Późnym wieczorem, około dwudziestej drugiej, wyszedłem do samochodu żeby ustawić tam pułapki na… myszy leśne. Jest to największy gatunek myszy jaki znam – duże uszy, długi ogon, ciało długości do 10 cm, jasny brzuszek oraz stopa (w tylnej łapie) długości 2 cm. Wielkością mysz przypominać może młodego szczura, ale jest jedna zasadnicza różnica – ogon u myszy jest owłosiony, a u szczura goły.
Odebrałem dziwny telefon. Dzwoniono z lecznicy weterynaryjnej na drugim końcu Polski, że u nich znajduje się mój pies. Pies – widziałem – spał w koszyku pod kaloryferem. O co chodzi?
Pierwszego listopada, w niedzielę, wybrałem się do lasu żeby odwiedzić znajdujące się tam cmentarze. Nie mają one żadnych oznakowań, większość już prawie zapadła się w ziemię. Na groby moich bliskich jeszcze się nie wybrałem. Pojadę może w tygodniu.
Z dębem można zrobić jeszcze inaczej. Niekoniecznie trzeba razem z nim sadzić gatunek pielęgnacyjny – można proces uprościć i zmniejszyć koszty o cenę sadzonek gatunku pielęgnacyjnego i jego sadzenia. Można wykorzystać obsiew naturalny.
Na zdjęciu widać gniazdo z odnowieniem sztucznym dębu. Została tu zastosowana rębnia gniazdowa (o której już kiedyś pisałem), która służy nie tylko do zastąpienia dojrzałego drzewostanu nowym pokoleniem, ale również do przebudowy czyli urozmaicenia składu gatunkowego, co z wielu względów jest korzystne na siedliskach żyźniejszych niż bór mieszany świeży.
Zakupiona niedawno w piskiej księgarni książka A.F. Ossendowskiego „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów” dostarczyła mi wrażeń na kilka kolejnych wieczorów. Nie mogłem się oderwać, bo łączy w sobie wiele z tego, co cenię w literaturze faktu – ciekawy okres historyczny, rzetelność reportażu i wydarzenia, których splotu nie wymyśliłby żaden pisarz fabularny. Dwa lata, konno, przez Syberię, Mongolię i Azję centralną, w walce o życie i ucieczce przed sowieckim terrorem. Start zimą roku 1920...
Jak widać na załączonym zdjęciu, bobry nie zajmują się tylko spiętrzaniem wody, ale również osuszaniem terenu. Na dnie wyschniętego latem stawu bóbr wykopał rów w celu zgromadzenia wody. Rów ten jest dla zwierzaka korytarzem transportowym, są tam również pozatapiane zapasy na zimę – pędy wierzby, brzozy i inne przysmaki. Widać, że bóbr często tu przychodzi – wykopał też kilka podziemnych korytarzy i wydeptał szeroką już ścieżkę pomiędzy starym rowem melioracyjnym (którym tu przypływa) a stawem.
Wydawałem niedawno drewno. Z samego rana „przybyli górale pod okienko” leśniczówki – tak jak się zresztą wcześniej ze mną umawiali. Koledzy przejechali ponad 600 km, z okolic Suchej Beskidzkiej. Co oczywiste, nie wiedzieli ani gdzie jest las z którego mieli zabrać drewno, ani tym bardziej gdzie leżą stosy.
Rano obudziło mnie gwizdanie wiatru we wszystkich szczelinach domostwa. Za oknami las kołysał się groźnie, ale do etapu huraganu jeszcze trochę brakowało. Aura była taka, że zadzwoniłem do pilarzy i powiedziałem im, żeby nie jechali dzisiaj do lasu; dzień wcześniej zresztą ich upominałem, że trzeba spieszyć się z robotą, bo na surowiec czeka odbiorca – musiałem więc chłopakom przypomnieć, że BHP przede wszystkim (obalanie-ścinanie drzew przy porywistym wietrze jest śmiertelnie niebezpieczne ponieważ to co się dzieje ze ścinanym drzewem jest poza kontrolą pilarza).
Spiesząc się żeby zdążyć przed zmierzchem kończyłem remontować starą ręczną pompę przed domem. Dokręcałem ostatnie śruby, kiedy usłyszałem dźwięk nadjeżdżającego samochodu. Niby normalne, bo w skrzynce na płocie leśniczówki leżą książki ewidencji polowań i często podjeżdżają wpisywać się myśliwi – z reguły terenówkami.
To co widać na pierwszym planie to opał brzozowy. Jak widać w lesie nie pozyskuje się wyłącznie cennych sortymentów ale również opał. Jest to jednak surowiec również poszukiwany jak najlepsze tartaczne drewno. Zwłaszcza że modne jest palenie w kominkach – nie zawsze są one źródłem ciepła, a jedynie atrakcją jesiennych i zimowych wieczorów (bardzo miłą). Utarło się nawet, że jak ktoś przyjeżdża do leśniczówki żeby zakupić taki surowiec to nie pyta o opał ale o drewno kominkowe.
W prasie i mediach zaczyna się jakaś kolejna kampania która mnie osobiście zdumiewa. Dotyczy ona powołania Mazurskiego Parku Narodowego, co moim zdaniem niczego naprawdę nie wniesie. Ci, którzy mieli tu już zbudować domy nad jeziorami – zbudowali. A jeżeli inni dalej będą chcieli, to nie oglądając się na kary administracyjne, również to zrobią, jak miało to miejsce w Wigierskim Parku Narodowym.