W lesie już kwitnie leszczyna. Na dniach zakwitnie wawrzynek wilcze łyko. Na wilgotnych łąkach widać żurawie a ich krzyk podnosi na duchu. Klucze gęsi pieczętują przedwiośnie. Wiem, że w cieplejszych regionach kraju to kwitną już przebiśniegi i krokusy, ale tutaj jeszcze tak ciepło nie jest. Kotki leszczyny na tle trochę wyblakłych i poszarzałych świerków albo bezlistnych krzaków rzucają się w oczy. (W zeszłym roku pojechałem wiosną – w maju – na wystawę psów do Łodzi. Sędzia oglądając moją sukę powiedział, że ma jeszcze zimową sierść i że powinienem ją dobrze wyszczotkować. Nie chciał uwierzyć, że u mnie w ogrodzie jeszcze leży śnieg, a pies ma zimową sierść, no bo jaką inną mógłby mieć w takich warunkach ...)
Dostałem nowy rejestrator. Byłem też na dwudniowym szkoleniu z jego obsługi. Ale zacznijmy od początku.
Zacznijmy od tego, że ukazuje się kilka czasopism o tematyce leśnej. Większość z nich prenumeruje nasze nadleśnictwo dla swoich pracowników, więc dostaję wszystkie kolejne numery czterech pism. A ponieważ czytam tę prasę, mogę powiedzieć, że jestem „na bieżąco” nie tylko w kwestiach dotyczących mojego leśnictwa.
Zleciłem w piątek brygadzie pilarzy rozpoczęcie pracy na powierzchni trzebieżowej. Odbywa się to według standardowej procedury: najpierw wskazuje się całą powierzchnię, potem przypomina zasady BHP dotyczące pracy pilarką.
Ekipa pana Antoniego (robotnika, który niegdyś jeszcze z moim dziadkiem pracował w lesie, ale w innych stronach), żąda poszerzenia zlecenia na luty - generalnie palą się do roboty. Pogawędziłem sobie z nimi chwilę, zademonstrowałem świetnie nadający się do robienia czyszczeń tasak firmy … nie powiem jakiej (skandynawskiej) a przy okazji usłyszałem ciekawą historię o dziku. Syn pana Antoniego, Piotrek, opowiedział mi ze szczegółami o swoim spotkaniu z potężnym odyńcem.
Kilka dni temu urodziły się koźlaki. Urodziły się dwa, ale jeden był bardzo słaby i nie udało się go uratować. Oba były bardzo małe i nieporadne, nawet jak na koźlaki, i nie umiały ssać. Jednego udało się nauczyć i przeżył już tydzień – więc poradzi sobie dalej. Niektóre są od samego początku tak silne, że nie wymagają żadnej pomocy i rosną w oczach, rozrabiając co niemiara. Ten do nich nie należy – może dlatego, że jego mama to młoda, roczna koza i nie umiała na początku się nim dobrze zaopiekować.
Z ogromną satysfakcją stwierdziłem, że zaplanowane przeze mnie działania przyniosły wyjątkowo dobry efekt. Ale po kolei.
Dzisiaj pojechały ostatnie pieski. Została już tylko jedna suczka, ale to mnie wcale nie martwi. Moim zdaniem to najlepszy pies z całego miotu i mogę ją sobie zostawić, chyba że trafi się ktoś, kto bardzo będzie chciał ją kupić. Miał ją ode mnie wziąć znajomy mener (człowiek zajmujący się układaniem psów), ale dzwonił i przepraszał, mówiąc, że ma tyle zamówień, że wszystkie psie kojce zajęte, a on ma tyle roboty ze szkoleniem tych psów, które teraz ma, że nie może kupić sobie teraz wyżła dla przyjemności. (Szkoli owczarki niemieckie, które wyjeżdżają do Iraku.)