Dzisiaj bardzo ucieszyła mnie wiadomość od znajomego ornitologa. Jest to mój kolega ze studiów. Zawsze, kiedy do mnie przyjeżdża, całymi dniami chodzi z lornetką po okolicy, a potem opowiada, co widział. Ja często proszę go o identyfikację ptaków na zdjęciach – czasami robię zdjęcia, ale nie potrafię precyzyjnie określić gatunku mimo dobrego atlasu. (Zdarza się, że różnica jest bardzo subtelna, jak np. między sikorą ubogą a czarnogłówką, gdzie o różnicy decyduje kilka piórek, które dokładnie można obejrzeć dopiero jak się trzyma ptaka w ręku.) Kiedy ostatnio był u mnie, dałem mu zamrożonego krzyżodzioba świerkowego, którego znalazłem kiedyś pod oknem.
Wczoraj nasze wyżły miały przegląd hodowlany. Przyjechał umówiony wcześniej przedstawiciel związku kynologicznego którego jestem członkiem żeby obejrzeć szczeniaki, sprawdzić ich kondycję, zrobić tatuaże i wydać im metryki. Powiedział, że maluchy są duże i w świetnej kondycji. Przy tatuowaniu ucho jest nakłuwane specjalną maszynką z numerem, a potem smarowane specjalną farbą która zabarwia nakłute miejsca na trwałe. Suka krążyła dookoła zaniepokojona, wzbudzając dodatkowy niepokój u tatuującego, który nie wierzył moim zapewnieniom, że raczej go nie ugryzie …
Co roku zdarza się, że do domu coś wleci. Zagubione wiosną młode sikorki i inne drobiazgi nie budzą już niczyich emocji – trudno je tylko wygonić, bo wystraszone obijają się o wszystko w pokoju, ale w końcu znajdują drogę na zewnątrz. Sikorki wpadają często do domu, zwabione widokiem muchy po drugiej stronie szyby. Przecież każda mucha to potencjalna przekąska. (Zdecydowanie przeszkadzają im kaktusy – kiedyś sikorka, która wleciała do pokoju, chciała chwilkę odpocząć, ale niefartownie wybrała właśnie kaktus rosnący w doniczce. Najpierw zdziwiona podniosła do góry jedną nóżkę, a potem z wyraźną dezaprobatą zerwała się do lotu – kto to widział, żeby kwiatki kłuły w nogi???!!!)
Wracając z lasu, zauważyłem koło domu stadko nieznanych mi ptaków. Mogły to być mazurki, bo jak mówił mój kolega ornitolog, który był u mnie przez weekend, słychać je w okolicy. Poszedłem więc do domu po aparat, wyszedłem przed drzwi i… nie tylko usłyszałem serię strzałów z kilkudziesięciu karabinów, ale jeszcze zobaczyłem ogień z wybuchającego niedaleko domu ładunku. Powtórzyło się to jakieś dwa lub trzy razy.
Dzisiaj idąc przez las, widziałem pod rozłożystym świerkiem legowisko jeleni. Było tam pięć miejsc dobrze wyleżanych w mchu. Dookoła śnieg, a pod okapem świerku sucho. Wyglądało na to, że je spłoszyłem, bo ślady były świeże. Szedłem potem jakiś czas ich tropem i widziałem tę chmarę kilka razy.
Las w nocy wcale nie śpi. Można powiedzieć, że wręcz przeciwnie – zwiększa się nawet aktywność zwierząt, które w dzień zajmują swoje schronienia, a nocą żerują.
Moje stado wyżłów skończyło właśnie miesiąc. Rosną jak na drożdżach. Dwa tygodnie temu zdecydowałem, że trzeba je eksmitować z domu. Po pierwsze dlatego, że robiły się coraz ruchliwsze i zaczynały wychodzić z koszyka. Po drugie dlatego, że te, które wyszły, wędrowały po kuchni, piszcząc, a suka uważała, że skoro są w zasięgu jej wzroku, to nie ma powodu do niepokoju. Tak więc co jakiś czas, w nocy też, trzeba było je zbierać i pakować z powrotem do kosza. (Dodam, że były jeszcze ślepe.
Ponieważ pojawił się kot, nie zdziwiłem się ani trochę, kiedy wczoraj wieczorem zaczął padać śnieg. Do południa wprawdzie stopniał, ale pierwszy znak zimy był.
W moim przydomowym zwierzyńcu, na który składają się dwa konie, osiem kóz oraz 10 małych wyżłów i jeden duży, na przychodne pojawia się również kot. Pierwszy raz zauważyłem go chyba rok temu, jesienią. Po prostu przyszedł z lasu i jakby nigdy nic zaczął łapać myszy. Wiosną zniknął bez śladu. Kilka dni temu zauważyłem, że znów przyszedł – siedzi na strychu stajni i czuje się jak u siebie. To nieduży, szaro-biały kotek (a może kotka). Wygląda na „domowego”, ale musi mieszkać w lesie, bo w promieniu kilku kilometrów od mojej leśniczówki nie ma innego domu.
Sporo jest w lesie starych grobów. W okolicy leśniczówki były kiedyś dwie duże wsie – każda licząca po około 50 domów, co wiem ze starych niemieckich map. Pozostały po nich ruiny przy drodze, a w lesie cmentarze, które kiedyś były położone po prostu za wsią. Na większości grobów nie można już odczytać żadnych napisów.