Kiedy 14 stycznia 2011 roku zaczynałem moją przygodę z Blogiem Leśniczego i leśnym wortalem, którego symbolem jest ryś Eryś, mój pierwszy z blisko 600 wpisów tutaj zaczynałem tak: „Z Nowym okiem- nowym krokiem”, tak mawiał mój dawny sąsiad, emerytowany leśnik, bardzo sympatyczny Tadeusz Bąk. Podobno z początkiem każdego roku warto coś zmienić. W moim przypadku będzie to pisanie „Bloga leśniczego”. To dla mnie nowe wyzwanie i ambitne zadanie.. To nowe i ambitne zadanie realizowałem przez 7 lat, od stycznia 2011 roku do dzisiaj. Zaczęło się od absolutnego przypadku, miało być na chwilę i ta chwila trwała w moim przypadku 7 lat…
W czwartek w gronie pracowników Nadleśnictwa Trzciel spotkaliśmy się na krótkiej naradzie. Była to okazja, aby podsumować mijający już rok i wszystkie działania leśników na obszarze ponad 20 tysięcy hektarów ( z tego lasy zajmują 19,5 tys. ha) podzielonym na 11 leśnictw.
Dziś sobota i jest to zwykle dzień, kiedy pojawia się szansa na spokojne podsumowanie minionego czasu. Szczególnie gdy na ścianie wisi już bardzo chudy kalendarz kartkowy, wskazujący na bliskość końca roku. Kalendarz przypomina również o zbliżającym się innym ważnym wydarzeniu. Przecież choć za oknem popaduje deszcz, nie ma skrzypiącego mrozem śniegu i nie dzwonią dzwonki sań, choć to nie parska Rudolf z mikołajowego zaprzęgu tylko kotka Blondynka wylegująca się na parapecie oka, to i tak coraz bliżej święta.
Dziś sobota i to jedna z nielicznych, którą można nazwać w pełni wolną sobotą, bo nie obarczona wiążącym terminem zmuszającym do wyjazdu z domu czy jakimś pilnym obowiązkiem. Jak dobrze… Wróciłem właśnie z sadu i ogrodu, gdzie przygotowałem najbardziej wrażliwe rośliny do nadejścia zimy. Przywiozłem wcześniej z lasu, gdzie zakończyła się niedawno jesienna trzebież późna, nieco sosnowych gałązek i razem z leśniczyną Renią okryliśmy nimi krzewiącą się lawendę, hortensje, budleje, w której kochają się motyle. Przed domem schowałem przed mroźnym wiatrem ciepłolubnego klona i zaprosiłem pingwina, aby otoczył opieką judaszowca
Właśnie wróciłem z Borów Tucholskich. Wiele już widziałem chodząc od dziecka po lasach i sądziłem, że tam praktycznie nic nie może mnie zaskoczyć, ale widok tysięcy hektarów zniszczonego lasu poraził mnie. To niesamowity i jakże przygnębiający obraz.