Stanowisko Lasów Państwowych w sprawie ogłoszenia organizacji przemysłu drzewnego

W wydaniu dziennika „Puls Biznesu” z 22 maja br. ukazało się płatne ogłoszenie zamieszczone przez Polską Izbę Gospodarczą Przemysłu Drzewnego oraz organizacje przemysłu tartacznego i producentów palet pt. „Lasy Państwowe niszczą polski przemysł drzewny”. Niestety, jest to publikacja pełna nieprawd, manipulacji i oczywistych sprzeczności, które wymagają sprostowania. Nie dziwi nas lobbing części organizacji i przedsiębiorców drzewnych za rozwiązaniami korzystnymi dla nich, ale tej skali przeinaczeń nie może usprawiedliwić nawet najtwardsza walka o własne interesy.
24.05.2020

W wydaniu dziennika „Puls Biznesu” z 22 maja br. ukazało się płatne ogłoszenie zamieszczone przez Polską Izbę Gospodarczą Przemysłu Drzewnego oraz organizacje przemysłu tartacznego i producentów palet pt. „Lasy Państwowe niszczą polski przemysł drzewny”. Niestety, jest to publikacja pełna nieprawd, manipulacji i oczywistych sprzeczności, które wymagają sprostowania. Nie dziwi nas lobbing części organizacji i przedsiębiorców drzewnych za rozwiązaniami korzystnymi dla nich, ale tej skali przeinaczeń nie może usprawiedliwić nawet najtwardsza walka o własne interesy.

Drewno czeka na nabywców

Czytając, że dla przedsiębiorców „brak dostępu do surowca jest groźny”, że „brakuje im drewna i dochodzi do tego w kraju, którego trzecią część stanowią lasy”, można się zastanowić, czy działacze branżowych organizacji przeoczyli globalną pandemię koronawirusa SARS-CoV-2. Według ich słów, jakieś tajemnicze „warunki rynkowe” zmusiły Lasy Państwowe do ograniczenia pozyskania drewna w marcu br. o blisko jedną czwartą, a w kwietniu o połowę. Stało się tak, ponieważ… to właśnie przedsiębiorcy drzewni, m.in. skupieni we wspomnianych organizacjach, wstrzymali zakupy drewna, a dodatkowo zaczęli wycofywać się z zawartych z Lasami Państwowymi umów i przestali odbierać zamówione drewno. Rozumiemy to, w końcu polski przemysł drzewny nagle stracił klientów na swoje wyroby w kraju i zagranicą (a jest w ogromnej mierze uzależniony od eksportu), kiedy w ramach walki z COVID-19 rządy praktycznie wszystkich państw Unii Europejskiej „zamroziły” gospodarki, a ich obywatele zostali w domach. Skoro przedsiębiorcy przestali kupować od nas surowiec, nie chcąc potęgować swoich strat i produkować „na magazyn” wyrobów, których nikt od nich nie kupował, to Lasy Państwowe ograniczyły pozyskanie drewna, które nie znajdowało nabywców. Obecnie, gdy powoli wszystko wraca do „nowej normalności”, zapotrzebowanie na drewno znów rośnie, więc zwiększyliśmy jego pozyskanie odpowiednio do zamówień. W tej sytuacji twierdzenie autorów ogłoszenia, że brakuje im drewna, to kuriozum. Chyba że, wbrew temu co napisali, nie chodzi im o sytuację w czasie pandemii, lecz w ogóle o podaż drewna mniejszą niżby sobie życzyli. Ale wszystkich żądań w tym zakresie nie możemy i nie chcemy spełnić ze względów przyrodniczych – od kilkunastu lat zwiększamy sukcesywnie pozyskanie i sprzedaż drewna, ale stopniowo i wyłącznie adekwatnie do tego, jak rosną jego zasoby w lasach zarządzanych przez Lasy Państwowe.

