W piątek w siedzibie nadleśnictwa odbyło się oficjalne podsumowanie i zakończenie działań związanych z Buboborami. Wyniki nie były może spektakularne, ale przyzwoite. Pogoda niestety była wyjątkowo niekorzystna – przez cały tydzień panował niż, a zdaniem ornitologów przy niskim ciśnieniu sowy nie lubią się odzywać.
Pojechałem w końcu na Bubobory. Wystartowaliśmy o siedemnastej żeby spróbować jeszcze usłyszeć sóweczkę. Spytałem ornitologów z którymi jechałem jakie partie drzewostanów - na jakim siedlisku i o jakiej charakterystyce – są dla nich interesujące ze względu na występowanie poszukiwanych gatunków.
Nadeszła jak wiadomo wiosna przynajmniej kalendarzowa. Zbliża się więc również sezon kornikowy. Wprawdzie nic jeszcze nie można o tym powiedzieć na pewno, ale patrząc na pogodę to jeżeli utrzyma się taka jak jest jeszcze w kwietniu – czyli śnieg, deszcz i dość gruba pokrywa śniegu w lesie, to szkodniki owadzie a przynajmniej kornik drukarz którego znam osobiście nie zaliczą tego sezonu do udanego. Taka właśnie pogoda, a przede wszystkim długo utrzymujący się w lesie śnieg hamuje rozwój szkodników owadzich skracając im wydatnie okres w którym mogą się rozmnażać.
Trzeci dzień pada śnieg. Na zmianę zawieja albo zawieja. Na szczęście w miarę ciepło, więc wiadomo, że nawet jeżeli wygląda to jak śnieżyca to sprawa jest chwilowa. Zastanawiałem się gdzie podziały się żurawie, skowronki, szpaki i cała ta wiosenna hałastra która już przyleciała – sam widziałem i słyszałem. Żona coś wspominała o zmianie opon na letnie. Dobrze że nie dałem się namówić!
Poszedłem robić zdjęcia na łąki. Niedaleko, niecały kilometr od leśniczówki. W pewnym momencie zauważyłem w jednym miejscu krążące kruki. Poszedłem w tamtą stronę i zobaczyłem jelenia zabitego przez wilki. Był zjedzony do połowy. Dookoła wydeptana trawa, mnóstwo krwi, jednym słowem ślady walki.
Ponieważ jestem na urlopie, zaległym (pani z kadr kazała mi wziąć trzy dni jakie zostały mi z zeszłego roku) siedzę w domu i mam fuchę polegającą na dostarczaniu wrażeń mojej dwuletniej córce. W tym czasie żona walczy z zimową depresją zwiedzając sklepy w okolicznych miasteczkach. Okazuje się, że mieszkanie na odludziu rzuca się czasami do gardła, szczególnie pod koniec takiej ciężkiej zimy jak tegoroczna. Znajomych widuje się od święta, wyjazdy to rzadkość. Porzucenie domu na kilka dni przy niskiej temperaturze może zaowocować zamarzniętymi kaloryferami.
Na zdjęciu widać pierwsze żurawie z zeszłego roku oraz bieżącą aurę. Wciąż pada śnieg, czasem pomieszany z deszczem, ale ostatni weekend był wyjątkowo słoneczny.
Ostatniego dnia lutego byłem na niezwykłym polowaniu. Było to polowanie na lisy z użyciem norowców, czyli psów wyspecjalizowanych w pracy w norach. Szkoli się do tego przede wszystkim jamniki i jagdteriery, ale sprawdzają się również foksteriery. (Takie psy szkoli się wcześniej w sztucznie budowanych norach. W sztucznych norach organizuje się również konkursy dla psów myśliwskich.)