Ostra jazda błotną porą

Zaczęło się już, od dwóch dni już się zaczęło. Co takiego zapytacie? Ostra jazda po leśnych drogach. Wystarczyły dwa dni i tam, gdzie była całkiem fajna, gruntowa, równa droga powstał „tor offroadowy”. Tam gdzie można było mknąć 60, a w porywach więcej „kaemów” na godzinę, zrobił się błotny tor, gdzie koła ułożone w koleinach nie pozwalają na zbędne skręty. Z kolei tam, gdzie koleiny są płytsze, łatwo o poślizg i jazdę bokiem w kierunku szybko zbliżającego się drzewa, których trochę w lesie, jakby nie było, jest. Ale cóż, ludzie płacą niezłą kasę, za możliwość podnoszenia sobie adrenaliny w trakcie jazdy „terenówką” błotnistym torem a tutaj te doznania każdy leśniczy ma w gratisie…
29.11.2012

Zaczęło się już, od dwóch dni już się zaczęło. Co takiego zapytacie? Ostra jazda po leśnych drogach. Wystarczyły dwa dni i tam, gdzie była całkiem fajna, gruntowa, równa droga powstał „tor offroadowy”. Tam gdzie można było mknąć 60, a w porywach więcej „kaemów” na godzinę, zrobił się błotny tor, gdzie koła ułożone w koleinach nie pozwalają na zbędne skręty. Z kolei tam, gdzie koleiny są płytsze, łatwo o poślizg i jazdę bokiem w kierunku szybko zbliżającego się drzewa, których trochę w lesie, jakby nie było, jest. Ale cóż, ludzie płacą niezłą kasę, za możliwość podnoszenia sobie adrenaliny w trakcie jazdy „terenówką” błotnistym torem a tutaj te doznania każdy leśniczy ma w gratisie…

No może nie całkiem w gratisie, bo doznania owszem, ale auto trzeba sobie sprawić i utrzymać na swój, dość bolesny koszt. Bo jesień w lesie to czas testowania samochodów i umiejętności kierowców. Dotyczy to leśników jak i przewoźników drewna. Szpadel, siekiera i lina to konieczny sprzęt w aucie do lasu.   Bo już drugi dzień pada, leje, siąpi i znowu leje. Inaczej nie będzie aż do czasu, gdy błoto zastąpi śnieg, a mróz skuje ziemię.  Drogi napiły się deszczówki jak turysta piwa wieczorową porą po trudzie wakacyjnego wypoczynku i świecą złośliwie taflami kałuż. Ale to normalna sprawa o tej porze roku, przynajmniej dla leśnika. Trzeba sobie radzić, bo przecież każdego dnia zarówno ja, jak każdy inny leśnik przemierzam rzadziej kilkanaście, a najczęściej kilkadziesiąt kilometrów drogami o różnej jakości. Pozyskanie drewna jest o tej porze roku intensywne:

5940.jpg

W wielu miejscach leśnictwa drewno czeka na wywóz, a do końca roku coraz mniej dni. To kłody przygotowane dla tartaku:

5941.jpg

Przygotowane drewno odbierają firmy drzewne, a wynajmowani przez nich przewoźnicy mają coraz lepsze i potężniejsze samochody , wymagające dobrych dróg. Terminy umów muszą być dochowane i drewno musi wyjechać na czas z lasu, a zatem deszcz nie może być przeszkodą. Zresztą to, że deszcz pada w listopadzie to nic dziwnego, bo kiedyś padać musi. Wszyscy wiemy, że jest deficyt wody w przyrodzie… Dziś przyjechały trzy samochody po surowiec na zrębki. Drewno było przygotowane do wywozu przy szerokiej piaszczystej drodze. Forwarder zwiózł je w ponad „stumetrowy” stos:

5942.jpg

Z rana jeszcze nie było tak źle, ale jak drogą przejechały dwa duże samochody to krajobraz nieco zmienił się:

 5943.jpg

W efekcie mniejszy samochód z dźwigiem wywoził drewno kilka kilometrów :

5944.jpg

Potem  przekładał je na drugi, z wielką naczepą. Wywóz nadzorował podleśniczy, który korzysta z osobowej „marabelki” jeżdżąc po lesie. Latem autko jakoś sobie radzi, bo ma duży prześwit i jest lekkie.  Po dwukrotnym przejeździe ciężarowego samochodu jego „prawie terenowa bryka” ugrzęzła w trakcie powrotu w niewinnie wyglądającej kałuży. Metoda na „zielone gałęzie” i na „żółty piasek” nie dały rezultatów. Dobrze, że jego telefon miał „pole” i wezwał mnie na pomoc:

5946.jpg

Zahaczyłem linę i powlokłem go jakieś czterysta metrów do najbliższej bocznej drogi, aby zrobić przejazd dla ciężarówki z drewnem. Mój Rokuś radzi sobie dobrze, bo terenowe opony, napęd 4x4 i silnik 2800 robią swoje:

5947.jpg

Ma spory prześwit i sprawnie forsuje spore kałuże błota:

5948.jpg

Jednak koszt utrzymania i eksploatacji takiego auta to już nie jest przyjemność i wywołuje niezłe turbulencje w domowym budżecie. Nadleśnictwo  wypłaca nam ryczałt, czyli tzw. „kilometrówkę” uzależnioną od rozmiaru zadań i stawki za 1 km ustalanej przez ministra. Maksymalny ryczałt dla leśnika to 1500 km, ale bywa, że jest to 800-1000 km. Stawka wynosi 0,8358 zł za przejechany kilometr i została ustalona w 2007 roku. Jest taka sama dla urzędnika, który jeździ po asfalcie autem o pojemności np. 1200 i dla mnie, jeżdżącego „offroadowym” torem po błocie, śniegu i piachu autem z silnikiem 2800. Wiecie co się dzieje z cenami paliw i ile one wzrosły od 2007 roku... A ostatnio minister Zalewski z MŚ powiedział jasno, że nie spodziewa się aby minister finansów w tym czy przyszłym roku zdecydował się na zmianę stawki. Czyli adrenalina rośnie co najmniej podwójnie podczas ostrej jazdy błotną porą po leśnych drogach. Szczególnie intensywnie, gdy spoglądam na szybko opadający w kierunku zera wskaźnik paliwa… Jednak nie narzekam, choć to podobno narodowy sport Polaków, bo nic to nie da. Taki leśniczego los i profesja, że trzeba ganiać po lesie. Pieszo, rowerem albo konno ponad 2000 ha ogarnąć się nie da. Auto terenowe w moich warunkach to podstawowe narzędzie pracy. Dla zdrowia psychicznego lepiej jest nie liczyć przejechanych kilometrów po leśnych drogach i bezdrożach. A przecież wielu entuzjastów ekstremalnej jazdy po leśnych drogach i duktach nie może spełnić swojej zachcianki, bo powstrzymuje ich ustawowy zakaz wjazdu oraz nadzoruje czujne oko kamery monitoringu. No to czemu mam narzekać?   

Leśniczy Jarek- lesniczy@erys.pl