Co roku zdarza się, że do domu coś wleci. Zagubione wiosną młode sikorki i inne drobiazgi nie budzą już niczyich emocji – trudno je tylko wygonić, bo wystraszone obijają się o wszystko w pokoju, ale w końcu znajdują drogę na zewnątrz. Sikorki wpadają często do domu, zwabione widokiem muchy po drugiej stronie szyby. Przecież każda mucha to potencjalna przekąska. (Zdecydowanie przeszkadzają im kaktusy – kiedyś sikorka, która wleciała do pokoju, chciała chwilkę odpocząć, ale niefartownie wybrała właśnie kaktus rosnący w doniczce. Najpierw zdziwiona podniosła do góry jedną nóżkę, a potem z wyraźną dezaprobatą zerwała się do lotu – kto to widział, żeby kwiatki kłuły w nogi???!!!)
Wracając z lasu, zauważyłem koło domu stadko nieznanych mi ptaków. Mogły to być mazurki, bo jak mówił mój kolega ornitolog, który był u mnie przez weekend, słychać je w okolicy. Poszedłem więc do domu po aparat, wyszedłem przed drzwi i… nie tylko usłyszałem serię strzałów z kilkudziesięciu karabinów, ale jeszcze zobaczyłem ogień z wybuchającego niedaleko domu ładunku. Powtórzyło się to jakieś dwa lub trzy razy.
Dzisiaj idąc przez las, widziałem pod rozłożystym świerkiem legowisko jeleni. Było tam pięć miejsc dobrze wyleżanych w mchu. Dookoła śnieg, a pod okapem świerku sucho. Wyglądało na to, że je spłoszyłem, bo ślady były świeże. Szedłem potem jakiś czas ich tropem i widziałem tę chmarę kilka razy.
Las w nocy wcale nie śpi. Można powiedzieć, że wręcz przeciwnie – zwiększa się nawet aktywność zwierząt, które w dzień zajmują swoje schronienia, a nocą żerują.
Moje stado wyżłów skończyło właśnie miesiąc. Rosną jak na drożdżach. Dwa tygodnie temu zdecydowałem, że trzeba je eksmitować z domu. Po pierwsze dlatego, że robiły się coraz ruchliwsze i zaczynały wychodzić z koszyka. Po drugie dlatego, że te, które wyszły, wędrowały po kuchni, piszcząc, a suka uważała, że skoro są w zasięgu jej wzroku, to nie ma powodu do niepokoju. Tak więc co jakiś czas, w nocy też, trzeba było je zbierać i pakować z powrotem do kosza. (Dodam, że były jeszcze ślepe.
Ponieważ pojawił się kot, nie zdziwiłem się ani trochę, kiedy wczoraj wieczorem zaczął padać śnieg. Do południa wprawdzie stopniał, ale pierwszy znak zimy był.
W moim przydomowym zwierzyńcu, na który składają się dwa konie, osiem kóz oraz 10 małych wyżłów i jeden duży, na przychodne pojawia się również kot. Pierwszy raz zauważyłem go chyba rok temu, jesienią. Po prostu przyszedł z lasu i jakby nigdy nic zaczął łapać myszy. Wiosną zniknął bez śladu. Kilka dni temu zauważyłem, że znów przyszedł – siedzi na strychu stajni i czuje się jak u siebie. To nieduży, szaro-biały kotek (a może kotka). Wygląda na „domowego”, ale musi mieszkać w lesie, bo w promieniu kilku kilometrów od mojej leśniczówki nie ma innego domu.
Sporo jest w lesie starych grobów. W okolicy leśniczówki były kiedyś dwie duże wsie – każda licząca po około 50 domów, co wiem ze starych niemieckich map. Pozostały po nich ruiny przy drodze, a w lesie cmentarze, które kiedyś były położone po prostu za wsią. Na większości grobów nie można już odczytać żadnych napisów.
Mimo że wciąż jestem na zwolnieniu, postanowiłem wziąć udział w prezentacji samochodów terenowych, która była organizowana w jednym z sąsiednich leśnictw.
Wciąż jestem na zwolnieniu. Nad ranem zaskoczył mnie telefon z policji. Wezwano mnie do wypadku, w którym samochód uderzył młodego łosia. Zwierzak zginął. Ofiar w ludziach na szczęście nie było, ale pasażer feralnego samochodu, kiedy z nim rozmawiałem, był wciąż blady.
Od niedzieli boli mnie głowa i mam gorączkę. Od wczoraj jestem na zwolnieniu lekarskim. Po raz pierwszy od wielu lat. Podejrzewam, że skumulowały się wszystkie niedoleczone grypy, anginy i przechodzone przeziębienia. Leśnik zawsze ma coś do zrobienia, zawsze jest to ważniejsze od leczenia. Niezależnie od pogody trzeba być w lesie i dopilnować, żeby robota była zrobiona.
Już od jakiegoś czasu – może od dwóch tygodni – widać na niebie klucze żurawi. Zaczynają zlotowiska pod koniec sierpnia, we wrześniu zbierają się w dużych grupach (liczących nawet po kilka tysięcy ptaków), a teraz – czyli na początku października – już na dobre odlatują. Żurawie mieszkające od wiosny do jesieni na terenie Polski zimują we Francji, na półwyspie Iberyjskim oraz w północnej i wschodniej Afryce (tę informację podaję za atlasem „Ptaki Polski” Andrzeja Kruszewicza). Widok takiego klucza na niebie jest bardzo ciekawy – na początku lotu ptaki zmieniają formacje, krążą, kołują, a potem przyjmują jakąś docelową kolejność i znikają za horyzontem. Bardzo lubię je obserwować. Nie jest to trudne – zawsze najpierw słychać ich głosy, i wtedy trzeba się po prostu rozejrzeć po niebie.