Koń w lesie, czyli historia niezwykłej współpracy

Konie od zarania dziejów, aż do czasów współczesnych towarzyszyły pracom leśnym. Jak współpraca ludzi i zwierząt wyglądała na przestrzeni dziejów?
25.10.2021 | Piotr Celej

Konie od zarania dziejów, aż do czasów współczesnych towarzyszyły pracom leśnym. Jak współpraca ludzi i zwierząt wyglądała na przestrzeni dziejów?

“Koń jaki jest każdy widzi” – to najsłynniejsza sentencja autorstwa ks. Benedykta Chmielowskiego, autora głośnych „Nowych Aten”, czyli swoistego kompendium wiedzy o otaczającym go świecie. Minęły jednak czasy, gdy konie były ważnym elementem gospodarki. Obecnie służą głównie rekreacji, ale część z nich pełni rolę epigonów starego porządku. Wśród nich są konie używane do zrywki w terenach trudnodostępnych. Leśnicy bowiem od stuleci współpracowali ze zwierzętami, które bywają niezastąpione w trudnym terenie.

Archeobotanicy szacują, że konie zostały udomowione na naszych ziemiach około 1500 lat p.n.e. Bardzo możliwe więc, że drewniane bale potrzebne do wybudowania osady w Biskupinie były wleczone przez konie. Koni używano do prac leśnych również przez kolejne tysiąclecia. Nikogo więc nie dziwiło, że powstałe w 1922 roku Lasy Państwowe opierały się na tych zwierzętach. A należy pamiętać, że polskie drewno było eksportowane do ponad 20 krajów, a pod względem wartości było na pierwszym miejscu, przed węglem i naftą. Mimo olbrzymiego zapotrzebowania gospodarki na drewno w latach 1924–1937 powierzchnia zalesiona lasów państwowych wzrosła z 2 272 618 ha do 2 477 875 ha. Wszystko to odbywało się głównie dzięki... koniom.

O skali konnej pomocy świadczą liczby spisywane przez leśników przed drugą wojną światową. Wówczas wykorzystywano konie pociągowe nawet do ciągnięcia... kolejki leśnej. Wywóz drewna z lasu do miejsc załadunku na wagony kolejowe lub do bezpośrednich odbiorców odbywał się na ogół odpowiednimi zaprzęgami konnymi. Na przełomie lat 1938 i 1939 długość torów kolejek leśnych o trakcji parowej wynosiła 1111,5 km trakcji, zaś konnej – około 160 km. Z kolei surowiec tartaczny iglasty był na potrzeby krajowego przemysłu tartacznego dowożony w 1936 r. przeważnie sprzężajem konnym (83%), a tylko w około 17% wagonami kolejowymi.

Konie “obsługiwały” też całą masę urządzeń. Preparaty chemiczne na bazie związków arsenu, w tym głównie arsenianów wapnia, zazwyczaj stosowano przy użyciu specjalnych opylaczy z zaprzęgiem konnym. Również pozyskanie karpiny, czyli pniaków z korzeniami przeznaczonych na opał lub do przerobu przemysłowego, nie mogłoby się obyć bez koni. Surowiec ten zazwyczaj pochodził z drzew w wieku rębnym, powyżej 80 lat i odpowiednio grubych, aby mogła mieć twardziel o średnicy co najmniej 10 cm. Karczowanie w latach międzywojennych odbywało się sposobem ręcznym przy użyciu stosunkowo prostych w budowie i obsłudze urządzeń, zwanych karczownikami. Urządzenia mechaniczne do wydobywania pniaków po ściętych drzewach miały przeważnie kształt trójnogów wyposażanych w przyrządy dźwigniowe – hydrauliczne, szynowe, blokowe, kołowe lub śrubowe, działające w kierunku pionowym. Używane były również karczowniki tzw. poziome, działające na zasadzie kołowrotu (kieratu), poruszanego za pomocą siły koni.

W okresie międzywojennym stosowano najczęściej konną zrywkę wleczoną, która i dzisiaj przez wielu uważana jest za najbardziej ekologiczny i prosty sposób na pozyskanie drewna. W tym czasie wykorzystanie maszyn, takich jak ciągniki było marginalne. Zazwyczaj zwierzęta pracowały w systemie 8 na 24. Oznacza to, że po ośmiu godzinach pracy przez kolejne 24 konie odpoczywały. Dlatego też zazwyczaj kupowano 4 zwierzęta: dwa pracowały, dwa odpoczywały. Konie służyły też do transportu ludzi... dostęp do leśnych odstępów był bowiem ograniczony. Konnym zaprzęgiem po lasach obwożony był nawet sam prezydent Ignacy Mościcki.

