Nasza pamięć o Powstańcach Warszawskich
80. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego to ważna data również dla leśników. Wiele powstańczych historii, losów, chwil pełnych obawy, ale i bohaterstwa splatało się wielokrotnie z leśnikami i lasem. Dla leśnej braci sprawa Powstania Warszawskiego jest o tyle ważna i bliska, że nierzadko to właśnie bohaterowie Armii Krajowej, żołnierze okresu wojny i okupacji czy wreszcie Powstańcy Warszawscy są lub byli dziadkami czy rodzicami obecnych pracowników Lasów Państwowych.
Właśnie taka sytuacja rodzinna ma miejsce u Hanny Kocoń, specjalistki Służby Leśnej ds. edukacji z Nadleśnictwa Wisła (RDLP w Katowicach). Babcią Hanny jest pani Maria Kowalska, ps. „Myszka”, sanitariuszka AK z pułku „Baszta” działającego na Mokotowie. Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Andrzej Duda podczas uroczystego spotkania z Powstańcami Warszawskimi, które odbyło się 30 lipca 2024 roku w Muzeum Powstania Warszawskiego, odznaczył Panią Marię Kowalską za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej, Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Planowane na kilka dni Powstanie Warszawskie trwało ponad dwa miesiące. Do walki stanęło wówczas ok. 40–50 tys. powstańców. W czasie walk zginęło szacunkowo ok. 18 tys. powstańców, a blisko 25 tys. zostało rannych. Straty wśród ludności cywilnej były ogromne. Niektóre źródła wskazują, że podczas Powstania Warszawskiego zginęło ok. 180 tys. osób. Pozostałych przy życiu mieszkańców Warszawy, łącznie około pół miliona osób, Niemcy wypędzili z miasta, które niemal całkowicie zrównali z ziemią.
- Miałam 19 lat, kiedy wybuchło Powstanie Warszawskie. Moim pseudonimem od dzieciństwa była „Myszka” i tak zostałam. W konspiracji byłam „Myszka” i w powstaniu „Myszka”, i teraz też jestem „Myszka” – wspomina pani Maria. Miała pięć sióstr, wszystkie brały udział w Powstaniu Warszawskim. Po Powstaniu wraz z czterdziestoma innymi kobietami trafiła do obozu koncentracyjnego KL Stutthof, który to był pierwszym i najdłużej działającym na ziemiach polskich niemieckim obozem zagłady. Uratowała się, uciekając z marszu śmierci, ukrywała się, przetrwała. Oglądając swoje stare fotografie zrobione na tle zrujnowanej wojną Warszawy, na których widać, że się uśmiecha, tak komentuje: - Przecież życie zawsze idzie naprzód, nie można ciągle płakać, już wystraczająco w życiu się napłakałam.
Szczęśliwą młodość pani Marii zniszczyła wojna.
"Wszyscy się przygotowywali do wojny. Robiliśmy zapasy: cukru, soli, mydła. Dużo chleba się suszyło. Na szybach naklejaliśmy cięte paski papieru, bo wiadomo było, że będą ostrzały.(...) wojna odebrała mi młodość. Wezwano nas kiedyś na tyły ul. Puławskiej. Zanim udało nam się dobiec, okazało się, że dziewczynki, które miałyśmy przenieść, leżały pod domem. Martwe. To oswajanie się ze śmiercią było codzienne. Najgorsze były pociski zwane „krowami” – leciały z przerażającym hałasem. Ten dźwięk już nastrajał, że zaraz wydarzy się niebezpieczeństwo. A już za chwilę byłyśmy w innym miejscu, gdzie rozmawiałyśmy, żartowałyśmy. Żyliśmy w wariackim świecie..."
To fragment książki pt.: „Kobiety pistolety. Maria Kowalska w rozmowie z Wiktorem Krajewskim”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Prószyński i Spółka.
