Co się stanie z wizytówką Puszczy? [wideo]

W najnowszych „Echach Leśnych” warto przeczytać artykuł o „Rezerwacie krajobrazowym prof. Władysława Szafera” i tym co obecnie dzieje się z tą wizytówką Puszczy Białowieskiej.
02.08.2016 | Artur Rutkowski

W najnowszych „Echach Leśnych” warto przeczytać artykuł o „Rezerwacie krajobrazowym prof. Władysława Szafera” i tym co obecnie dzieje się z tą wizytówką Puszczy Białowieskiej.

„Rezerwat krajobrazowy prof. Władysława Szafera”, zwany potocznie przyszosowym, w ciągu ostatnich 10 lat zmienił się nie do poznania – przeczytamy w tekście „Wizytówka”.

Rezerwat wymyślił Władysław Szafer, twórca nowoczesnej ochrony przyrody w Polsce. Zaledwie rok po odzyskaniu przez Polskę niepodległości profesor przybył do Puszczy Białowieskiej z delegacją, w skład której wchodził m.in. wybitny leśnik Jan Kloska, by poszukać w niej pozostałości przedwojennego stada żubrów. Niestety nie znalazł, ale będąc pod ogromny wrażeniem piękna i przyrodniczej wartości puszczy, przywiózł z tej wizytacji pomysł utworzenia pierwszego w Polsce parku narodowego. Za wzór posłużył mu pierwszy na świecie park narodowy – Yellowstone.

Oprócz „parku natury” w sercu puszczy, który później stał się Białowieskim Parkiem Narodowym, prof. Szafer zaproponował też utworzenie rezerwatów, w tym rezerwatu położonego wzdłuż szosy Hajnówka-Białowieża.„- Przyłączenia do naszego „parku natury” oddziałówpisał -(…) pragniemy dlatego ażeby zachować wzdłuż głównej drogi wiodącej do wnętrza Puszczy, pierwotny wygląd Puszczy, co dla jadących lub idących pieszo do Puszczy będzie mieć wielkie znaczenie. (…) Zdaniem mojem ten przydrożny pas rezerwatu, o którym teraz mówię, mógłby nie być rezerwatem zupełnym, lecz tzw. rezerwatem częściowym, co znaczy, że w pewnym oddaleniu od gościńca możnaby dopuścić do systematycznego wyrębu lasu metodą przerębową.”

Przeczytaj także o niemalejącej gradacji kornika w Puszczy.

Kolejne pokolenia przyrodników i turystów zachwycały się rosnącymi tu drzewostanami, które przetrwały drugą wojnę światową, a nawet czasowe skasowanie rezerwatu w 1955 r. (ponownie ustanowiono go w 1969 r.). Zwiększono jego powierzchnię, dodając kolejne fragmenty lasu, bliżej Hajnówki, które zdążyły zabliźnić poniemieckie rany. – Przed tym lasem przyjezdni zdejmowali czapki z głów – wspomina nadleśniczy Grzegorz Bielecki z Nadleśnictwa Hajnówka. - Dominował w nich świerk, który, jak to mówią, z niebem rozmawiał - niektóre z tych drzew miały ponad 50 m wysokości! Na bardzo żyznych siedliskach rosły dęby, jesiony, klony lipy.

Ten tak zróżnicowany wiekowo i gatunkowo obszar puszczy - wydawałoby się optymalny zarówno dla ochrony przyrody, turystyki, jak i edukacji - istniał do niedawna. Dziś fragmentami jest tylko wspomnieniem.

Jak do tego doszło, że w ciągu zaledwie kilku lat rezerwat tak radykalnie się zmienił? Że spośród dominujących w nim świerków, tych żywych stoi już mniej niż 10 proc., a tych najstarszych i największych nie ma prawie wcale? Kto do tego stanu doprowadził: kornik drukarz czy ludzie, którzy pozwolili owadowi zrobić swoje?

Rezerwat krajobrazowy był i jest rezerwatem częściowym, czyli takim, w którym dopuszczone są pewne działania pielęgnacyjne. Przez lata leśnicy nie mieli większych problemów z uzyskiwaniem zgód na wykonywanie tych prac. Wszyscy zainteresowani – i leśnicy, i naukowcy, i urzędnicy – (może poza najbardziej radykalnymi aktywistami ekologicznymi) zdawali sobie sprawę, że populację kornika należy utrzymywać pod kontrolą. Tylko to gwarantowało realizację celu – ochronę puszczańskiego krajobrazu w rezerwacie.

Tutaj można pobrać bezpłatny kwartalnik „Echa Leśne”.

 W 2008 r. zmieniono jednak ustawę o ochronie przyrody, powołano do życia m.in. regionalne dyrekcje ochrony środowiska i zaczęły się dobre lata dla masowego rozwoju populacji kornika. Dotychczasowe zgody konserwatora przyrody na wycinkę pojedynczych, świeżo zasiedlonych drzew zastąpiły odmowy lub po prostu milczenie. A przecież status prawny rezerwatu się nie zmienił. Dochodziło do absurdalnych sytuacji, gdy na wniosek o wycięciu kilku drzew złożony w 2008 r. leśnicy dostawali odpowiedź (odmowną) dwa lata później. Tymczasem korniki atakowały coraz szybciej. Przyjmuje się, że z jednego drzewa po wylocie i rozmnożeniu mogą zabić 30 kolejnych świerków. By temu zapobiec trzeba świeżo zasiedlone przez korniki drzewo wyciąć i wywieźć z lasu w ciągu 2-3 tygodni. Cykl rozrodczy powtarza się 3, a czasem 4 razy w roku. Nic więc dziwnego, że po kilku latach zamiast o kilkudziesięciu zasiedlonych drzewach mówimy o 94 000 martwych świerków w rezerwacie. - Dziesięć lat temu trzeba było długo się nachodzić, żeby w rezerwacie krajobrazowym znaleźć jeden zasiedlony przez kornika świerk trzeba – mówi Dariusz Skirko, nadleśniczy Nadleśnictwa Białowieża. - Teraz tyle samo szuka się starego, żywego, którego kornik jeszcze nie zabił.

