Pojechałem ze znajomymi nad jezioro. Niedziela wieczór, miałem nadzieję że nie będzie tam ludzi i będziemy mogli bez problemu poćwiczyć z psem aport z wody – przecież właśnie rozpoczął się sezon na kaczki. Ale ponieważ wakacje w pełni, ludzi było w bród. Nie mówię już o namiotach i samochodach biwakowiczów oraz śladach o ognisku ale przede wszystkim o górze śmieci. Nie jest to teren mojego leśnictwa, ale takie jezioro w lesie to naprawdę duży problem.
Już od maja u mojego sąsiada leśniczego mieszka warchlak. Małego dzika zauważył ktoś przy drodze i przywiózł do leśniczówki. Najprawdopodobniej był to warchlak od lochy która zginęła potrącona przez samochód (na pobliskiej szosie były dwa takie wypadki). Warchlaków było podobno kilka, ale tylko ten jeden dał się złapać. Był jednak bardzo słaby, musiał kręcić się w tym miejscu dłużej niż jeden dzień, bo nie miał już odruchu ssania, właściwego dla wszystkich małych ssaków i umożliwiającego im przetrwanie.
Dostałem niedawno maila od myśliwego z Krakowa który wiosną kupił ode mnie ostatniego szczeniaka. Pisał, że jest z suczki bardzo zadowolony, tylko że tak jej futro urosło, że zasłania oczy, a fryzjer u którego żona strzyże drugiego psa nie zna takiej rasy i nie wie jak taki pies powinien być prawidłowo „uczesany”. Przysłał też zdjęcia szczeniaka, który wygląda już prawie jak dorosły pies.
Korzystając z letniej pory od czasu do czasu wyjeżdżam z rodzinką na krajoznawcze wycieczki. Choćby wyjazd był bardzo atrakcyjny, przychodzi czas powrotu.....
Nie wspominałem jeszcze o tym, jak udało mi się wyjechać na urlop, to znaczy o tym, kto przyjechał zająć się naszymi zwierzętami i wypoczywać w lesie podczas gdy my mogliśmy udać się w inne rejony. Otóż przyjechał umówiony wcześniej kolega razem z żoną i dziećmi oraz znajomymi – parą z dzieckiem i psem. Jak wynikało z poczynionych wcześniej ustaleń, jedna z żon miała doić kozy jako że posiadała już doświadczenie w tym zakresie.
W trakcie urlopu trafił nam się jeden dzień gorszej pogody, więc postanowiliśmy pojechać obejrzeć z bliska zamek w Malborku. Nie przypuszczałem nawet, że latem ciągną tam takie tłumy turystów, absolutnie niezrażonych deszczową i zmienną aurą. Ponieważ był to akurat poniedziałek, do zwiedzania były udostępnione tylko zamkowe dziedzińce, ogrody i krużganki. Taka wycieczka z przewodnikiem (samemu zwiedzać nie można, ale jak tylko uzbiera się 20-30 osób to grupa rusza – tak mniej więcej co 5 minut) trwa dobre półtorej godziny. W sumie nawet dobrze się złożyło, bo gdybyśmy razem z naszą roczną córką zdecydowali się na trzygodzinne pełne zwiedzanie zamkowych wnętrz, musielibyśmy się ewakuować. Jednak dla malucha taka wyprawa to zdecydowanie za długo.
Las przez który codziennie chodziłem nad morze bardzo przypomina teren mojego leśnictwa. Jest to również bór mieszany świeży, ale ponieważ klimat morski jest dużo łagodniejszy niż na Mazurach, więc drugie piętro drzewostanu (drzewa rosnące pod koronami wysokich sosen) stanowią drzewa liściaste, buki i dęby, czego u mnie aż tak intensywnie nie widać. U mnie jednak wpływ kontynentalnego klimatu jest zdecydowanie wyraźniejszy.
Wróciłem właśnie z urlopu na Mierzei Wiślanej. Niestety nie udało mi się tam nigdzie podłączyć do Internetu, stąd kilkudniowa przerwa w blogu, którą postaram się teraz nadrobić opisując różne wakacyjne zdarzenia.
Zakład usług leśnych który wygrał przetarg na poszerzenie pasa przeciwpożarowego poprosił o pozwolenie parkowania traktorów przy leśniczówce do czasu zakończenia prac. Zgodziłem się oczywiście, widząc jaki mają przed sobą front robót. Cały pas przeciwpożarowy (piaszczysty pas zaoranej ziemi oddzielający teren poligonu od terenu leśnego) jest poszerzany o kilkanaście metrów. W sumie będzie miał około trzydziestu metrów szerokości, co zdecydowanie zwiększy bezpieczeństwo przeciwpożarowe lasu. W przypadku pożaru na poligonie ogień nie przekroczy linii pasa, spłoną tylko zadrzewienia i zakrzaczenia, a drzewostan nie ucierpi (teoretycznie).
Wczoraj cały dzień padał deszcz. Padał i padał, a ja z radością patrzyłem przez okno i miałem nadzieję, że potopi wszystkie korniki ... Wyglądało to na klasyczną „trzydniówkę”, ale dziś już opady tylko przelotne. Jutro pewnie wyjrzy słońce. Na wszelki wypadek postanowiłem nie zwracać uwagi na prognozy nadawane przez radio.
Pojechałem na pole, żeby odświeżyć sobie pejzaż. Dużo ostatnio roboty i ciągle drzewa i drzewa ... Puściłem psa luzem żeby się wyszalał. Z łąki poderwały się dwa żurawie. Pomyślałem, że skoro się poderwały, to na pewno nie mają tu gniazda ani młodych, bo żuraw jeżeli „prowadzi” małe, to ucieka „na piechotę”. W pewnym momencie widzę, że pies robi żelazną stójkę – czyli w niepozostawiający wątpliwości sposób wskazuje obecność ptaka. Zdziwiłem się, bo nie spodziewałem się w okolicy ani bażantów, ani kuropatw – po prostu wiem, że ich tam nie ma.
Przez ostatnie kilka dni znów było zagrożenie pożarowe, ale na szczęście przeszło kilka potężnych burz i sytuacja się poprawiła. Zanim jednak spadł deszcz było naprawdę groźnie. Tym bardziej, że zaczęły się wakacje a w lesie pojawiło się w związku z tym zauważalnie więcej ludzi. Niektórzy zbierają pierwsze jagody, inni jadą nad jezioro. Wystarczyłby niedbale rzucony jeden niedopałek papierosa i pożar gotowy. Nadleśnictwo prowadzi stały monitoring przeciwpożarowy, ale od czasu do czasu na patrol wyrusza również samolot – właśnie ten który widać na zdjęciu. Nie jest to może maszyna super nowoczesna, ale za to jak na razie niezawodna. Myślę sobie, że byłoby fajnie polecieć kiedyś na taki patrol – może mi się uda.