Urlop mi się już niestety skończył. Bardzo fajnie było dwa tygodnie siedzieć w domu, prawie co dzień jeździć konno i oglądać las z perspektywy siodła. Podleśniczy który przejął leśnictwo na czas mojego urlopu miał trochę roboty : a to ktoś ukradł drewno, wojsko naśmieciło w lesie....
Życzę Wam radosnych i rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia, takich ze śniegiem i sankami. No i oczywiście z dobrze poinformowanym Mikołajem!
Korzystając z okazji że spadł śnieg pojechałem konno do lasu. Specjalnie pojechałem o zmierzchu, kiedy ruch zwierzyny jest najbardziej intensywny. Intensywny był rzeczywiście, i to dużo bardziej niż się spodziewałem. Już na wjeździe do lasu zauważyłem świeże tropy łosia i ruszyłem jego śladem, chcąc sprawdzić jaki to osobnik. Jechałem za nim jakiś czas, koń fukał czując świeży zapach ale szedł bez oporów – do czasu kiedy spotkaliśmy watahę dzików. Koń zatrzymał się gwałtownie i sądziłem że dojeżdżamy do łosia, ale były to dziki, które wypłoszyliśmy. Jednak nie uciekły jakoś bardzo szybko, wyglądało na to, że niechętnie ruszały się z miejsca, niemniej już po chwili nie było ich nawet słychać, musiały odejść na znaczną odległość. Koń nie lubi bardzo dziczego zapachu i musiałem go intensywnie zachęcać żeby szedł dalej.
Od tygodnia jestem na urlopie. Leśnictwo przekazałem podleśniczemu. Jedyną robotą jaką ma to wycięcie dwudziestu choinek, które będą sprzedawane w sąsiedniej wsi. Pozyskanie zakończone!
Wreszcie się odbyło. Długo wyczekiwane, przesuwane, przygotowywane. Łowy przez dwa dni, na 30 strzelb i 20 osób nagonki – naprawdę fest. Zaczynaliśmy w sobotę bladym świtem – a właściwie to świtem bardzo kolorowym (jak widać na zdjęciu), charakterystycznym dla mroźnej wyżowej pogody o tej porze roku. Jak widzę takie niebo, to zdecydowanie chętniej wyłażę spod pierzyny niż w jakiś szary, dżdżysty i błotnisty poranek.
Dzień zaczął się średnio, bo musiałem pojechać do szpitala na serię badań. Jestem zdrowy, ale jak się okazało powinienem mieć na to papiery. Do południa walczyłem więc ze służbą zdrowia, ale za to po południu – miła niespodzianka.
U siebie w lesie udało mi się już zakończyć pozyskanie na ten rok. W związku z tym pracująca u mnie brygada robotników poszła do sąsiedniego leśnictwa gdzie jeszcze zostało sporo do zrobienia. Widziałem się z nimi w międzyczasie i trochę gadali że trafiła im się dosyć trudna powierzchnia bo sporo pochylonych drzew które trzeba ścinać przy użyciu dodatkowych narzędzi umożliwiających położenie drzewa w określonym kierunku.
Pisałem w zeszłym chyba roku, że posiadam kota-barometr, który pojawia się przed nastaniem siarczystych mrozów. Przynajmniej pojawiał się tak przez dwie kolejne zimy, ale pod koniec zeszłej przepadł na dobre.