To, o czym mówimy, potwierdzają liczby. Z powodu zachwiania rynku w obliczu obostrzeń związanych z pandemią, jak dotąd po każdym etapie naszej sprzedaży dla przedsiębiorców w roku 2020 pozostawał nam surowiec: po sprzedaży ofertowej w Portalu Leśno-Drzewnym nabywców nie znalazło 1,35 mln m3 (5 proc. oferowanego drewna), po aukcjach systemowych na pierwsze półrocze – ponad 900 tys. m3 (20 proc.), po dodatkowych aukcjach systemowych - 495 tys. m3 (83 proc.). Z kolei na aukcjach e-drewno od początku roku wystawiliśmy w sumie 4,4 mln m3 drewna z różnych źródeł (niesprzedanego w Portalu Leśno-Drzewnym i na aukcjach systemowych lub nieodebranego przez klientów w ramach obowiązujących umów sprzedaży), z czego do 21 maja br. przedsiębiorcy kupili tylko 30 proc. Dla przykładu, w dniu publikacji wspomnianego ogłoszenia przez Polska Izbę Gospodarczą Przemysłu Drzewnego trwały aukcje systemowe na II półrocze (kończą się 2 czerwca br.), w których oferujemy w sumie blisko 3,6 mln m3 drewna. Z kolei na aukcjach e-drewno w tym samym dniu wystawione rano były 122 tys. m3 surowca. Krótko mówiąc, Lasy Państwowe, jak zawsze, zapewniają drewno dla przedsiębiorców. Czekało i wciąż czeka ono na klientów, tyle że ci ograniczyli zakupy, zwłaszcza w marcu i kwietniu.

O sąsiadach, co kupują drożej i sprzedają taniej

Mieszając w swym ogłoszeniu wszelkie możliwe wątki, jego autorzy utyskują również na eksport drewna z Polski, który jakoby „istotnie ogranicza branży przetwórczej dostęp do surowca” (tak, tego samego drewna, którego owa branża nie kupuje pomimo dostępności). Jednocześnie narzekają na, ich zdaniem, wysokie w porównaniu z sąsiednimi państwami ceny drewna w Lasach Państwowych, co napędza import drewna.

Zacznijmy od kwestii importu. Organizacje przemysłu drzewnego twierdzą, że „państwowy monopolista” nie chce obniżać cen drewna, więc „przestały być one konkurencyjne na rynku europejskim”, dlatego coraz więcej krajowych firm kupuje surowiec za granicą, bo bardziej im się to opłaca - nawet uwzględniając koszt transportu. Swoją drogą, jakimż to monopolistą są Lasy Państwowe, skoro przedsiębiorcy swobodnie kupują drewno z innych źródeł, kiedy tylko uznają, że to dla nich w danej chwili korzystniejsze? Po pierwsze, autorzy ogłoszenia na jednym tchu piszą, że drewno w Czechach, na Słowacji lub w Niemczech jest dziś nawet o 30 proc. tańsze niż w Polsce, po czym w tabeli, którą zamieścili (powołując się na Centrum Analitycznego Izby Administracji Skarbowej), wskazują, że wśród głównych kierunków eksportu drewna z Polski są… Niemcy i Czechy (rzekomo kupujące 7 razy więcej polskiego drewna niż sprzedające nam własnego). Jak to możliwe, że Niemcy i Czesi nie widzą tego, co widzą działacze Polskiej Izby Gospodarczej Przemysłu Drzewnego, i masowo kupują ponoć dużo droższe polskie drewno, tańsze zaś własne śląc w świat, m.in. do Chin?

Po drugie, autorzy tych niespójnych haseł doskonale wiedzą, że niskie ceny surowca w sąsiednich państwach wynikają z tego, że mają one – i to od kilku lat, bez związku z pandemią COVID-19 – gigantyczne wprost ilości surowca poklęskowego. W Niemczech, Czechach, Austrii, Szwajcarii i na Słowacji w ostatnich latach wycięto w sumie ok. 100 mln m3 drewna z drzew zamarłych w wyniku suszy, gradacji korników, połamanych przez wichury. Nagły skok podaży, której nie są w stanie wchłonąć rodzime rynki, i to drewna o obniżonej technicznej wartości, skutkuje dużym spadkiem cen.

