Powódź bardzo poważnie dotknęła lasy

6000 ha zalanych lasów w Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Katowicach, 5100 ha w RDLP w Zielonej Górze, 330 ha w RDLP w Poznaniu i 9115 ha tylko po jednym dniu zbierania danych w dyrekcji wrocławskiej, gdzie straty są największe – to skutki powodzi w lasach. Leśnicy zaczynają liczyć straty i tłumaczą co może się stać z lasami przez które przetoczyła się fala powodziowa.
26.09.2024

6000 ha zalanych lasów w Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Katowicach, 5100 ha w RDLP w Zielonej Górze, 330 ha w RDLP w Poznaniu i 9115 ha tylko po jednym dniu zbierania danych w dyrekcji wrocławskiej, gdzie straty są największe – to skutki powodzi w lasach. Leśnicy zaczynają liczyć straty i tłumaczą co może się stać z lasami przez które przetoczyła się fala powodziowa.

Trwa także liczenie strat w infrastrukturze leśnej: zniszczone są drogi, mosty, przepusty, zbiorniki i urządzenia retencyjne, które służyły nie tylko leśnikom, ale i lokalnym społecznościom. Regionalne dyrekcje Lasów Państwowych dopiero zaczynają liczyć straty, ale już dziś jasno widać, że będą one ogromne. Największe są w lasach, na terenach przez które przeszła powódź i woda stała przez kilka dni.

- Straty w drzewostanach zależą od tego jak długo woda będzie stała w lesie i od tego, które gatunki drzew zostały podtopione. Np. olsza w wodzie poradzi sobie znakomicie i nic jej nie będzie, ale jeżeli korzenie sosen, dębów czy buków zbyt długo będą w wodzie, te drzewa uduszą się i umrą. – mówi Witold Koss dyrektor generalny Lasów Państwowych – Zamarłe drzewa trzeba będzie usunąć i w ich miejsce posadzić nowe. To zadanie leśników - dodaje.

Od wielu lat przy usuwaniu skutków zdarzeń klęskowych: powodzi, huraganów i pożarów, leśnicy odnawiając las, wykorzystują takie gatunki drzew, aby w przyszłości ograniczyć do minimum ryzyko powstania kolejnej klęski.

Od dziesięcioleci przebudowują także monokultury leśne na drzewostany wielopiętrowe i wielogatunkowe, które będą bardziej odporne na zmiany klimatu. Przebudowa ma również na celu wykorzystanie potencjału gleb, na których jest odnawiany las. Dzięki temu przyszłe lasy będą rosły w optymalnych dla siebie warunkach i odwdzięczą się większą odpornością na choroby i szkodniki. Tak jest np. z monokulturami sosnowymi na nizinach czy świerkowymi w górach, posadzonymi ręką człowieka po 1945 roku. Na nizinach leśnicy wzbogacają lasy sosnowe dębem, bukiem i brzozą, a w górach lasy świerkowe bukiem, jodłą i jaworem. Takie mieszane lasy dają największą gwarancję przetrwania zmian klimatu.

Przebudowa lasu to długotrwały proces. Może trwać dziesięciolecia. Czasem zamienia się to w proces ciągły. Często jeden leśniczy zaczyna taki proces, a dopiero jego następca może go ukończyć. Wszystko jest rozciągnięte w czasie i przestrzeni, by zmiana przebiegała najłagodniej - dodaje dyrektor.

Przebudowa trwa od kilkudziesięciu lat także w lasach na Dolnym Śląsku, o których ostatnio było bardzo głośno w kontekście ochrony przed powodzią.

Całe Sudety są porośnięte 100-120 letnimi świerkami, posadzonymi jeszcze przez Niemców. Te drzewostany zostały posadzone niezgodnie z siedliskiem i teraz zamierają. Musimy je przebudować na lasy mieszane jodłowo-bukowo-jaworowe, takie które dużo wcześniej tam występowały. To pomoże ocalić las i zatrzymać w nim wodę. Teraz dużo się mówi o tym, że w górach wycinaliśmy drzewa. Robiliśmy to po to by zasadzić nowe. Po to żeby ten las przetrwał - tłumaczy Jan Dzięcielski z Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych we Wrocławiu.

sudety1200x1200px.jpg

Oprócz tych działań Lasy Państwowe od przeszło 30 lat zajmują się retencją wodną budując w lesie urządzenia, które spowalniają spływ wody i rozprowadzają ją po lesie. W samej dyrekcji wrocławskiej jest ich prawie 400.

Leśnicy wyjaśniają także, że na Dolnym Śląsku, ale i w całym regionie Europy Środkowej przyczyny powodzi były tożsame. Jak pokazują  wyniki badań przeprowadzonych pod nazwą Climate change and high exposure increased costs and disruption to lives and livelihoods from flooding associated with exceptionally heavy rainfall in Central Europe przez międzynarodowy zespół naukowców World Weather Attribution, mieliśmy do czynienia z katastrofą. Naukowcy podkreślają, że obfite opady deszczu spowodowane zostały przez depresję Vb, która powstała, gdy zimne powietrze polarne przepływające znad Alp napotkało bardzo ciepłe powietrze południowej Europy. Depresje Vb są rzadkie, ale zwykle wiążą się z ulewnymi opadami deszczu w Europie Środkowej. Analiza analogicznych układów pogodowych z lat ubiegłych sugeruje, że nie ma znaczącej zmiany w liczbie występowania tego typu depresji (Vb) od lat 50. XX wieku.

Obszary dotknięte powodzią, zwłaszcza rozległe ośrodki miejskie wzdłuż głównych rzek, już dawno zostały zidentyfikowane jako wysoce podatne na powodzie. Regiony te obejmują Nysę i Wrocław w Polsce, Bratysławę na Słowacji, wschodnie regiony Galati i Vaslu w Rumunii, dolną Austrię i Wiedeń, a także Ostrawę, Opawę, Krnov, Jeseník i Litovel w Czechach.

Leśnicy dodają, że żaden las, nawet z najlepszym systemem retencyjnym, nie zatrzymałby takiej ilości wody, jaka spadła przed tygodniem na Dolnym Śląsku. Bez względu czy to park narodowy czy las gospodarczy. W wielu miejscach w ciągu 3 dni spadło nawet 400 litrów wody na m2 - to tyle, ile zazwyczaj spada tam przez pół roku. W normalnych warunkach rozwiązania stosowane przez leśników związane z retencjonowaniem wody i spowalnianiem jej spływu doskonale działają. W przypadku wystąpienia katastrofy - już niestety nie. Nawalnych deszczy, które pojawiły się  na Dolnym Śląsku nie można nazwać „normalnymi warunkami”, ani też przewidywalną wielkością opadów.