W trakcie drugiej wojny światowej koń był bardzo cennym majątkiem. Tak cennym, że trzeba było go nieraz ukrywać. Hitlerowskie Niemcy prowadziły bowiem grabieżczą gospodarkę leśną. By temu przeciwdziałać leśnicy informowali również okolicznych chłopów o planowanych akcjach “pożyczania” od nich koni celem wywożenia drewna. Nierzadko też udzielali wskazówek chłopom jak ukryć się z końmi w lesie na czas trwania specyficznego poboru do wykonywania daniny na rzecz okupanta.

Powojenne czasy miały przynieść wielkie zmiany w dotychczasowym zarządzaniem polskimi lasami. W 1951 r. na zlecenie władz centralnych został utworzony Zarząd Przemysłu Maszynowego i Mechanizacji Leśnictwa. Jednym z jego zadań było wspieranie zmian w Lasach Państwowych - w tym zastąpienia koni maszynami. Proces ten był jednak bardzo czasochłonny - jeszcze w latach 70. i 80. powszechny był widok zrywki konnej. Powoli jednak poczciwe szkapy zastępowano maszynami. Nie wszędzie jest jednak to możliwe. W górzystych rejonach nadal korzysta się z koni pociągowych, które dotrą tam, gdzie nie może dotrzeć maszyna. Zobaczyć je można chociażby w popularnych programach telewizyjnych o Bieszczadach.

Zrywka konna jest uważana za ekologiczną. Zwierzę nie emituje bowiem: spalin, hałasu i płynów eksploatacyjnych. Konie również nawożą las swoimi odchodami. Wbrew powszechnym opiniom, oprócz zrywki wleczonej (naziemnej), która powoduje dość duże uszkodzenia gleby, są jeszcze inne rodzaje zrywek – półpodwieszona i podwieszona, do których firmy na całym świecie produkują już odpowiedni sprzęt.

Ciekawym faktem jest to, że w Polsce konna zrywka drewna staje się też formą sportu. Zawody, sprawdzające precyzję, siłę i wytrzymałość koni, są coraz bardziej popularne i mogą być doskonałym sposobem na zachowanie polskich ras, szczególnie koni zimnokrwistych. Nadleśnictwo Węgierska Górka od lat organizuje zawody w zrywce.  Dlatego też tamtejsi leśnicy, dla których konna zrywka to chleb powszedni, tradycyjnie już sędziowali w zawodach. Popisy mistrzów wzbudzały zachwyt licznie zgromadzonej publiczności.

Konie w lesie obecnie to także trasy dla miłośników hippiki, które licznie otwierają leśnicy. Jest ich ponad 8 tysięcy kilometrów! Należy pamiętać, że jazda wierzchem po innych, niż wyznaczone, trasach jest zabroniona. Jedną z większych atrakcji dla jeźdźców w Polsce jest Łódzki Szlak Konny, który częściowo biegnie także przez tereny Lasów Państwowych, a RDLP w Łodzi była wśród jego twórców. Ma w sumie ponad 2000 km i jest najdłuższym tego typu traktem w Europie. Na trasie znajduje się 200 ośrodków jeździeckich, 21 punktów postojowych, 1400 tablic informacyjnych, 30 punktów informacyjnych monitorujących turystów i ponad 1000 atrakcji turystycznych.

Last, but not least – konie w Lasach Państwowych to także patrole Straży Leśnej. Konna Straż Leśna w Bieszczadach pojawiła się po raz pierwszy w 2010 r. Patrole leśnych ułanów powstały wówczas przy nadleśnictwach Baligród i Ustrzyki Dolne. Bieszczadzcy strażnicy przeszli szkolenia w stadninie w Sierakowie. Konie użycza im prywatny hodowca, sympatyk lasów. Widok strażników na koniach zawsze robi wrażenie na spacerowiczach.

Konie w lesie były używane przez ponad trzy tysiące lat i niewiele wskazuje by człowiek się bez nich obył. Z pewnością jeszcze nie raz usłyszymy o tych pracowitych zwierzętach w Lasach Państwowych.