Nasza córka, wychowywana w miejscu gdzie jest dużo zwierząt, psa uważa za naturalny obiekt zabaw funkcjonujący w domu i rzadko czuje przed nim respekt, chyba, że jest dużo większy od niej. Tak samo naturalnie traktuje obecność konia czy kozy. Po powrocie do domu przypadkiem dowiedziałem się więcej na temat wypadku – pies zerwał się z łańcucha i pogryzł nie jedną, ale trzy osoby, z których dwie leżą w szpitalu.
Jaskółki zrobiły gniazdo u mnie w warsztacie. Musiała być to jakaś wada materiałowa, gdyż po pewnym czasie odpadło od ściany wraz z eskadrą lokatorów. Wyglądało to raczej beznadziejnie, ale postanowiłem spróbować ratować pisklaki. Były już dość duże, (opierzone, próbowały sił w lataniu) do samodzielności brakowało im jakiś tydzień – półtora. Pozbierałem więc towar i włożyłem do małej skrzynki z sianem którą wetknąłem w załom muru. Małe jaskółki wcisnęły się w siano i zagospodarowały skrzynkę po swojemu (wcisnęły się w szczelinę między murem a dnem nowego gniazda). Ich rodzice bez problemu zaakceptowali zmianę i nie myśleli o porzuceniu lęgu. Nawet siano w skrzynce zostało jakoś uporządkowane w specjalny sposób.
Chciałem wczoraj trochę oszczędzić sobie wysiłku w upale i pojechać samochodem na jedną z upraw, żeby sprawdzić czy nie potrzebna będzie tam kolejna w tym roku pielęgnacja. W lesie w tym roku wszystko rośnie jak szalone – ciepło i dużo wody to wszak idealne warunki.
"Taki wiatr oznaczał również duże i wredne fale. (…) W sumie zaliczyłam cztery wywrotki, z czego druga była najpoważniejsza, bo maszt został wepchnięty 180 stopni pod wodę. Faktycznie wepchnięty to złe słowo – najdokładniej mówiąc Ella’s Pink Lady została uniesiona w górę, rzucona w dół fali a potem nakryta górą wody i gwałtownie wywrócona do góry dnem. (…)"
Nareszcie przestało padać i zrobiło się ciepło. No i przyjechali letnicy – moi koledzy ze studenckich czasów. Tak więc mieszkańcy leśniczówki realizują się towarzysko, prowadząc długie rozmowy i zażywając kąpieli w jeziorze (woda naprawdę już bardzo ciepła).
Budynki w okolicznych miejscowościach piękne i świadczące o dawnej świetności tych miejsc. Architektura drewniana i ceglana, pełna detali, teraz w większości zaniedbana. Tory prowadzące donikąd, zapomniane stacje kolejowe, wiadukty po których nigdy nie przejechał pociąg …
Łódź, którą wyciągnąłem, była zrobiona z dwucentymetrowych desek sosnowych ułożonych w typowy sposób, na styk . Płaskie dno było wykonane z takich samych desek co burty, z tym, że były połączone na tzw. obce pióro. Wnętrze pomalowano na biało, co niewątpliwie miało efekt estetyczny...
Jak tu nie krzyczeć z radości na widok „prawdziwego” grzyba albo najprawdziwszej jagody na krzaku? Albo żuka? Albo motyla? Absolutnie nie-wy-ko-nal-ne. Zamieszanie zwiększał jeszcze nasz trzymiesięczny szczeniak ...
Wczoraj po południu walczyłem właśnie z zawiłościami linuksa gdy na podwórku pojawiło się dwóch rowerzystów. Lał rzęsisty deszcz, a starsi panowie szukali schronienia. Okazali się turystami z prawdziwego zdarzenia – na swoich rowerach mieli wszystko, co niezbędne w dalekiej podróży.
Manewry odbywały się na terenie trzech sąsiadujących leśnictw, w tym mojego. Niestety nie mogłem uczestniczyć w całości, bo miałem tego dnia również inne obowiązki, ale było ciekawie. Zablokowane były wszystkie drogi dojazdowe do miejsc „wypadków” oraz punktów czerpania wody, cały teren był pod nadzorem straży i mogły się po nim poruszać jedynie pojazdy biorące udział w akcjach.
Wybrałem się ze szczeniakiem do lasu. Samochodem oczywiście. Pies nie jest na razie fanem motoryzacji. Musi być to dla niego spory szok związany zarówno z przemieszczaniem się pojazdu jak i z hałasem. Kiedy już jedzie, włazi na mnie żeby się schować albo przynajmniej położyć na kolanach. Na szczęście nie ma choroby lokomocyjnej, co się psom również zdarza.