Wielkie polowanie i fart inaczej

Wreszcie się odbyło. Długo wyczekiwane, przesuwane, przygotowywane. Łowy przez dwa dni, na 30 strzelb i 20 osób nagonki – naprawdę fest. Zaczynaliśmy w sobotę bladym świtem – a właściwie to świtem bardzo kolorowym (jak widać na zdjęciu), charakterystycznym dla mroźnej wyżowej pogody o tej porze roku. Jak widzę takie niebo, to zdecydowanie chętniej wyłażę spod pierzyny niż w jakiś szary, dżdżysty i błotnisty poranek.
14.12.2008

Wreszcie się odbyło. Długo wyczekiwane, przesuwane, przygotowywane. Łowy przez dwa dni, na 30 strzelb i 20 osób nagonki – naprawdę fest. Zaczynaliśmy w sobotę bladym świtem – a właściwie to świtem bardzo kolorowym (jak widać na zdjęciu), charakterystycznym dla mroźnej wyżowej pogody o tej porze roku. Jak widzę takie niebo, to zdecydowanie chętniej wyłażę spod pierzyny niż w jakiś szary, dżdżysty i błotnisty poranek.

Widzieliśmy mnóstwo zwierzyny – saren, jeleni, dzików. Sporo również udało się moim kolegom ustrzelić – ja nie miałem tym razem farta „nic na mnie nie wyszło”. Poza tym prowadziłem jedną z grup i bardziej byłem zaangażowany w odpowiednie rozstawienie myśliwych znajdujących się w mojej grupie niż w całą resztę.

Jeden z kolegów leśniczych, który znalazł się właśnie w mojej grupie, zawsze ma na polowaniu podobne przygody. Dawno już nie było u nas zbiorówki i zdążyliśmy właściwie zapomnieć o jego specyficznym farcie, ale jak się okazuje od kilku lat powtarza się niezmiennie ten sam scenariusz.

Choćby siedział w najgorszym miejscu zawsze zwierzyna wyjdzie prosto na niego. I zawsze w taki sposób, że nie będzie on w stanie oddać skutecznego strzału. Tak samo było i tym razem – prawie w każdym pędzeniu cała zwierzyna która była w miocie (czyli wszystkie które zostały wypłoszone z terenu przez który hałasując szła nagonka) wychodziły dokładnie pod jego stanowiskiem. Ale albo ustawiały się za gęstą świerczyną, albo za daleko, albo szły z taką szybkością, że oddanie strzału było niemożliwe. Nie był to pierwszy przypadek tego kolegi, nie było to również zdarzenie jednostkowe – powtórzyło się w czasie polowania kilka razy. Kolega sam już z przekąsem zaczyna mówić o tym, że może jednak następnym razem weźmie aparat fotograficzny, to przynajmniej będzie mógł nam pokazać, co widział ...