzewów, nie tylko leśnych.

Kiedy kilkanaście lat temu w Rudach Raciborskich powstawała nowoczesna szkółka kontenerowa, los odległej o ok. 20 km niewielkiej szkółki w Rybniku, z około sześciohektarową powierzchnią produkcyjną, wydawał się przesądzony.

– Zadawaliśmy sobie pytanie: likwidować czy szukać pomysłu na jej dalsze istnienie i rozwój. Byli jeszcze ludzie: dobrzy i doświadczeni pracownicy. Szkoda takiego kapitału. Wybraliśmy więc drugi wariant, próbując dostosować rolę tego obiektu do potrzeb lokalnej społeczności – mówi Janusz Fidyk, nadleśniczy Nadleśnictwa Rybnik. Sadzonki brzozy, sosny i innych gatunków leśnych od dawna cieszyły się zainteresowaniem wśród mieszkańców rybnickiej aglomeracji. Dodatkowo wprowadzone gatunki ozdobne także bez problemu znalazły nabywców. I tak powstał pomysł na kompleks szkółkarsko-produkcyjno-handlowy.

Pomysł z przyszłością

Leśnicy z Rybnika zaczęli wdrażać projekt, dysponując powierzchnią produkcyjną w lesie, gdzie hodowane były i są gatunki typowo leśne, oraz 80 arami przeznaczonymi na produkcję gatunków ozdobnych w samym mieście, na Paruszowcu.

- Bez szkółki nie musiałbym się martwić, czy uzyskam dochód, czy też może sadzonki diabli wzięli. Ale mnie akurat takie emocje są potrzebne - nadleśniczy Janusz Fidyk.

Działalność rozpoczęli w 2004 r. Brakowało doświadczenia, trudno było ocenić ile sadzonek, będzie można sprzedać. Eksperymentowali, jednocześnie obserwując rynek. Za zwiększającą się sprzedażą szedł wzrost dochodów. Trzeba było zwiększyć produkcję. Zainwestowali w infrastrukturę, powstała deszczownia, a także elektroniczny system ochrony sadzonek przed przymrozkami, dzięki czemu możliwa jest produkcja gatunków wrażliwych na mróz.

Dziś w szkółce w Rybniku hoduje się 168 gatunków (w ok. 200 odmianach) drzew i krzewów. Nadleśniczy uważa, że jest to granica, której raczej przekroczyć się nie da. Oferta odmian zmienia się co dwa, trzy lata. Materiał nasienny jest kupowany w centralach specjalizujących się w dostawie tzw. gatunków cennych. Podobnie jest z materiałem hodowanym wegetatywnie – ukorzenione sadzonki są kupowane u producentów. – Byłoby nieracjonalne hodować samemu sadzonkę, która kosztuje nas 30–50 groszy, a którą później sprzedajemy na przykład za 5–9 złotych – tłumaczy.

Udogodnieniem detalicznej sprzedaży sadzonek było uruchomienie specjalnego punktu sprzedaży. Początkowo zajmował się nią leśniczy szkółkarz. Teraz do tego celu został zatrudniony specjalny pracownik.

Fot. J. Drabarczyk

Kominkowe, donice, kora…

Dziś na Paruszowcu oprócz sadzonek można kupić drewno kominkowe, wędzarnicze, a także stemple budowlane oraz szczapki drewna sosnowego oferowane jako podpałka ekologiczna. To ostatnie pochodzi z żywicowanych pół wieku temu drzewostanów sosnowych. – W ten sposób wykorzystujemy dolne, zniekształcone, ale cenne żywiczne fragmenty strzały. Odcinamy je, łupiemy na drobne kawałki i sprzedajemy jako podpałkę – mówi nadleśniczy. – Drewno to kosztuje około 240 złotych za metr sześcienny. To dobra cena. Trudno byłoby nam uzyskać taką cenę nawet dla drewna tartacznego – przekonuje.

Nadleśnictwo sprzedaje rocznie w detalu ok. 20 tys. m sześc. drewna. Postanowiliśmy też produkować drewno kominkowe. – Aby zrealizować nasz pomysł kupiliśmy rębaki, urządziliśmy punkty łupania drewna; prace te wykonuje zakład usług leśnych obsługujący szkółkę – wyjaśnia nadleśniczy. Dodaje, że w ofercie są też chętnie kupowane donice wyrabiane z pustych pni, pieńki do łupania drewna, kora i ziemia ogrodowa.

Sprzedają też budki lęgowe dla różnych gatunków ptaków, z instrukcją informującą, jak i gdzie należy je wywieszać. Dużego zaangażowania od rybnickich leśników wymagają choinki. – Założyliśmy plantacje choinkowe, dziś zajmują około 20 hektarów. Musieliśmy zaplanować produkcję, przewidzieć zapotrzebowanie z kilkuletnią perspektywą sprzedaży. W okresie świątecznym klienci kupują około 3 tysięcy choinek. Idą jak woda – mówi nadleśniczy. Kompleks generuje roczny obrót na poziomie około miliona złotych.

Pobierz najnowszy numer miesięcznika

Nie tylko zysk

Na reklamę wydają niewiele. Dwa razy w roku, szczególnie wiosną, promują swoją działalność w lokalnym radiu. Jest to przede wszystkim oferta sadzonek. Za to bardziej angażują się w różnego rodzaju akcje, m.in. we współpracy z urzędem miejskim w Rybniku. Fundują sadzonki, które potem podczas imprez można otrzymać w zamian za zużyte baterie. W ciągu siedmiu lat udało im się zebrać ok. 3,5 tony baterii.

Z dobrymi efektami konkurują z miejscowymi ogrodnikami czy punktami sprzedaży drzew i krzewów. Ale nie tylko to jest ważne. Chcą też przybliżać wizerunek leśników społeczeństwu. – Budujemy wielką bramę wjazdową do obiektu z napisem „Zagroda Leśnika”. Nazwa została wybrana w drodze publicznego konkursu ogłoszonego w Internecie – podkreśla nadleśniczy.


Fot. J. Drabarczyk

Co dalej?

Wyzwaniem dla nadleśniczego Fidyka jest dalszy rozwój obiektu. Wymienia różne możliwości. Dużą szansę widzi w sprzedaży tzw. wyrostków, czyli większych, jedno-, półtorametrowych drzewek różnych gatunków. Kupują je, z przeznaczeniem na sadzenia zastępcze, firmy wycinające zieleń w aglomeracji rybnickiej. – Tegoroczne zamówienie opiewa na około 700 sztuk. To niezłe pieniądzetwierdzi nadleśniczy. Sam stara się propagować w lasach ideę tzw. pakietów biocenotycznych – półtoraarowych ogródków z gatunkami owocującymi – trześnią, jabłonią, gruszą, zabezpieczonych przed zwierzyną, które będą dla niej stanowić w późniejszej fazie rozwoju bazę pokarmową. – Pracuję w Lasach od ponad 30 lat i wiem, że z sadzenia na uprawach gatunków biocenotycznych niewiele wychodziło – zaznacza.

Dodaje, że dziś w rybnickim obiekcie hodowana jest cała gama gatunków biocenotycznych w warunkach kontrolowanych, w donicach. Leśnicy sadzą drzewka w różnych miejscach. Posadzili już kilkaset takich pakietów.

– Szkółka to są też emocje. Z pewnością bez niej miałbym dużo mniej zmartwień. Nie musiałbym się zastanawiać, czy uzyskam dochód, czy też może sadzonki diabli wzięli. Ale mnie akurat takie emocje są potrzebne – podsumowuje Janusz Fidyk.