W Polsce nawet obecny spadek sprzedaży drewna, będący następstwem pandemii, jest dotkliwy, lecz nie druzgocący. Działania rządu i wysiłek całego społeczeństwa sprawiły, że Polska odczuwa ten kryzys mniej dotkliwie niż inne państwa, nie tylko pod względem epidemiologicznym, ale też gospodarczym. Mniej drewna z Lasów Państwowych znajduje nabywców, ale nawet w kwietniu, czasie największego zastoju, sprzedaż trwała. Natomiast od maja obserwujemy istotne odbicie. Dlaczego Lasy Państwowe, które zarządzają ogólnonarodowym majątkiem, miałyby obniżać ceny drewna bardziej niż to dyktują opisane uwarunkowania rynkowe, kierując się sytuacją nie w kraju, lecz u sąsiadów? Kto weźmie odpowiedzialność za narażenie Skarbu Państwa na nieuzasadnione straty?

Zupełnie na marginesie, jak do tego wszystkiego ma się omówiona wcześniej teza organizacji przemysłu drzewnego o rzekomym „braku drewna” z Lasów Państwowych? Wydaje się, że radykalne obniżenie cen, co – znów na jednym tchu - proponują organizacje drzewne, zwiększyłoby popyt, co tym bardziej pogłębiłoby niedobór drewna…

Mityczny eksport

Od pewnego czasu niektóre organizacje, zwłaszcza Polska Izba Gospodarcza Przemysłu Drzewnego, usiłują przekonać wszystkich, że polskie drewno wręcz masowo wyjeżdża za granicę, wykupywane przez wraży, obcy kapitał. Tak, tak, robią to ci sami branżowi działacze, którzy straszą Lasy Państwowe tym, że sami kupują coraz więcej tańszego drewna zagranicą (sic!). Spójrzmy, zatem na podstawowe fakty.   

 Lasy Państwowe nie eksportują drewna. To nie żadne „usprawiedliwienie” leśników, lecz fakt prawny i gospodarczy. Sprzedajemy drewno na składzie w lesie. O tym, co z surowcem zrobi i w jaki sposób go dalej wykorzysta, decyduje jego nabywca, będący po zakupie i odbiorze właścicielem drewna. Jeśli przedstawiciele przemysłu drzewnego uważają, że w tej kwestii coś powinno się zmienić, to właściwym adresatem postulatów jest rząd, parlament, a nie Lasy Państwowe (tylko jakby to się miało do zasad konkurencji, niedyskryminacji i wspólnotowego rynku?). Nie chcielibyśmy rzeczywistości, w której sprzedawca (tu: Lasy Państwowe) decydowałby, co klientowi (tu: odbiorcy drewna) wolno zrobić z nabytym towarem.

Co roku sprzedajemy drewno prawie 7000 przedsiębiorcom, z czego tylko ułamek kupują zagraniczni, tzn. zarejestrowani i mający zakłady w innych państwach (np. w 2019 r. kupili oni zaledwie 3,3 proc. całej grubizny sprzedanej przez nas przemysłowi). Klientów zagranicznych mieliśmy więcej tylko w roku 2017 i 2018, czyli w szczycie prac związanych z uprzątaniem ogromnego obszaru po „huraganie stulecia”. Od Wielkopolski po Pomorze Gdańskie nawałnica w jedną noc wywróciła i połamała ponad 8,5 mln m3 drewna (równowartość 20 proc. całorocznego pozyskania w LP). Takiej ilości dodatkowego surowca krajowy przemysł drzewny nie był w stanie wchłonąć, zaś obowiązkiem leśników było drewno poklęskowe zagospodarować i nie dopuścić do strat Skarbu Państwa. Ale to była sytuacja nadzwyczajna, a prace porządkowe na terenach kataklizmu już zakończyliśmy.

Czy dane, które przytoczyliśmy, mówią coś o eksporcie? Nie. Poza małą liczbą nabywców zagranicznych, kupione w Lasach Państwowych drewno odsprzedają za granicę również przedsiębiorcy krajowi, w tym będący członkami branżowych organizacji. W świetle obowiązujących w Polsce i Unii Europejskiej przepisów o swobodzie gospodarczej, konkurencji lub szczególnych przepisów o obrocie drewnem, jest to legalne i przedsiębiorcy mają pełne prawo dysponować nabytym drewnem wedle swojego uznania i interesu.

