W drewnie szuka duszy

Jerzy Drabarczyk w najnowszym „Głosie Lasu" o szukaniu cząstki siebie w drewnie i pasji tworzenia, rozmawiał ze Sławomirem Smykiem, leśniczym w Nadleśnictwie Bielsk Podlaski.
25.09.2014 | JERZY DRABARCZYK, „Głos Lasu”

Jerzy Drabarczyk w najnowszym „Głosie Lasu" o szukaniu cząstki siebie w drewnie i pasji tworzenia, rozmawiał ze Sławomirem Smykiem, leśniczym w Nadleśnictwie Bielsk Podlaski.

W drewnie szuka duszy

A robi to przez zdejmowanie kolejnych warstw, odcinanie tego, co niepotrzebne. W rezultacie zostaje niewielka cząstka, to, co w kawałku drewna jest najważniejsze. I za to go cenią, zarówno w Polsce, jak i poza granicami kraju.

 

Prace Sławomira Smyka, leśniczego odpowiedzialnego za obwód lasów niepaństwowych w Kleszczelach w Nadleśnictwie Bielsk Podlaski, zdobią wystawy, galerie oraz salony kolekcjonerskie. Można je spotkać w Holandii, Niemczech, Wielkiej Brytanii, Kanadzie, a nawet w Watykanie – jako podarunek polskich leśników dla ojca świętego Jana Pawła II. Ich wielbicielami są także polscy kolekcjonerzy.

„Nasz Smyk”

Pracownia rzeźbiarska i galeria są jego inicjatywą. Mimo to cały czas podkreśla udział Lasów w tym przedsięwzięciu. W LP, po ukończeniu Technikum Leśnego w Białowieży, pracuje od 35 lat. Być może dlatego, że to właśnie nadleśnictwo pomogło mu w rozwiązaniu problemów życiowych i przyczyniło się do rozwoju jego działalności artystycznej. Pamięta to i zawsze, kiedy tylko ma okazję prezentować swoje prace, podkreśla, że jest pracownikiem Lasów Państwowych.  

Pobierz najnowszy numer miesięcznika.

Nawet podczas niedawnej wystawy w Instytucie Badawczym Leśnictwa zwrócił się do mnie o zgodę na ekspozycję rzeźb – mówi Jerzy Andrzejuk, nadleśniczy Nadleśnictwa Bielsk Podlaski. – A przecież dziś już nie potrzebuje naszej pomocy. Nabrał pewności siebie, ma swoją markę.

Skąd pomysł na rzeźbienie? – W okolicy miałem kolegę, który rzeźbi. Jego prace podobały mi się, chciałem je mieć. Nie stać mnie jednak było na ich kupno. Zauważył to, dał mi dłuta i powiedział: „Rób to sam” – wspomina Sławomir Smyk.

Rzeźbienie wciągnęło go bez reszty. – To były fascynujące czasy. Zdarzało się, że o drugiej w nocy uruchamiałem piłę, rodzina spała, a ja rzeźbiłem. Świat zewnętrzny nie istniał. To była pełna fascynacja. Także i dziś pracownia jest moim azylem. To tu rozmawiam z drewnem – mówi.

Inspiracje

Rzeźbi od około dwudziestu lat. Za swojego mistrza uważa nieżyjącego już Henry’ego Moora, światowej sławy angielskiego rzeźbiarza, przedstawiciela tzw. abstrakcji organicznej. – Jego formy są mi bliskie – mówi i pokazuje rzeźbę, która jest wzorowana na kości biodrowej byka. Zaraz jednak dodaje, że on sam nie chciałby swoimi pracami szokować. – To nie jest dla mnie odpowiednia droga – uważa.

Zawsze najbardziej podoba mi się ostatnia rzeźba, jaką zrobiłem. Kiedy ją odstawiam, całe emocje przelewam na następną.