W 2005 roku, w ramach Archiwum Historii Mówionej zrealizowanego przez Muzeum Powstania Warszawskiego, z panią Marią rozmawiała Magdalena Miązek. Zapytana o wspomnienia dotyczące godziny „W”, pani Maria odpowiedziała:
- Zaczęło się dziwnie. Kilka dni przedtem był fałszywy alarm. Nas wołano. Nasz punkt sanitarny był na Kieleckiej 46, naprzeciwko SGGW. Później nas stamtąd odwołano. Więc byłyśmy przekonane, że to będzie bardzo blisko. Więc trzeba było pójść do fryzjera. Tego dnia, to są śmiesznostki, ale tak było. Jeszcze w dodatku przedtem czytałyśmy książkę o angielskich siostrach, które w czasie wojny światowej brały udział też jako sanitariuszki i one też się tak przygotowywały, no więc my też poszłyśmy do fryzjera trwałą zrobić, żeby nie było kłopotu później. Z jedną siostrą byłam u fryzjera, a druga pracowała w SGGW, bo już później się zmieniały prace moich sióstr. Kończono nam robić [trwałą], jak przyszła łączniczka i powiedziała nam, że mamy się stawić o piątej na Kieleckiej. Przyszłyśmy do domu. Mama wszystko wiedziała, była wtajemniczona, ojciec też, a trzecia siostra, która była w SGGW, w trakcie pracy jeszcze była, jak ją zawiadomiono, tak że wyszła z mokrą głową. Stawiłyśmy się. Miałyśmy sukienki z materiału harcerskiego, nie mundurki, ale z tego materiału harcerskiego z wypusteczkami, bardzo ładne, i w tych strojach stawiłyśmy się na punkt, z cieplejszymi ubraniami, ale w sukieneczkach. Na Kieleckiej byłyśmy przed piątą, oczywiście, i tam nas zastał wybuch Powstania. Miałyśmy na drugim piętrze w mieszkaniu punkt naszej komendantki, to była Anna Danuta Staniszkis, pseudonim „Jagienka”. Ona wszędzie figuruje, znaną była osobą i tam nas było sporo dziewcząt. Było chyba z piętnaście czy dwadzieścia. Byłyśmy rozlokowane po pokojach, bo to było spore mieszkanie. Jak nastąpił wybuch [Powstania] o piątej, niedaleko chłopcy na SGGW mieli atak, posypały się pierwsze strzały i pierwsi ranni. W innym gmachu był też punkt sanitarny. Pierwsze wrażenie, po pierwszych strzałach, pierwszy ranny. Mnie się trafił chłopak ranny w brzuch. To było straszne wrażenie. Co innego jak patrzy się, jak ktoś inny robi opatrunek, a co innego jak samemu trzeba. Niewiele można było mu pomóc. Zaraz lekarz się znalazł, lekarz dalej opatrzył, ale umarł ten chłopak, biedny. To taki był ten pierwszy wstrząs.
Hanna Kocoń, wnuczka pani Marii, opowiada o babci z wielkim szacunkiem i uznaniem dla historii, którą zapisała swoim życiem i służbą.
- Ta piękna blisko 99-letnia kobieta to moja babcia. Moja bohaterka życia. Mówi o sobie, że nic w życiu nie osiągnęła, jednak przez lata nauczyła mnie takich wartości jak rodzina, człowiek i szacunek do niego bez względu na to, kim jest i skąd pochodzi. Pełna klasy, dobra i miłości. Ludzie z natury są dobrzy, dlatego każdy zasługuje na szansę. Nauczyła mnie, że trzeba kochać życie, bo powtórki nie będzie, trzeba czerpać z niego to, co przynosi. Można się przeciwstawiać, można się nie zgadzać, jednak nie można go przekreślać i nienawidzić. Pielęgnowanie nienawiści nikomu nie służy, a akceptacja uwalnia. Najcenniejsze, co nam przekazuje, swojej rodzinie, wnukom i prawnukom, to czas, to jej obecność. To pamięć o historii, kulturze, rodzinie i przodkach. To szacunek i czerpanie nauki z przeszłości. Pamiętanie, ale nie rozpamiętywanie. Nauczyła mnie kochać ludzi i życie, bo świat z natury jest dobry – podsumowuje Hanna.
Przedstawiciele kierownictwa oraz pracowników Lasów Państwowych wzięli udział w uroczystościach związanych z obchodami 80. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Zastępca Dyrektora Generalnego Lasów Państwowych ds. Zrównoważonej Gospodarki Leśnej – Jerzy Fijas wraz z delegacją leśników wziął udział w spotkaniu Powstańców Warszawskich z Prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej oraz z władzami miasta st. Warszawy oraz złożył okolicznościowe wieńce przy Pomniku Armii Krajowej i Polskiego Państwa Podziemnego w Warszawie, a także przy pomniku Pamięci 50 Tysięcy Mieszkańców Woli Zamordowanych przez Niemców podczas Powstania Warszawskiego 1944.
Cześć i chwała Bohaterom!
Niniejszy materiał powstał przy współpracy z Hanną Kocoń, która udostępniła swoje rodzinne archiwalia.
Byłeś jak wielkie, stare drzewo,
narodzie mój jak dąb zuchwały,
wezbrany ogniem soków źrałych
jak drzewo wiary, mocy, gniewu.
I jęli ciebie cieśle orać
i ryć cię rylcem u korzeni,
żeby twój głos, twój kształt odmienić,
żeby cię zmienić w sen upiora.
Jęli ci liście drzeć i ścinać,
byś nagi stał i głowę zginał.
Jęli ci oczy z ognia łupić,
byś ich nie zmienił wzrokiem w trupy.
Jęli ci ciało w popiół kruszyć,
by wydrzeć Boga z żywej duszy.
I otoś stanął sam, odarty,
jak martwa chmura za kratami.
Na pół cierpiący, a pół martwy,
poryty ogniem, batem, łzami.
W wielości swojej - rozegnany,
w miłości swojej - jak pień twardy,
Haki pazurów wbiłeś w rany
swej ziemi. I śnisz sen pogardy.
Lecz kręci się niebiosów zegar
i czas o tarczę mieczem bije,
i wstrząśniesz się z poblaskiem nieba,
posłuchasz serca: serce żyje.
I zmartwychwstaniesz jak Bóg z grobu
z huraganowym tchem u skroni,
ramiona ziemi się przed tobą otworzą.
Ludu mój, Do broni!
IV, 1943 r.
K.K. Baczyński