Ile w takim razie nieprzerobionego polskiego drewna trafia za granicę? Podawane przez autorów ogłoszenia w „Pulsie Biznesu” dane budzą co najmniej poważne wątpliwości. Jako źródło wskazują oni Centrum Analitycznego Izby Administracji Skarbowej, twierdząc, że w ub.r. eksport drewna przemysłowego z Polski sięgnął ok. 6,7 mln m3, z czego gros trafiło do Chin, a sporo do Niemiec i Czech. Po pierwsze, jest niemożliwe, by był to w całości surowiec pozyskany u nas. Ogromna większość drewna kupowana od Lasów Państwowych jest przerabiana w Polsce. Bez tego przemysł drzewny nie byłby tak istotnym filarem naszej gospodarki oraz światowym liderem w produkcji i eksporcie gotowych produktów, a nie surowca - mebli, stolarki budowlanej, płyt drewnopochodnych czy opakowań drewnianych, czym zresztą, zupełnie słusznie, chwalą się autorzy w tym samym ogłoszeniu. Po drugie, podając takie dane organizacje drzewne zapominają, że statystyki celne, jako eksport ujmują także drewno niepochodzące z Polski, które wjechało do naszego kraju i zostało wyekspediowane z naszych portów dalej. Tak pobieżne obserwacje użytkowników polskich dróg, jak i wyrywkowe kontrole Inspekcji Transportu Drogowego (choćby w końcu ub.r. na granicy z Cechami i Słowacją) oraz komunikaty spółek logistycznych obsługujących wysyłkę przez polskie porty, wskazują, że przez nasz kraj przejeżdżają masy drewna od południowych sąsiadów, kierowane do polskich portów i dalej płynące w kontenerach do ostatecznych odbiorców, zwłaszcza w Chinach. Jest dokładnie to drewno poklęskowe, z którego potężnym nadmiarem zmagają się państwa w całej środkowej Europie, o czym pisaliśmy wyżej.

Jednym słowem, ogromna większość polskiego drewna jest przerabiana w Polsce. Jeśli przedsiębiorców niepokoi wielkość tej części surowca, która trafia na eksport, muszą uderzyć się również we własne piersi – któż inny, jak nie oni, odsprzedaje kupione w Lasach Państwowych drewno za granicę? Jeśli chcą ograniczyć administracyjnie taką możliwość, jest to domena organów państwa, a nie leśników. Pozostaje oczywiście pytanie, czy taka ingerencja w podstawowe zasady unijnego rynku byłaby możliwa. Tym bardziej, kiedy nasi przedsiębiorcy sami skwapliwie korzystają z możliwości zakupu surowca zagranicą.

Prawda o tzw. drewnie energetycznym

Kolejną kwestią podniesioną przez branżowe organizacje drzewne jest sprawa definicji tzw. drewna energetycznego. Tytułem wyjaśnienia, obecnie w przepisach takiej nie ma, a prace legislacyjne nad nią trwają już blisko 4 lata. Ustawa o odnawialnych źródłach energii wskazała na „surowiec drzewny, który ze względu na cechy jakościowo-wymiarowe posiada obniżoną wartość techniczną i użytkową uniemożliwiająca jego przemysłowe wykorzystanie, a także stanowiący biomasę pochodzenia rolniczego”, lecz dokładne parametry nie zostały skonkretyzowane w odpowiednim rozporządzeniu, więc jest to jak dotąd przepis martwy. Wyklarowaniem tej sprawy zainteresowane są nie tylko Lasy Państwowe, lecz przede wszystkim szeroko pojęta branża energetyczna – od dużych producentów energii po wytwórców pelletu i innych przedsiębiorców, wykorzystujących różnego rodzaju pozostałości i odpady drzewne. Lasy Państwowe w żaden sposób nie kreują popytu na drewno energetyczne – wynika on z tworzonych i obowiązujących w Unii Europejskiej polityk i regulacji dotyczących OZE i roli biomasy w ich strukturze (w tym drzewnej) oraz sposobu rozliczania jej wykorzystania przez różne sektory i podmioty narodowych gospodarek.     

