Kończy się już lato, to nieuchronne, choć Pogodynki i mój imiennik Krecik zapowiadają jeszcze ciepłe dni. Rankiem jest mgliście, pajęczyście, chłodno, a żurawie krzyczą smętnie za jeziorem. Bociany sejmikują i planują trasy wędrówek, tak aby ominąć samoloty i wszelkie ciała metalowe, których mnóstwo kręci się po niebie. Szpaki latają w „chmurach”, a jaskółki medytują nad terminem odlotu „wyrzędowane” na sieciach napowietrznych dawnej „TPSa”… W powietrzu wisi jesień, to oczywiste także dlatego, że w informacjach radiowych wciąż mówią o szkolnych wyprawkach. Szkoda tylko, że zwykle mowa o „pierwszakach”, ich wyprawkach za 300 zeta i tornistrach, a nie policzą ile kosztuje dwoje dzieci na studiach… Kto ma to wie, ale na szczęście to już za mną.
Powoli kończy się lato o czym świadczy dzisiejszy rzęsisty deszcz dzwoniący o parapety okien leśniczówki i chłód zachęcający do rozpalenia w kominku. To także zapowiedź zbliżającego się wysypu grzybów w naszych lubuskich lasach, które są wielką atrakcją dla turystów i źródłem dodatkowych dochodów dla miejscowych. Grzyby, a właściwie ich owocniki są chyba najbardziej rozpoznawalnym symbolem lasu. Najczęściej to właśnie one kuszą nas smakiem, aromatem i pięknem:
Nie było mnie tu kilka dni i mam cichą nadzieję, że brakowało Wam wieści z życia leśniczego? Tyle się działo w te urlopowe dni i nadal dzieje, że nie było czasu stukać w klawiaturę… Mój urlop jeszcze trwa, na szczęście, bo tyle chciałoby się zrobić i nie ma czasu na nudę. Muszę jednak podzielić się z Wami pewnymi refleksjami. Na urlopie na wiele wydarzeń i spraw spogląda się inaczej i to właśnie znakomita pora na refleksje, przemyślenia i retrospekcje.
Urlop w Tatrach to świetny pomysł, choć każdy naturalnie inaczej pojmuje odpoczynek. Ktoś kocha polskie morze i leżenie plackiem na piasku, ktoś woli pod palmą sączyć egzotyczne drinki, a ktoś inny wybiera wakacje pod sosną w leśnej głuszy. Z racji tego, że cały rok przebywam w leśnych ostępach ( no, z małymi przerwami) i wdycham balsamiczny zapach borów, wybieram dla odmiany górskie powietrze i odpoczywam chłonąc takie widoki:
Tyle słyszymy wszyscy o anomaliach pogody i niepokojących zjawiskach atmosferycznych. Leje deszcz i grad, wieją potężne wiatry, następują radykalne skoki temperatur. Na polach wciąż stoją łany zbóż, których nie ma możliwości skosić, rzepak czekał bardzo długo na swoje żniwa, łąki są podtopione, a w ziemniakach także stoi woda. To jest bardzo niepokojące zjawisko dotyczące nas wszystkich, bo wbrew pozorom żywność, która trafia na nasz stół nie rodzi się w markecie, ale na polu…
Sierpień w Pszczewie już od lat kojarzy się z zapachem świeżego drewna, warkotem pił, stukaniem pobijaków, - czyli z obecnością rzeźbiarzy i Pszczewskim Plenerem Dużej Rzeźby w Drewnie. Dziś po raz 11 spotkałem się z rzeźbiarzami na otwarciu kolejnego pleneru. Wspominaliśmy jak to było we wrześniu 2002 roku, gdy z trudem udało się wspólnie zrealizować pomysł, który zrodził się podczas któregoś z moich, zwykle twórczych spotkań z Wandą Żaguń- Dyrektorką Gminnego Ośrodka Kultury w Pszczewie. Organizowałem w życiu wiele imprez mniejszych i większych, sportowych i kulturalnych, festynów i zawodów, ale do plenerów rzeźbiarskich mam wciąż wielki sentyment.
