Ogólnie rzecz biorąc grzybów w lesie nie ma. Grzybiarzy za to i owszem, sporo, ale tym razem nie będę pisał o tym jak śmiecą, bo już pisałem z dziesięć razy.
Kolega leśniczy mieszkający w niedalekiej wiosce jakiś czas temu uległ namowom swojej rodziny i zgodził się na posiadanie kota. Ponieważ dowiedział się, że ktoś we wsi ma akurat małe koty, pojechał tam i jednego kupił albo dostał – tego nie wiem. W ciągu następnego tygodnia wrzucono mu do ogródka – dosłownie – co najmniej dziesięć małych kotów. Ponieważ były mniejsze i większe, samice i samce, po niedługim czasie stwierdził, że niebawem będzie ich dużo więcej, bo kotki są kotne. A przypominam – po długich namowach chłop zgodził się na jednego kota! Ale ponieważ sąsiedzi wiedzą, że leśniczy zwierzaka raczej nie skrzywdzi, postanowili go uszczęśliwić kolejnymi mruczkami, nie pytając go o zdanie tylko mu te koty podrzucając. Skoro chciał jednego, będzie miał więcej ...
Dzisiaj kolejny – drugi – dzień pięknej słonecznej pogody. Najwyraźniej to skłoniło byka jelenia snującego się od kilku tygodni po łące za leśniczówką do popisów wokalnych. W końcu trwa rykowisko, ale przez ostatnie dwa tygodnie pogoda nie sprzyjała amorom, było deszczowo, pochmurnie. (Teraz wyszło słońce, co dodaje energii – jak widać nie tylko ludziom.)
Od kilku tygodni w moim leśnictwie „urządzeniowcy” (czyli pracownicy Biura Urządzania Lasu) prowadzili taksację drzewostanów. Kiedy skończyli, spotkaliśmy się i dokonaliśmy wspólnych ustaleń dotyczących dalszych sposobów użytkowania lasu w moim leśnictwie.
W lesie ruch – wszyscy nagle wykupują opał. Chyba idzie ciężka zima. Zrobiło się zresztą naprawdę chłodno – trzeba już palić w piecu a w domu zakładać jakiś ciepły pulower (nie żartuję, dom jest stary i zimny, rano jest około 15 stopni).
Nie pisałem tyle dni bo byłem chory. Uznałem też początkowo, że o chorobie właściwie nie ma co pisać – o tym, dlaczego zmieniłem zdanie będzie za chwilę. Chorzy byliśmy wszyscy na wirusa układu pokarmowego, najgorzej chyba maluch, który miał bardzo wysoką gorączkę i groziło mu odwodnienie, co z kolei mogło skończyć się szpitalem. Leki od doktora może i działały, ale najlepiej sprawdził się sok z czarnych jagód. Od kiedy zaczęliśmy go podawać, nastąpiła widoczna poprawa – u dziecka, bo potem wirus zaatakował nas.
Wybrałem się ze znajomym na kaczki. Każdy ze swoim psem. Pojechaliśmy bardziej po to, żeby potrenować psy niż żeby coś upolować. Jeżeli pies jest jeden, pracuje z mniejszym zapałem niż kiedy są dwa. Najwyraźniej konkurencja działa motywująco. Coraz bardziej jestem ze swojej suki zadowolony – nie tylko zachowuje się bardzo karnie i respektuje moje wszystkie komendy, ale też z ogromną pasją przeszukuje bagna i szuwary, nawet takie gdzie teren jest naprawdę trudny. Ustrzeloną przez mojego kompana kaczkę znalazła i zaaportowała prawidłowo. Drugi pies to jeszcze szczeniak, ale dobrze się zapowiada i wciąż się uczy. Obserwowałem go z ciekawością, bo to szczeniak z mojej hodowli – i trzeba powiedzieć że nie musiałem się wstydzić.
Postanowiłem uwędzić szynkę po westfalsku. Akurat taki przepis z książki „Praktyczna kuchnia myśliwska” Grzegorza Russaka najbardziej wydał mi się smakowity i odpowiedni.
Kilka dni temu byłem na delegacji w Nadleśnictwie Żednia. Wyjazd był zorganizowany w celu szkoleniowym – na miejscu odbyło się szkolenie z zakresu pozyskiwania drewna przy pomocy harwestera. Wszystko dlatego, że nasze nadleśnictwo zakupiło taką maszynę i już niebawem rozpocznie się „nowa era”.
Dzisiaj późnym wieczorem usłyszałem przez otwarte okno odgłosy awantury. Przedwczoraj na łące za leśniczówką założyłem nęcisko na lisa z narogów (wnętrzności) upolowanego dzika (tym razem łowy poszły zdecydowanie lepiej). Kuny które zwietrzyły narogi prowadziły zajadły bój o lepszy kęs. Niespecjalnie przeszkadzała im moja obecność. Ich oczy świeciły się w świetle latarki jasno zielonym blaskiem. Dopiero kiedy intruz zbliżył się, powoli zaczęły się oddalać w stronę lasu.
Wiem, że pisałem już rok temu o gnieździe szerszeni i wzywaniu straży pożarnej, ale co zrobić, skoro sytuacja się powtarza?
Korzystając z pełni księżyca wybierałem się na nocne polowania na dziki. Pogoda najczęściej sprzyjała, były bezchmurne noce a w związku z tym doskonała widoczność. Wszelkie burze, które szalały gdzieś nad Polską moje strony ominęły.