Na pewno obecna sytuacja w Polsce pod tym kątem nie jest normalna. W innych państwach Unii Europejskiej drewno niewykorzystane przez przemysł drzewny trafia m.in. do energetyki. W naszym kraju też, tyle że nie jest to surowiec z Lasów Państwowych, lecz przywożony z zagranicy. Sama Polska Izba Gospodarcza Przemysłu Drzewnego podaje, że do naszego kraju importowanych jest rocznie ok. 2 mln m3 drewna opałowego, np. z Białorusi, podczas gdy pozyskiwanego u nas surowca o najniższej jakości nie można wykorzystać na cele energetyczne – właśnie z powodu braku odpowiednich przepisów. Tego rodzaju surowca będzie przybywało, gdyż udział drewna pochodzącego z cięć sanitarnych w całości pozyskania rośnie, w miarę jak stres powodowany przez suszę, szkodniki i wiatr zabija drzewostany. Podkreślamy, że mówimy o drewnie najniższej jakości, które oznaczamy symbolami S4 i S2AP, niespełniającym wymogów przemysłu drzewnego. Wbrew temu, co piszą branżowe organizacje, twierdzące, że sektor energetyczny wykupi surowiec potrzebny drzewiarzom, tartaki, zakłady meblarskie czy fabryki opakowań nie kupują takich sortymentów.

O ile nam wiadomo, prace legislacyjne mają doprowadzić do spójności polskiej definicji drewna energetycznego z dyrektywami unijnymi, ale nie ma tu mowy o spalaniu np. drewna tartacznego. Jeśli po wielu latach definicja drewna energetycznego zostanie w końcu ustalona, ufamy, że rynek będzie funkcjonował racjonalnie, a więc surowiec najniższej jakości, na który dziś nie ma zbytu, zostanie spożytkowany przez nową kategorię odbiorców, teraz posiłkujących się importem. Na pewno Lasy Państwowe będą sprzedawały surowiec spełniający kryteria drewna energetycznego tak samo, jak pozostałe sortymenty: w publicznych, przejrzystych procedurach, na równorzędnych zasadach dostępu dla wszystkich, bez preferowania czy dyskryminowania kogokolwiek.

Dwie strony umowy

Najsmutniejszy w ogłoszeniu Polskiej Izby Gospodarczej Przemysłu Drzewnego i pozostałych organizacji jest wyzierający z wielu zdań egoizm. Można odnieść wrażenie, że przedsiębiorcy drzewni uważają się za jedynych poszkodowanych przez pandemię. Jakby globalny kryzys nie dotknął mocno i nie wywrócił do góry nogami życia każdego obywatela i każdej organizacji, także Lasów Państwowych. Chcemy przypomnieć naszym partnerom, że każda umowa ma co najmniej dwie strony. Doskonale pojmujemy ciężką sytuację, w jakiej znalazł się przemysł drzewny (bez własnej ani leśników winy), odcięty nagle od rynków światowych, z radykalnie ograniczonym popytem na rynku krajowym. Z możliwym w tych okolicznościach spokojem i zrozumieniem przyjęliśmy istotny spadek sprzedaży drewna, czyli źródła blisko 90 proc. przychodów Lasów Państwowych, lawinę wniosków przedsiębiorców o odroczenie, nieraz o wiele miesięcy, terminów odbioru zakontraktowanego drewna, wreszcie rezygnacji z zawartych umów. Dodajmy, że tam, gdzie to Lasy Państwowe są zamawiającym, wszyscy oczekiwali od nas terminowych płatności i pełnej realizacji umów. W obliczu spadku zakupów przez przemysł, a tym samym spadku pozyskania drewna, prywatne firmy usług leśnych straciły poważną część pracy. Lasy Państwowe musiały zrobić co możliwe, by opłacić i zapewnić kilku tysiącom przedsiębiorców leśnych i kilkudziesięciu tysiącom ich pracowników front robót umożliwiający przynajmniej przetrwanie najtrudniejszego okresu.