Opowiadałem Wam o podziale przestrzennym lasu i znaczeniu linii oddziałowych, a tu właśnie nadszedł czas korzystania z nich w celach ochrony lasu. Bo leśnicy muszą chronić las przed wieloma przejawami szkodnictwa i szkodnikami w różnych postaciach. Najgroźniejszym szkodnikiem w lesie jest, niestety, człowiek, ale tym razem chodzi o ochronę przed mniszką. Nie, nie przywołujcie sobie obrazu skromnej mniszki w habicie żyjącej w klasztornej celi. Chodzi tu o brudnicę mniszkę- Lymantria monacha, szarego motyla, który jest groźnym szkodnikiem drzewostanów iglastych:
asu. Lato w pełni i pewnie wielu z Was spędza wakacje lub urlop w lesie. To doskonały pomysł, choć wielu ludzi nieswojo czuje się w głębi lasu i obawia się zabłądzenia. Warto posiadać minimum wiedzy na temat ładu przestrzennego lasu, bo łatwiej wtedy się w nim poruszać. Zawsze dobrze mieć przy sobie naładowany telefon i czuwać, aby mieć tzw. „pole” czyli być w zasięgu sieci komórkowej, bo różnie to w terenie bywa…
Ostatnie dni były bardzo gorące i trudno wytrzymać w południe w lesie. Pracownicy Zul-a wykonujący prace przy pielęgnowaniu upraw rozpoczynają pracę wcześnie rano i kończą wcześniej, czasem po południu jadą na „drugą zmianę”. Pozyskanie drewna nie jest w tej chwili intensywne, ale trwa, stąd operatorzy harwesterów i forwarderów w skupieniu machają dżojstikami. Nie ma zmiłuj się- pracują w akordzie i gdy „nie robią- nie zarobią”… Koszty funkcjonowania firmy są stałe i raty za sprzęt trzeba płacić niezależnie od pogody.
„ Czy w tutejszych lasach są białe sarenki panie leśniczy?” Z takim pytaniem pojawił się dziś u mnie jeden z harcerzy obozujących w okolicach Pszczewa. „Edukacja przyrodniczo-leśna ma przed sobą wielką i świetlaną przyszłość…”- pomyślałem sobie natychmiast. „A czy te sarenki miały ruchliwe ogonki i delikatne cętki?”- zapytałem. Harcerz pomyślał chwilę i potwierdził „diagnozę”. „To były daniele drogi druhu, daniele, a nie sarny”. Szczere zdziwienie w jego oczach nieźle mnie ubawiło. Daniele prowadzą teraz młode i stąd często są spotykane przy drogach, gdzie skubią młodą trawę i zioła.
Pomimo niezbyt uroczej aury mamy pełnię lata. Moja okolica jest bardzo atrakcyjna dla turystów, bo lasy- wiadomo: zielony dywan najgęstszy w Polsce, jeziora- czyste i ciche, a ludzie życzliwi… Nic dziwnego, że ośrodki wypoczynkowe, gospodarstwa agroturystyczne i wszelkie kwatery wypełnili turyści spragnieni kontaktu z Naturą chronioną przez leśników i przyrodników. Moje leśnictwo dotyka 12 jezior to z turystami mam stały kontakt. Wielu z nich nie „rajcuje” komfort luksusowych kurortów i woli traperskie formy:
Od dziecka interesuję się każdym składnikiem przyrody i najmniejszą cząstką lasu. Jednak jakoś nigdy nie przywiązywałem większej wagi do świata owadów. Pasjonowały mnie „od zawsze” zwierzęta i ptaki, wiedza o drzewach i zjawiskach przyrody. Naturalnie mam minimum wiedzy na temat owadów leśnych, szczególnie tych o znaczeniu gospodarczym. Nie może być inaczej, bo mój wychowawca z Technikum Leśnego w Rogozińcu, wspaniały nauczyciel ochrony lasu Tadeusz Wasylewicz, nazywany przez nas żartobliwie „Kokonem”, pewnie osła nauczyłby biologii i rozpoznawania owadów. Każdy przyszły leśnik musiał pochwalić się sporym zbiorem własnoręcznie spreparowanych, szkodliwych owadów i bez zająknięcia musiał odpowiadać na podchwytliwe pytania. Inaczej nasz kochany Psor grzmiał: „Drabie jeden, ale czy to go widzisz? Ty mnie tu ściemniasz i wcale go nie widzisz!” Nie było rady, trzeba było go widzieć...