Jesień już w pełni i wokół nas słonecznie, kolorowo choć coraz chłodniej. W południe w lesie jest pięknie i coraz barwniej. Wieczorami trzeba już jednak dobrze dokładać do pieca, aby z przyjemnością oddawać się pracom domowym, no i aby palce mogły swobodnie biegać po klawiaturze… Ciepło płynące z grzejników jest z zadowoleniem przyjmowane przez naszego kota Grubego, który siłą wciska się do domu oraz przez Amigo, który ostatnio bardzo się postarzał i tylko wyleguje się całymi dniami w swoim koszyku.
Polska, złota jesień zadomowiła się już na dobre. Poranne mgły, leżące wokół kolczaste, zielone na zewnątrz oraz połyskujące brązem ze środka puchowych poduch kasztany i szpaki szwargoczące do siebie w sadach, świadczą o tym dobitnie. To czas, kiedy nadchodzi pora na ostatnie zbiory w sadzie oraz lesie. Najlepiej w sobotę, ostatnią sobotę września. Wielu z nas sporo czasu spędza w kuchni, bo jak nie korzystać z darów Pani Jesieni i nie zrobić zimowych zapasów grzybów, owoców, warzyw?
Ostatnie poranki były klasyką polskiej jesieni. Chłodne, mgliste i melancholijne. Mgły i rześki chłodek poranka są zapowiedzią słonecznego dnia i gdy mgły skropliły się na pajęczynach, a szare niebo rozświetliło się błękitem, niespodziewanie otacza nas piękny, wrześniowy świat. Sportretowany w tym czasie poranek w lesie to nieco „panoramiczny” obraz, bo mgła skraca nam widok:
Mój urlop zmierza ku końcowi i w poniedziałek wracam do pracy. Pomiędzy zajęciami z drewnem opałowym i zrywaniem owoców w sadzie wyskoczyłem na chwilę do lasu, aby sprawdzić czy jest tak, jak pisała „Lilka”, czyli Maria Pawlikowska –Jasnorzewska: Nie widziałam Cię już od miesiąca. I nic. Jestem może bledsza, Trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca, Lecz widać można żyć bez powietrza.
Bajeczny widok ze wzgórza Gelerta, przepiękne mosty rozpięte nad modrozielonym Dunajem, zieleń pomiędzy bogactwem zabytków podkreślona różnobarwnością kwiatów oraz czystość, spokój i bezpieczeństwo- taki jest Budapeszt...
Powszechnym grzechem wielu leśniczych są zaległości w urlopach. Nie wynika to z „swobodnego czasu pracy”, o co wielu nas posądza mówiąc: „bo leśniczy to wciąż jest jak na urlopie to i po co mu odpoczywać?”, lecz z całą pewnością z nadmiaru obowiązków. Nadleśniczy, który odpowiednim zarządzeniem wprowadza regulamin pracy w nadleśnictwie, zwykle ustala, że leśniczych obowiązuje zadaniowy czas pracy.
Pewnie czekacie aż napiszę: „Są, już są grzyby! Ruszajcie w las!” Cóż, nie mam wieści dobrych i oczekiwanych przez grzybiarzy. Wszyscy wyglądają wysypu grzybów, naturalnie nie chodzi o huby ale o podgrzybki, borowiki, rydze. Niestety, jak na razie po malutkim „rzuciku” kurek wciąż nie ma widoków na prawdziwe grzybobranie. A przecież wielu z nas mówi, że to narodowy sport Polaków. Cierpliwości!
Przełom sierpnia i września to czas dożynek. To tradycyjny, mocno osadzony w naszej tradycji obrzęd, ale też okazja do wesołej zabawy i miłych spotkań. W niedzielę uczestniczyłem w dożynkach gminnych w nieodległej od Pszczewa, bardzo gospodarnej wsi Stoki.
Zwykle w sobotnie przedpołudnie namawiam Was do kolejnej wyprawy do lasu i jak najczęstszych, bliskich kontaktów z przyrodą. Dziś także zachęcam do spaceru, ale ułóżcie sobie tak trasę wycieczki, aby przechodzić obok saloniku prasowego lub innego punktu, gdzie można zakupić czasopisma Cogito i Vector:
Upały wielu nam dały się we znaki, stąd z ulgą powitaliśmy chłodniejsze wieczory i mgliste ranki. Wieczorem w grubych murach ocienionej drzewami leśniczówki już coraz chłodniej i zbliża się pora trzaskających szczap w kominku.
„Chabry z poligonu”, „Godzina 5 minut 30” czy „Witaj Zosieńko” przez wiele lat były na listach szlagierów, które z upodobaniem wyśpiewywały męskie głosy, nie tylko przy goleniu w łazience. Normalną sprawą było też to, że każdy mężczyzna po ukończeniu szkoły ponadpodstawowej, także wyższej, odbywał obowiązkową zasadniczą służbę wojskową. Słychać często w męskim gronie wspominki z tych 2 lat, gdy szef kompani był jak matka, a karabin miał zastąpić ukochaną dziewczynę…