Walcząc o zachowanie płynności finansowej, Lasy Państwowe musiały m.in. wstrzymać wszelkie nowe zamówienia i inwestycje, ciąć koszty administracyjne, przygotować odejście w ciągu roku do 1400 pracowników (ponad 5 proc. załogi), których obowiązki będą musieli przejąć ci, którzy pozostają. Nie mówimy o tym, by szukać współczucia. Kryzys jest powszechny, wszyscy ponoszą wyrzeczenia, inni dużo większe. Chcemy tylko wskazać, że pisanie w takiej sytuacji, iż „Lasy Państwowe niszczą polski przemysł drzewny”, to wyjątkowa nieuczciwość. Zwłaszcza po tym, co w oku kornawirusowego cyklonu, też się z nim zmagając, zrobiliśmy dla przedsiębiorców. Chcielibyśmy, by tego rodzaju kryzysowa solidarność była powszechna i obustronna w biznesie.  A co zrobiliśmy?

Przypomnijmy, że widząc w marcu co się dzieje i spełniając wnioski przedsiębiorców: przystaliśmy na zmiany harmonogramów i odsunięcie na później odbioru drewna przez klientów; odstąpiliśmy od egzekwowania za te korekty należnych kar umownych; wydłużyliśmy maksymalny termin płatności do 90 dni; daliśmy jednostkom organizacyjnym LP możliwość dalszego obniżania cen otwarcia na aukcjach e-drewno w odniesieniu do wskazanych sortymentów drewna. Część postulatów przemysłu drzewnego, których nie mogliśmy zrealizować sami, gdyż dotyczyły prawa powszechnego, przekazaliśmy wraz z rekomendacją resortom pracującym nad kolejnymi wersjami Tarczy Antykryzysowej (ostatecznie rozwiązania te znalazły się w obecnym projekcie 3.0). Były to m.in. prośby o zmianę przepisów tak, by Lasy Państwowe mogły odstąpić od naliczania: ustawowych odsetek w wysokości 4,5 proc. za okres od 31. dnia, liczonego od dnia wydania drewna i doręczenia faktury do dnia terminu płatności dla LP; ustawowych odsetek za opóźnienie w transakcjach handlowych w wysokości 11,5 proc.;  rekompensat w wysokości 40,70 lub 100 euro za koszty dochodzenia należności wynikające z opóźnienia w zapłacie faktur. O wszystkim tym poinformowaliśmy odbiorców drewna, w tym organizacje branżowe, w komunikacie z 2 kwietnia br. Te korzystne dla przedsiębiorców rozwiązania, mimo że bezpośrednio uderzają one w interes ekonomiczny Lasów Państwowych i słono za to płacimy, wdrożyliśmy i poparliśmy w trosce o przetrwanie polskiego przemysłu drzewnego.

Wspólna odpowiedzialność

Nie możemy zgodzić się też z zarzutami o brak dialogu i woli porozumienia. Co roku wielokrotnie spotykamy się z przedstawicielami branży drzewnej, nie wspominając o bieżącym kontakcie z odbiorcami drewna na poziomie poszczególnych jednostek organizacyjnych LP. Dopiero, co rozmawialiśmy o obecnym kryzysie i rozwiązaniach podczas dużego spotkania w marcu, z udziałem branżowych organizacji, dodatkowo w kwietniu podczas spotkania z Polską Izbą Gospodarczą Przemysłu Drzewnego.