Nie przepada też za rzeźbą realistyczną, jest dla niego zbyt jednoznaczna. Jego twórczość to jednak nie typowa abstrakcja, choć niektóre prace są wieloznaczne i kupują je do swoich gabinetów psychoterapeuci. – Cieszę się, że moja sztuka jest przydatna – mówi.
A skąd inspiracje? – Trudno powiedzieć. Ludzie mówią: wena. Ale co to jest wena? Nie łamię sobie tym głowy, nie zaprzątam myśli, to samo przychodzi. Często wystarczy spojrzenie na drewno, na jego kształt – opowiada. Zainspirować może go najzwyklejszy przedmiot. Często w swojej pracy przedstawia postaci kobiet.

Wydobyć duszę drewna

Drewno, w przeciwieństwie do kamienia, jest ciepłe, ludzkie i to się czuje – mówi artysta. Swoje rzeźbienie nazywa otwieraniem drewna, wydobywaniem jego duszy. – Michał Anioł, zapytany, co to jest rzeźbienie, odpowiedział, że jest to zdejmowanie zbędnego, niepotrzebnego materiału, wydobywanie tego, co w danej bryle tkwi. I jeśli mi ktoś mówi: „Miałeś duży kloc, a zrobiłeś taką małą rzeźbę”, wówczas mu odpowiadam: „Ponieważ szukałem tej małej cząsteczki, tej duszy drewna, a ona gdzieś tam przykucnęła w maleńkim fragmencie i wreszcie ją odnalazłem” – opowiada Sławomir Smyk.

Fot. J. Drabarczyk

Zwykle nie wykorzystuje drewna z lasu. – Wolę leżący pod płotem, gnijący, stary konar dębowy, być może pamiętający jeszcze czasy napoleońskie – twierdzi.
Codzienne kontakty z mieszkańcami, właścicielami lasów prywatnych to też pewien atut. – Jeszcze w technikum mój ulubiony profesor, Zdzisław Nowak, zaszczepił we mnie miłość do lasu, szczególnie do hodowli. W pracy zawodowej korzystam z jego rad. Staram się zaszczepiać ludziom poczucie estetyki, aby lasy prywatne wyglądały tak jak państwowe – podkreśla.

Materiał do rzeźbienia gromadzi często przypadkowo. – Czasem zauważę na podwórku leżący kawałek drewna albo widzę, że na przykład ścinają orzech włoski, bo przeszkadza przy domu, czy likwidują stare sady jabłoniowe. Zawsze wtedy pytam o możliwość kupna surowca. Przy okazji zbieram też co ciekawsze kamienie – mówi Sławomir Smyk. W ten sposób w szopie ma już sporo nagromadzonego drewna, a także rozpoczęte rzeźby. – Może je kiedyś skończę, a może będą ogrzewać dom… – wędruje myślami w przyszłość.

Samo życie

Wcześniej mocno zabiegał o wystawy. Chodziło o zaprezentowanie siebie, a także o sprzedaż rzeźb – wówczas pieniądze w jego życiu odgrywały większą rolę niż dzisiaj. Eksponował swoje prace w Holandii, przez 10 lat jeździł tam na plenery. Ponieważ posługuje się piłą mechaniczną, Holendrzy obdarzyli go nawet przydomkiem „szybki i głośny”. Uczestniczył w wielu wystawach koło Utrechtu, a także w pobliżu Stuttgartu.

Mimo że już tak nie zabiega o wystawy, jego prace i tak znajdują nabywców. Zaznacza jednocześnie, że rzeźbienie to tylko pasja, a on sam chce być postrzegany przede wszystkim jako leśnik.

Na pytanie, która z rzeźb podoba mu się najbardziej, odpowiada: – Ostatnia, jaką zrobiłem. Byłem z nią w pracowni, jest tam cząstka mnie. Ale kiedy ją odstawiam, nie mam już do niej sentymentu. Całe swoje emocje przelewam na następną…