Cóż stało się! Nadeszła szara i ponura jesień zasmucająca niebo burymi chmurami, zasnuwająca świat lepką i zimną mgłą. Dni są krótkie, słońce rzadko przedziera się przez szarą zasłonę i trudno zmobilizować się do wyprawy w las. Jednak na spacer warto wybrać się o każdej porze roku i przy każdej pogodzie. Stąd jak zwykle zachęcam do wędrowania po lesie, choć jesienią trzeba to robić szczególnie roztropnie i wybierać krótkie rasy. Dlaczego? Bo jesienne dni są krótkie i łatwo stracić orientację w zamglonym, ciemnym lesie. Ale podpowiem Wam jak miło i bezpiecznie wędrować i teraz, podśpiewując sobie (ale cichutko) do siebie: „O gwiazdo (hmmm…) młodości, nie zagiń we mgle…”
Na przełomie roku trwają szczególnie intensywne prace zrębowe w lesie, bo drewno z zimowych cięć ma przecież najwyższą wartość techniczną. Na drogach widujemy często samochody z drewnem, a w lasach leżą mygły z przygotowanym surowcem dla przemysłu drzewnego. Czasem odczuwamy żal, że naszego znajomego lasu już nie ma, ale taka kolej rzeczy. Pantha rei- wszystko płynie, jak przekonywał dawno temu Heraklit. Według jego koncepcji zmiana jest centralnym elementem świata.
Cały dzień wędrowałem dziś po leśnych uprawach, szczególną uwagę zwracając na stan ogrodzeń z siatki, tam, gdzie zostały zbudowane. Bo ogrodzenia fragmentów upraw to konieczna i kosztowna sprawa, stąd należy o nie troszczyć się starannie. Leśniczy musi być czujny i maksymalnie często tam zaglądać. w moim leśnictwie jest aktualnie ponad 30 km ogrodzeń. No cóż, na takim obszarze lasu... Co chwilę jakiś fragment siatkowego płotu „sponiewiera” chmara jeleni, dzicza wataha albo grzybiarz, który przecina sobie przejście pędząc za borowikiem czy poszukiwacz jelenich „rogów”. Dzisiejszy dość solidny przymrozek kładzie raczej kres grzybowym spacerom. Choć spotkałem jeszcze dziś całkiem dobrze wyglądające maślaki, kanie- sowy i solidnie zmrożone opieńki:
Narodowe Święto Niepodległości to polskie święto, obchodzone co roku 11 listopada, dla upamiętnienia rocznicy odzyskania przez Naród Polski niepodległego bytu. Stało się to po 123 latach braku Polski na mapie, spowodowanego dokonaniem rozbioru naszej Ojczyzny przez Austrię, Prusy i Rosję. Wielu historyków spiera się, jaka data byłaby lepsza do obchodów Dnia Niepodległości, typując różne dni roku. W moim odczuciu dzisiejszy dzień to dobry wybór.
Jak- to takie dzikie zwierzę z rodziny krętorogich, nazywane chrząkającym wołem, które żyje w górach Tybetu. Nie straszna mu podobno ( bo osobiście nie poznałem tych miłych zwierzątek ważących od 500-1000kg) temperatura poniżej 50 stopni Celsjusza. Przed mrozami dzikie jaki chroni grube futro i ciepło produkowane w trakcie procesu fermentacji w jego żołądku:
Dziś Zaduszki, szczególny dzień, gdy wspomina się tych, których już nie ma… To dzień, kiedy każdy z nas wraca myślami do bliskich, a czasem nawet zupełnie obcych osób, których odejście, jak to uroczo określają górale: „przejście na drugą stronę grani”, wywarło na nas wrażenie. W prasie i telewizji wspomina się wybitnych aktorów, noblistów oraz innych wielkich tego świata.
W minioną sobotę odwiedziłem moje rodzinne Brójce. Urodziłem się w międzyrzeckim szpitalu ale wychowałem w Brójcach Lubuskich, w domu na skraju miejscowości, przy ulicy Cmentarnej. Brójce, ongiś królewskie miasto, dziś cicha wieś w powiecie międzyrzeckim przechodziły różne dzieje. Żyli tu Polacy, Niemcy, Żydzi. Byli chrześcijanie, ewangelicy, protestanci, ludzie wyznania mojżeszowego. Dlatego niewielkie Brójce ma do dziś dwa kościoły: jeden katolicki, drugi dawniej ewangelicki, a dziś służący katolikom jako parafialny, pod wezwaniem Św. Michała. Ulica Cmentarna wzięła swoją nazwę od dawnego cmentarza ewangelickiego.
Wycinanie drzew w lesie budzi wiele emocji i jest sprawą kontrowersyjną. Każdy z nas ma własny pogląd. Uważam podobnie jak wielu leśników, że rzecz o wycinaniu drzew, jako sentencję trwałości lasu, zgrabnie ujął już dawno temu Ignacy Krasicki, który był biskupem warmińskim znającym się doskonale na sprawach lasu oraz drewna. Powiedział tak:
W piątek na stromej skarpie leśnej drogi spostrzegłem charakterystyczną rudość. Zatrzymałem samochód i wróciłem kilka metrów. Tak, dobrze oceniłem. Był to piękny, młody, ale sporych rozmiarów rydz. A już myślałem, że nie podjem sobie grzybów w tym roku. Obok znalazłem jeszcze cztery inne. Od razu zapachniało mi klarowane masełko i smażone rydze… Pyszności! Wracając z pracy do domu zajechałem na skraj niewielkiego młodnika schodzącego łagodnym zboczem w stronę łąki. To mój rydzowy matecznik.
Spotkałem wczoraj w lesie sympatyczne małżeństwo z okolic Wałbrzycha. Spacerowali po sosnowym borze wprawdzie z koszyczkami i teoretycznie poszukując grzybów, ale jak mówili, był to tylko pretekst, aby wybrać się do lasu. Pogoda jest fantastyczna i rzeczywiście nie wypada siedzieć w domu. Jest słonecznie i bardzo kolorowo w lesie:
Pomimo medialnych zapowiedzi dotyczących wysypu grzybów, lasy w mojej okolicy opustoszały. Nie spotykam już prawie grzybów, ani też wysypu… grzybiarzy. Ilość grzybów w lesie łatwo określić po ilości zaparkowanych, zwykle niezbyt zgodnie z prawem, samochodów i napotykanych grzybiarzy. Bo jak jest sporo grzybów, to w lesie głośno, tłoczno i kolorowo od plastikowych wiader i marketowych „reklamówek”, w które ludzie z uporem pakują grzyby, zamiast korzystać z wiklinowych koszy.
Jesień rozzłociła się na całego, jak to zwykle bywa w październiku. Zasnuła świat mgłami i nostalgią. Przyniosła cichaczem długie popołudnia i wieczory, pomimo codziennego pędu skłaniające do refleksji. Lubię jesień, bo tchnie smutkiem, pachnie przemijaniem i nastraja do zadumy. Warto czasem powspominać i wrócić myślami do przeszłości. Bo są ludzie i czas, którego się nie zapomina… Często wspominam ludzi, których już nie ma, oglądam efekty ich pracy i starań, podziwiam pamiątki dawnych czasów. Najlepszym miejscem do takich wspomnień jest las. Szczególnie jesienny las, taki pogrążony w ciszy, mgle i lepkiej wilgoci. Jeszcze chwilę pozłocony i barwny, świetlisty i ciepły, a za moment czarno-biały, zimny i mrocznie ponury.