...chłopaki jechali ostro z górki, rozpędzili się, żeby podjechać pod następną górkę, a między górkami – zasadzka. Ciężki samochód – Kamaz – załadowany całym kursem drewna, podobno zatrzymał się w miejscu. Rozpędzony, duży samochód wbił się w błoto jak przecinak. Jeżeli było tak jak mi się wydaje, to naprawdę mają szczęście, że „tylko” uszkodzony samochód, bo i ofiary w ludziach być mogły.
Złapaną żmiję po dokładnych oględzinach odstawiłem w głębokim kotle do stodoły żeby się nie zgrzała czekając na transport do dziczy. Chciałem ją wywieźć następnego dnia, ale okazało się, że zniknęła. Możliwe jest, że udało jej się jakoś wydostać. Ale jest też możliwe, że stała się czyjąś kolacją lub śniadaniem.
Szczeniak w rodowodzie ma wpisane imię Kasha, ale uznaliśmy, że bardziej będzie pasowało Kuna. Na razie ćwiczymy podstawy, czyli sikanie na trawie a nie w domu, ale liczę na wielką pasję myśliwską (za co ręczy hodowca) i dobry charakter. W tej drugiej kwestii wiele zależy też od właściciela i od kontaktu jaki uda się nawiązać na samym początku...
Wszędzie tam, gdzie przygotowałem zręby na obsiew naturalny, pełen sukces. Widać malutkie, dosłownie kilkudniowe siewki, z których każda ma szansę zostać wielkim drzewem. Za sto lat. Trochę to niesamowite.
Wystarczyło tylko kilka cieplejszych dni, żeby kornik stał się bardzo aktywny. Widać to po ilości owadów w pułapkach feromonowych, które zostały wyłożone na początku maja żeby monitorować stan zagrożenia...
Dzisiaj właśnie wyznaczając taką działkę zrębową natknąłem się na gniazdo drapieżnika, którego wcześniej nie zauważyłem. Jest to duże gniazdo w głębi starego, stu-dwudziesto-letniego drzewostanu. Prawdopodobnie jest nieczynne, bo nie ma pod nim żadnych oznak zasiedlenia – ani odchodów, ani resztek pokarmu, ani żadnych innych. Nie widać też w okolicy żadnego lokatora.
Mam taką jedną tegoroczną uprawę, na której brakuje tylko szeliniaka. Nie jest to odnowienie naturalne, ale sztuczne. Takie sadzonki są słabsze i szok jaki przechodzą po posadzeniu w połączeniu z inwazją chrząszcza może doprowadzić do efektu przepadnięcia uprawy, czyli pustego pola. W przypadku odnowień naturalnych właściwie się to nie zdarza, siewki mają wystarczająco dużo siły życiowej, żeby mogły łatwo się zregenerować.
Tak naprawdę największym szkodnikiem który dał się we znaki u mnie i w sąsiednich leśnictwach był łoś. Dzięki swoim gabarytom jest w stanie dostać się wszędzie i żaden płot go nie zatrzyma.
Kolega fotograf opowiedział mi jedną ze swoich tegorocznych wiosennych przygód. Otóż siedzi fotograf w budce obserwacyjnej, zamaskowany jak trzeba. Godzina może piąta rano. On siedzi tam od drugiej w nocy, bo trzeba usiąść wcześniej, zanim przylecą koguty, żeby ich nie spłoszyć. Warunki idealne, światło, tło – wszystko. Tokowisko trwa w najlepsze, tuż przy żwirowej drodze. Nagle pojawia się na tej drodze pan na motorowerze. Gość trochę wczorajszy, nie wiadomo czy wraca z imprezy czy jedzie do pracy...
Sadzenie lasu odbywało się u mnie w tym roku w trzech parach. Miałem do zalesienia „ręcznego” niedużo, zaledwie 0,8 hektara. Miałbym kilkanaście hektarów, gdybym nie stosował odnowień naturalnych, które w moim leśnictwie wychodzą bardzo dobrze.
Koledzy namówili mnie, żeby sobie postrzelać na strzelnicy sportowej. Nie tak zupełnie od czapki, bo z instruktorem, który przyjechał specjalnie w tym celu z drugiego końca Polski, a poza tym również w dobrym towarzystwie. Wszystko to jedynie dla rozrywki, jako że strzelanie na strzelnicy do rzutków nie ma wiele wspólnego z polowaniem.
W minionym tygodniu pomagałem koledze wypuścić do leśnego jeziorka narybek, który przywiózł w wielkich plastikowych beczkach. Kolega prowadzi na tym jeziorku gospodarkę rybacką i ku mojemu zaskoczeniu nie polega ona jedynie na odławianiu ryb w sieci. Akcja zakończyła się sukcesem i kilkaset amurów oraz karpi trafiło do wody.