Przez ostatnie dni pogoda jaka panuje w lubuskich lasach sprawia, że można próbować naśladować słynnego podróżnika Wojciecha Cejrowskiego i tak jak on boso ruszać w świat. Niestety, lasy leśnictwa Pszczew to nie dżungla z filmowego planu. Leśniczy nie obserwuje spokojnie i w zamyśleniu tak jak podróżnik na wakacjach co dzieje się w lesie i co porabiają w nim tubylcy lecz gania pomiędzy zadaniami, które jedno jest ważniejsze od drugiego. Trwa usuwanie wywrotów i złomów, budujemy nową drogę przez leśnictwo, temperatura i wysoka wilgotność powodują, że trawy rosną jak szalone i wre praca przy pielęgnowaniu upraw.
Lato w pełni i okolice Pszczewa pełne są turystów. Przed mapą okolicy, która stoi przed leśniczówką co jakiś czas jakaś para lub grupka turystów zastanawia się nad wyborem trasy spaceru. Często turyści pukają do kancelarii pytając o szczegóły lub o atrakcje godne obejrzenia. Las to bardzo atrakcyjny „towar turystyczny”, naturalnie w zależności od gustów, potrzeb i wiedzy odwiedzających go turystów, należy go tylko umiejętnie udostępnić ludziom. Do tego niezbędna jest sieć dróg biegnących przez lasy. Można po nich spacerować w rodzinnym gronie
Leśne drogi to „coś” bardzo ważnego, potrzebnego i w zasadzie trudnego do zdefiniowania. Dziwne? Wcale nie! Dla turysty, trampa, leśnego włóczęgi drogi w lesie to obietnica przygody, dotarcia do nieznanego miejsca i odkrycia kolejnej tajemnicy lasu. Fascynują obietnicą przygody, kuszą nieznanym, intrygują tajemnicą. Działają tak na wytrawnego turystę, ale także na tego przypadkowego, nazywanego „niedzielnym”, kuszą zarówno miejscowego jak mieszkańca dużego, odległego od lasu miasta. Kogo nie kusi taki widok?
Lipcowe ciepłe dni zachęcają do korzystania z uroków pszczewskich jezior ale i las ma swoją ciekawą ofertę. Pojawiły się bowiem pierwsze grzyby. Donoszę o tym z prawdziwą przyjemnością, bo większość z nas lubi je zbierać. Na razie nie można mówić o wielkim wysypie i nie ma szans na poważne zbiory, bo to przecież lipiec. No ale kto nie skusi się na tak dorodną czubajkę kanię?
W Stanach odbędą się niebawem uroczystości związane z patronem leśników- świętym Janem Gwalbertem. Każdy z nas powinien mieć duchowego opiekuna, który jest wsparciem, opoką, wzorem do naśladowania. Czasem śmiejemy się z tego, traktując istnienie duchowego patrona jako zabobon i raczej wierzymy w magię internetu czy telewizji, wzorując się na celebryckich idolach. Każdy z nas ma własną filozofię życia ale chyba też każdy, niezależnie od wiary i poglądów wzywał kiedyś na pomoc jakiegoś świętego. Zwykle dyżurnym „adresatem westchnień” jest święty Antoni, szczególnie gdy spóźnieni np. do pracy szukamy kluczy do auta… Jest jednak wokół nas wielu opiekunów, patronów, świętych. Patronem leśników, choć mam wrażenie mało znanym, jest od 1951 roku Jan Gwalbert. To znana postać w Stanach. Naturalnie nie w Stanach Zjednoczonych Ameryki lecz w Stanach położonych w naszym województwie podkarpackim. Właśnie we wsi Stany, która leży w województwie podkarpackim,w powiecie stalowowolskim i gminie Bojanów istnieje należąca do diecezji sandomierskiej parafia rzymskokatolicka, której patronuje Jan Gwalbert.