„czarny na tle rozbłyskującego nieba blok zamku zapłonął nagle jaskrawymi ślepiami okien. Była bowiem wewnątrz pozornej ruiny wielka, wysoko sklepiona sala rycerska. Oświetlające ją świeczniki, kandelabry i płonące w żelaznych obejmach pochodnie wydobywały z mroku freski na surowych murach… Przez otwarte okno wleciał na fali wiatru wielki pomurnik. Ptak zatoczył koło, rzucając widmowy cień na freski, usiadł, strosząc pióra, na oparciu jednego z krzeseł. Rozwarł dziób i zaskrzeczał, a nim skrzeczenie przebrzmiało, na krześle siedział już nie ptak, ale rycerz. W płaszczu i kapturze, bliźniaczo podobny do pozostałych. Adsumus – przemówił głucho Pomurnik. Echo przebiegło przez zamek jak dudniący grom, jak odgłos dalekiej bitwy, jak gruchot taranu o grodową bramę. I nikło powoli wśród ciemnych korytarzy… „
Gdy uczęszczałem do liceum, pamiętam, że niektóre z pytań na konkursach wiedzy przyrodniczej odnosiły się do pełzacza i kowalika. Pytania na zasadzie testu wyboru dotyczyły niezwykle charakterystycznego kierunku poruszania się po pniach drzew. Który z nich, żerując schodził w dół, a który wspinał się do góry? Wbrew pozorom to łatwe teraz pytanie, wówczas nie wydawało się aż tak proste i często wprowadzało w błąd. Dziś rozstrzygniemy raz na zawsze ten Salomonowy spór.
Moi Drodzy Na zakończenie tego weekendu zupełnie coś odmiennego, w sam raz na długie jesienne wieczory.
Witam Was serdecznie w niedzielny poranek. Za oknem panuje typowo jesienna aura. Krótko mówiąc szaro, zimno, smutno… Na ulicach przechodnie przyodziani w płaszcze w odcieniach szarości i czerni. Słońcu niespieszno do wstawania. Na sercu też jakoś zimno i pusto. Gdy otworzyłem oczy za oknem mojego osiedlowego bloku nagie gałęzie wysokich topoli uginały się od gawronów i kawek. Mój wzrok przyciągnęła scena uciekającej kawki. Uciekała oczywiście przed gawronem a ja zastanawiałem się co takiego musiała mu wyrządzić. Przecież często ptaki te sypiają wspólnie na noclegowiskach. Może po prostu ukradła mu jakiś smakowity kawałek chleba, kawki przecież to wyspecjalizowane inteligentne łobuzy.
Witajcie Kochani Pozostajemy w temacie kaczek. W poprzednich dwóch postach mieliśmy przedstawiciela tzw. kaczek nurkujących, zwanych również grążycami oraz kaczek pływających, zwanych „spławikującymi”. Termin jak najbardziej zapożyczony z wędkarstwa a odnoszący się do charakterystycznego zanurzenia głowy z jednoczesnym przewrotem do pionu. W efekcie końcowym na tafli jeziora bądź rzeki dynda sobie kołysząc się na boki tylko kuper. Zupełnie jak spławik. Choć przyznam się Wam szczerze, że jako wędkarz odchodzę już od metody spławikowej zdecydowanie woląc aktywny spinning. Ale nie o wędkarstwie dziś mowa.
„Nad rzeką opodal krzaczka mieszkała kaczka-dziwaczka, lecz zamiast trzymać sie rzeczki, robiła piesze wycieczki…” Tak zaczyna się najsłynniejszy wierszyk o kaczce, znany już każdemu przedszkolakowi. Która z kaczek była jego bohaterką tego z całą pewnością stwierdzić nie możemy. Moim zdaniem Jan Brzechwa miał na myśli kaczkę domową, która ostatecznie przecież wylądowała w buraczkach na talerzu. A przodkiem kaczki domowej jest… krzyżówka, nasz dzisiejszy bohater.
Mój dzisiejszy przyrodniczy dzień zdecydowanie zdominowała wiadomość o rysiu, który przeszedł ulicami miasta na terenie Nadleśnictwa Piwniczna. Przecierałem z rana oczy ze zdumienia, oglądając fotografie opublikowane na Facebooku. To mój ulubiony leśny drapieżnik, uosabia wdzięk, grację, zwinność, cierpliwość, siłę, piękno i... mistycym. Kotom przypisywano nadprzyrodzone zdolności już od starożytności. A rola medium została wykorzystana chociażby w jednym z moim ulubionych filmów z Keanu Reevesem - Constantine.