Martwe świerki postoją jeszcze kilka lat. Potem część się przewróci. Naukowcy twierdzą, że w warunkach puszczy najwięcej upadków drzew będzie między 5 a 10 rokiem od zamarcia. Czyli wkrótce. Wyrok na świerka to, w wielu miejscach rezerwatu, także wyrok na inne drzewa. Giną wiekowe sosny i dęby pozbawione świerkowych koron, które osłaniały od wiatru i słońca.

Nikt o zdrowych zmysłach nie może lekceważyć zagrożenia, jakie stwarza kilkadziesiąt tysięcy martwych drzew, z których część stoi w pobliżu ruchliwej szosy, dróg lokalnych czy wzdłuż szlaków turystycznych. Dlatego od pewnego czasu nadleśnictwa puszczańskie, za zgodą białostockiej regionalnej dyrekcji ochrony środowiska, ścinają drzewa stojące w pasie ciągnącym się wzdłuż szosy Hajnówka - Białowieża. Dlatego jadącym tą drogą miejscami towarzyszy wręcz apokaliptyczny krajobraz - plątanina ściętych drzew. Słychać głosy, że leśnicy ścięli je, by wywieźć i sprzedać. To oczywiście bzdura, choć niestety powielana, także przez niektóre media. Powalone drzewa pozostaną w leśnym ekosystemie do czasu naturalnego rozkładu. Na razie, na szczęście, nie doszło do poważniejszych wypadków, choć po każdej większej wichurze szosa bywa dłuższy czas nieprzejezdna.

Tysiące „nadprogramowych” metrów martwego drewna, to także ogromne zagrożenie pożarem. Pozytywnego znaczenia tego drewna dla lasu oraz przyrody nikt leśnikom uświadamiać nie musi. Zarówno w nadleśnictwach puszczańskich, jak i w całych Lasach Państwowych, od 25 lat jego ilość rośnie, służąc wielu gatunkom owadów, grzybów i roślin. Pytanie tylko, gdzie jest granica tego wzrostu. Granica, za którą ilość martwego drewna nie wspiera już różnorodności biologicznej a tylko radykalnie zwiększa zagrożenie pożarem lub (w lasach gospodarczych), kiedy powoduje marnotrawienie cennego surowca.

Ten rezerwat to jedynie lustro, w którym odbijają się problemy całej Puszczy Białowieskiej. Nie ma wątpliwości, że decyzje podejmowane dziś, na wiele lat zdeterminują jej dalsze losy. Chciałoby się, by były one merytoryczne i poparte naukową wiedzą, a nie zapadały pod wpływem emocji, ideologii lub polityki. Ideologii, bo trudno za taką nie uznać nawoływań do całkowitego wyrugowania człowieka z puszczy (także z tej sadzonej i pielęgnowanej przez niego części) i do poświęcenia całego obszaru wyłącznie ochronie biernej (dziś prowadzonej m.in. w parku narodowym i rezerwatach). Do czego tak radyklane podejście może doprowadzić? Czy naprawdę będzie służyć bogactwu przyrodniczemu tego cennego dla każdego Polaka skarbu?

 Zdaniem wielu leśników, rozpad świerczyn to dopiero początek negatywnych zmian, które mogą spotkać puszczańskie siedliska, w tym te położone w rezerwacie Szafera. Nie ma złudzeń Grzegorz Bielecki: - Dziesięć lat pracowałem w biurze urządzania lasu, w brygadzie glebowo-siedliskowej. Także na terenie Białowieskiego Parku Narodowego, gdzie miałem okazję obserwować co dzieje się z siedliskami, na których masowo zamarł świerk - mówi. - Dlatego mogę przewidzieć, co stanie się w innych częściach puszczy, również w tym rezerwacie. W wielu miejscach powstaną tam młodniki grabowe, zakrzewienie leszczynowe, a na uboższych siedliskach – ekspansywny i pozostający na wiele lat - trzcinnik.
Według nadleśniczego, na skutek masowego opadnięcia ogromnych ilości igliwia świerkowego, realna jest też groźba uruchomienia niekorzystnych procesów bielicowania gleb.
Nadleśniczy Dariusz Skirko potwierdza te prognozy. - My, leśnicy, chcemy przekazać następcom puszczę cenną i żywą. Tymczasem dziś przestrzenie po świerkach, sosnach i dębach wypełni grab i nie pozwoli na szybkie odnowienie gatunków puszczańskich. To będzie taki zwykły las, a nie puszcza, jaką sobie wyobraża wielu z nas - ze starymi, żywymi dębami, klonami, lipami i świerkami. Czy społeczeństwo będzie chciało go oglądać?