Nieprawdą jest, jak w swoim ogłoszeniu twierdzą wspomniane organizacje, że wyniki ankiet przeprowadzonych podczas opracowywania zasad sprzedaży drewna na lata 2020-2021 zostały przez Lasy Państwowe zmanipulowane. Oddane przez przedsiębiorców głosy są zarejestrowane w systemie informatycznym LP. Przeprowadziliśmy dwie ankiety skierowane do przedsiębiorców kupujących od nas drewno: pierwszą od 26 września do 4 października 2019 r. (z jednym pytaniem o ogólny kierunek zmian), drugą od 10 do 17 października 2019 r. (13 pytań odnośnie technicznych aspektów sprzedaży drewna). Wyniki obu ankiet zostały podane do publicznej wiadomości i skonsultowane na spotkaniu 22 października 2019 r. z udziałem ówczesnej minister przedsiębiorczości i technologii Jadwigi Emilewicz, wiceminister środowiska Małgorzaty Golińskiej, przedstawicieli UOKiK, wreszcie reprezentantów przemysłu drzewnego. Od początku informowaliśmy, że ankiety służyły zebraniu opinii i wskazówek przedsiębiorców z różnych sektorów przemysłu drzewnego, a nie wiążącemu, „referendalnemu” głosowaniu konkretnych rozwiązań (bez podstawy prawnej do tego). Głosy przedsiębiorców zostały wzięte pod uwagę przy tworzeniu zarządzenia dyrektora generalnego w sprawie sprzedaży drewna w Lasach Państwowych na lata 2020 – 2021.

Autorzy ogłoszenia w „Pulsie Biznesu” szafują takimi sformułowaniami, jak „mechanizmy rynkowe”, „konkurencyjność”, „realia rynkowe”, których jakoby mają nie rozumieć Lasy Państwowe. Przypomnijmy zatem, że obecny, dość złożony system sprzedaży drewna jest wynikiem wieloletniej ewolucji, przebiegającej w dużej mierze według żądań przedsiębiorców. Wszyscy wiemy, jakie rozwiązanie byłoby najbardziej „rynkowe” (notabene, najbardziej korzystne ekonomicznie dla Lasów Państwowych i fiskalnie dla Skarbu Państwa): sprzedaż całej puli drewna przemysłowego w danym roku na aukcjach otwartych dla wszystkich - starych i nowych klientów, bez cen maksymalnych, z dużymi wadiami i karami za nieodebrane drewno (by zniechęcić spekulantów). Tyle że tego rodzaju rozwiązania organizacje drzewne absolutnie nie chcą, a leśnicy wedle ich postulatów (wciąż się zmieniających) to dokładają, to wyjmują kolejne „klocki” z całego systemu (coraz większe pule drewna dla stałych odbiorców, a coraz mniejsze dla wszystkich, w tym nowych graczy; wprowadzone, a potem zarzucone kryterium geograficzne itd.). Powiedzmy wprost, że wspólnym mianownikiem postulatów branżowych organizacji jest: mniej konkurencji, większość surowca dla stałych odbiorców po sztucznie zaniżonych cenach, bardzo elastyczne umowy (ale tylko po stronie nabywców drewna). Lasy Państwowe godzą się na to w zakresie możliwym prawnie i dającym się wytrzymać ekonomicznie, bo jako leśnicy i odpowiedzialni obywatele rozumiemy, że ważniejszy od zysków jest długofalowy interes polskiego państwa, społeczeństwa i gospodarki. Gdyby w sprzedaży drewna naprawdę działał tylko „rynek”, na placu boju pozostałoby może kilkuset najsilniejszych odbiorców, w tym globalne koncerny, tak jak stało się w wielu innych branżach. Tymczasem, jak pisaliśmy, co roku drewno kupuje od Lasów Państwowych blisko 7000 przedsiębiorców (tak z kapitałem wyłącznie polskim, jak i obcym, ale tu zatrudniającym ludzi i płacącym podatki): od lokalnych, rodzinnych zakładów przez średnie, liczące się w kraju spółki, po duże holdingi, podbijające rynki światowe.

Wszyscy współtworzymy sektor leśno-drzewny i historię jego niepodważalnego sukcesu w ostatnim dwudziestoleciu oraz jego przyszłość. Jeśli tylko wspólnie okażemy solidarność i odpowiedzialność, na pewno wygramy wojnę z koronawirusem i gospodarczym kryzysem, a dobra koniunktura dla przemysłu drzewnego wkrótce powróci. Jako Lasy Państwowe zrobimy co w naszej mocy, by przedsiębiorcom w tym dopomóc.