Pierwszy śnieg i Wigilie Polskie

Wczoraj jak przystało na pierwszy dzień zimy spadł śnieg. Sypało solidnie i momentalnie świat stał się biały:
22.12.2011

Wczoraj jak przystało na pierwszy dzień zimy spadł śnieg. Sypało solidnie i momentalnie świat stał się biały:

a991.jpg

Skomplikowało to temat wywozu drewna z lasu, bo wciąż dzwonią i pojawiają się kolejni przewoźnicy. Padający śnieg tylko pogorszył stan dróg, a część drewna stała się w związku z tym „niewywozowa”. Wczoraj trwały prace na obu zrębach, a inna ekipa zakończyła ostatnie „wystawianie drewna” w trzebieżach. Moi „fachowcy- zulowcy” wystawianiem drewna nazywają cięcie na odpowiednie wymiary i ustawianie w stosy drewna zerwanego, czyli wyciągniętego w całej długości ciągnikiem do drogi wywozowej. Wczoraj, gdy około południa dojechałem do nich właśnie zakończyli wystawianie całości drewna. Ostatni stos, to opałowa brzoza S4, która pewnie w styczniu trafi do jakiegoś kominka:

a996.jpg

 Pomierzyłem, opisałem i zapisałem wszystkie stosy, a zaraz potem pędziłem do leśniczówki, bo trzeba dane pilnie wklepać do rejestratora. Odebrałem go po drodze od podleśniczego Irka, który wystawiał kwit wywozowy przewoźnikowi, zabierającemu ostatni w tym roku samochód surowca na zrębki. Obszedłem zręby w oddz. 6 i 77. Na jednym zostały tylko kosmetyczne drobiazgi, które zostały zakończone dzisiaj, a w oddz. 77 babrał się w śniegu i błocie ciągnik zrywkowy:

a994.jpg

 

Powstały porządne koleiny i trzeba czekać na mróz, żeby można było myśleć o wywozie drewna do tartaku. Ekipa pilarzy pod okiem podleśniczego manipulowała drewno na poszczególne sortymenty:

a995.jpg

 

 

Pierwszy śnieg podziałał bardzo pobudzająco na aktywność leśnych zwierząt. Spotkałem tego dnia 30-40 saren, chmarę jeleni i 7 danieli. Były to same młode byczki, które na dość stromym stoku dąbrowy położonej blisko szosy ułożyły się w wygrzebanych w śniegu legowiskach. Dwa z nich to „diabełki”, czyli daniele mające poroże w kształcie malutkich, kilkucentymetrowych szpiców, a reszta to także młodzież, której jeszcze daleko do okazałych „łopataczy”. Nie bardzo przejmowały się przejeżdżającymi nieopodal samochodami i mną. Śnieg sypał do późnego popołudnia. Dobrze, że przezornie dzień wcześniej przywiozłem sobie sosnową choinkę i jemiołę, które czekają na tarasie leśniczówki:

a993.jpg

 

 W zeszłym roku wybierałem choinkę z moją Igą w śniegu znacznie przewyższającym wysokość butów „gumowofilcowych”, który wciąż sypał „pierzynowo”, stąd ta tegoroczna przezorność. Po jemiołę właziłem na drzewo i trochę się podrapałem, bo pozornie gruby konar okazał się zbyt wiotki jak na moją wagę i musiałem ćwiczyć refleks spadając. Ale czego nie robi się dla tradycji!

 Po powrocie do leśniczówki szybko transferowałem dane do systemu informatycznego nadleśnictwa i jednocześnnie przebierałem się na wyjściowo. Oboje z żoną należymy już dawno do Towarzystwa Przyjaciół Pszczewa. Kilka razy w roku członkowie TPP wyjeżdżają wspólnie na koncerty, spektakle i inne kulturalne wydarzenia. Tym razem jechaliśmy do Poznania, gdzie w Teatrze Wielkim wystawiana jest sztuka Wigilie Polskie”. O Spotkaniach Wielkich Polaków przy wigilijnym stole opowiadała Barbara Wachowicz, która reżyserowała i przygotowała scenariusz tego wydarzenia.Pełniła też rolę narratora i ze swadą, dowcipem, wspaniałą polszczyzną opowiadała o wigiliach i zapowiadała kolejnych artystów.

 To wspaniała lekcja historii, a przede wszystkim coraz bardziej zapominanego patriotyzmu. Na scenie oprócz aktorów, śpiewaków i tancerzy pojawili się zuchy i harcerze z ZHP i ZHR. Widowisko było wzruszające i poruszające wyobraźnię. Wielu z nas słabo zna historię naszego kraju i buduje swoje postrzeganie świata na bazie komercji i głupawych seriali. Nie ma potrzeby czytania tylko książek historycznych i biegania do teatru co najmniej raz w tygodniu.Dobrze mieć jednak pewien zasób wiedzy. Trzeba jednak pamiętać, że jesteśmy Polakami o bogatej i wspaniałej historii i europejczykami od wieków, a nie od czasu  przystąpienia do Unii Europejskiej. Barbara Wachowicz przypomina widzom, że polskie wigilie czasów Mickiewicza, Słowackiego, Chopina, mojego ulubionego Norwida, a także Alka, Rudego, Zośki i tych, którzy walczyli w różnych, zwykle tragicznych powstaniach były inne.

 Te wigilie były tragiczne, smutne, biedne, pełne cierpienia i tęsknoty. Jakże inne od dzisiejszych, gdy istotnym problemem jest wybór prezentu, sposób uśmiercenia karpia i zbyt długa kolejka do kasy... Ale one po to były takie, abyśmy dziś w wolnej Polsce mogli w rodzinnym kręgu zasiąść do polskiej, tradycyjnej wigilii i po polsku śpiewać nasze piękne kolędy. Takie, jakich słuchaliśmy wczoraj wieczorem w poznańskim teatrze w wykonaniu znakomitych artystów.  Każdy Polak powinien obejrzeć to widowisko, a Barbara Wachowicz zasługuje na najwyższe uznanie. W antrakcie sztuki kupiłem książkę z jej autografem o dziejach młodzieży z „Zośki” i „Parasola”. To był wspaniały wieczór, z wielu powodów, a już za dwa dni wigilia.

 Jutro przyjeżdża Olga z Sebastianem, Iga już zjechała w rodzinne pielesze i wieczorem wspólnie ubieramy choinkę. Jest co robić, bo choinka w leśniczówce sięga pod sufit, a w salonie do sufitu jest 3,30 m. W wędzarni wiszą już pachnące dymem pstrągi i sandacz, gotowe są pierogi, nadzienie do drożdżowych kapuśniaczków i czekają pięknie zapakowane prezenty. Magia rodzinnych świąt unosi się niepostrzeżenie.

 Uwielbiam ten czas...

 

Leśniczy Jarek – lesniczy@erys.pl