Wypadek na powierzchni

U siebie w lesie udało mi się już zakończyć pozyskanie na ten rok. W związku z tym pracująca u mnie brygada robotników poszła do sąsiedniego leśnictwa gdzie jeszcze zostało sporo do zrobienia. Widziałem się z nimi w międzyczasie i trochę gadali że trafiła im się dosyć trudna powierzchnia bo sporo pochylonych drzew które trzeba ścinać przy użyciu dodatkowych narzędzi umożliwiających położenie drzewa w określonym kierunku.
10.12.2008

U siebie w lesie udało mi się już zakończyć pozyskanie na ten rok. W związku z tym pracująca u mnie brygada robotników poszła do sąsiedniego leśnictwa gdzie jeszcze zostało sporo do zrobienia. Widziałem się z nimi w międzyczasie i trochę gadali że trafiła im się dosyć trudna powierzchnia bo sporo pochylonych drzew które trzeba ścinać przy użyciu dodatkowych narzędzi umożliwiających położenie drzewa w określonym kierunku.

To naprawdę dobrzy pilarze, ale zmęczenie i wyjątkowo trudny teren dały im się we znaki i zaniedbali przestrzeganie podstawowych zasad BHP. Przy ścinaniu drzewa (obalaniu) którego korona zaklinowała się o gałęzie stojących obok drzew zdarzył się wypadek. Jeden z pilarzy próbował manipulować zahaczonym pniem rękoma (zamiast przy użyciu dźwignioobracaka). Drzewo nie było grube (na szczęście) ale w rezultacie poleciało nie tam gdzie miało spaść i go przygniotło. Chłop z obrażeniami wylądował w szpitalu.

Kiedy dowiedziałem się o tym w biurze nadleśnictwa byłem przekonany, że sytuacja jest tak naprawdę krytyczna, bo tak mi ją przedstawiono. Postanowiłem jednak zadzwonić do poszkodowanego, bo naprawdę porządny człowiek i dobrze nam się razem pracowało. I dobrze że zadzwoniłem. Okazało się że nie jest tak źle jak mówią – kiedy mu powiedziałem co słyszałem trochę się uśmiał i powiedział z przekąsem: „No tak, we wiosce to już mnie wszyscy pochowali”. Doznał rzeczywiście poważnych obrażeń, a takie kontuzje zawsze pozostawiają w organizmie jakieś ślady.