Jadę na urlop. Na tydzień. W leśniczówce zostają zmiennicy - przyrodnicy którzy już od dwóch dni zajmują się końmi i kozami oraz całą resztą dobytku. Odezwę się po powrocie!
Przyjechali znajomi, zapaleni przyrodnicy. Takie spotkania zawsze są bardzo ciekawe, bo ja dowiaduję się czegoś nowego, a oni z kolei z wielką radością badają czasem niepozorne rzeczy choćby rowy melioracyjne.
Dziś rano widziałem pierwsze jaskółki. Znaczy się ciepło idzie na dobre. Ale w związku z jaskółkami jestem rozdarty między sentymentem a przepisami. Otóż unijne normy zabraniają jaskółkom gniazdowania w miejscach gdzie „pozyskuje się” mleko. Ale jaskółki upodobały sobie budynek koziarni i nie wiem na jak długo starczy mi zapału żeby je zniechęcać do zakładania tam gniazd. A znając życie i tak jakimś sposobem mnie przechytrzą.
Ponieważ od jakiegoś czasu już piszę tego bloga i Czytelnicy mieli szansę zorientować się z grubsza na czym polega praca leśniczego, postanowiłem opisać zwykły dzień w lesie „na żywca”.
Nadleśnictwo prowadzi w tym tygodniu inwentaryzację obiektów przeciwpożarowych. Każdy z leśniczych na swoim terenie sprawdza stan tych obiektów i składa sprawozdanie.
Przyszła wiosna a wraz z nią wysyp koźlaków. Wszystkie urodziły się kiedy mnie nie było – wyjechałem na trzy dni a domem i zwierzakami zajmowała się żona. Miała okazję nawet widzieć jak rodzą się małe.
Kilka dni temu o świcie wyjrzałem przez okno sypialni. Nie wierzyłem temu co widzę – w ogrodzie był dzik i spokojnie rył pod płotem. Popędziłem po aparat żeby zrobić mu serię fantastycznych zdjęć – w końcu nie co dzień widzi się pod oknem dzikiego dzika, zupełnie nie oswojonego. Ale zdjęcia robione były przez szybę – nie chciałem otwierać okna żeby nie spłoszyć włamywacza – i okazały się kiepskie niestety.
Pojechałem z kolegą do Sztynortu. Nadarzyła się niepowtarzalna i jedyna okazja obejrzenia od środka słynnego pałacu Lehndorffów, jednego z najpiękniejszych na Mazurach. Normalnie nie wolno się do niego zbliżać bo grozi zawaleniem. Nam udało się legalnie wejść do środka, bo kolega jest doktorem od architektury, specjalistą od zabytków i służbowo miał tam coś sprawdzić. Przy okazji załapałem się i ja.
W piątek w siedzibie nadleśnictwa odbyło się oficjalne podsumowanie i zakończenie działań związanych z Buboborami. Wyniki nie były może spektakularne, ale przyzwoite. Pogoda niestety była wyjątkowo niekorzystna – przez cały tydzień panował niż, a zdaniem ornitologów przy niskim ciśnieniu sowy nie lubią się odzywać.
Pojechałem w końcu na Bubobory. Wystartowaliśmy o siedemnastej żeby spróbować jeszcze usłyszeć sóweczkę. Spytałem ornitologów z którymi jechałem jakie partie drzewostanów - na jakim siedlisku i o jakiej charakterystyce – są dla nich interesujące ze względu na występowanie poszukiwanych gatunków.
Nadeszła jak wiadomo wiosna przynajmniej kalendarzowa. Zbliża się więc również sezon kornikowy. Wprawdzie nic jeszcze nie można o tym powiedzieć na pewno, ale patrząc na pogodę to jeżeli utrzyma się taka jak jest jeszcze w kwietniu – czyli śnieg, deszcz i dość gruba pokrywa śniegu w lesie, to szkodniki owadzie a przynajmniej kornik drukarz którego znam osobiście nie zaliczą tego sezonu do udanego. Taka właśnie pogoda, a przede wszystkim długo utrzymujący się w lesie śnieg hamuje rozwój szkodników owadzich skracając im wydatnie okres w którym mogą się rozmnażać.