Nalewki leśników - dla zdrowia, przyjemności i tradycji
Zimowe długie wieczory to dobra pora na pewne przemyślenia, szczególnie gdy nieuchronnie zbliża się koniec roku. Warto czasem znaleźć chwilę dla siebie, niekoniecznie spędzoną przed telewizorem i spojrzeć jakby z boku, a może z góry, czyli „z lotu ptaka” na swoje życie zawodowe oraz prywatne.
Czasem narzekamy na pośpiech, chroniczny brak czasu i nadmiar wszelkich obowiązków. Dajemy nieść się fali nowoczesnego życia wypełnionego wspinaniem się po szczeblach kariery i ciągłą dominacją, a nawet kultem pieniądza. To nic złego, ani strasznego. Stare ludowe powiedzenie : „bez pracy nie ma kołaczy” wciąż jest aktualne. Chcemy dobrze zarabiać, bo zawsze jest tyle potrzeb, a żeby dobrze zarabiać trzeba dużo pracować. Spróbujmy tylko nie zatracić się zupełnie w tym pędzie i zachować normalność. Każdy ma swoją własną definicję normalności. Dla mnie, leśnika, normalność związana jest z rozumieniem rytmu przyrody i związkami z tradycją. To takie proste i oczywiste. Nie myślcie, że zebrało się mi dzisiaj na filozoficzne wykłady. Po prostu żyjąc blisko przyrody łatwiej rozumieć wiele zjawisk i stosować je we własnym życiu. Bo kiedy za oknem mamy takie widoki:
To pora nieco zwolnić pęd życia i dać sobie chwilę wytchnienia. Przyroda i naturalny rytm pór roku zmusza nas do tego. Długie popołudnia i wieczory są po to, aby odpocząć i mieć czas na kontakty z przyjaciółmi i rodziną. Wiąże się to także z tradycją, obyczajami i układem świątecznych dni w kalendarzu. Człowiek źle czuje się żyjąc samotnie i jest istotą społeczną. Po co to zmieniać, skoro cały proces ewolucji nas do tego przygotował latami? Ale ludzie w mieście wymyślili sztuczne światło i hale produkcyjne, aby można pracować całą dobę. Po pracy zamknęli się w we własnych domach i ograniczyli maksymalnie bezpośrednie kontakty z innymi ludźmi. Po co rozmawiać jak można napisać sms-a, emaila lub ewentualnie przeglądać wieści na portalu społecznościowym? Czasem taki styl życia dotyka także nawet mnie. Na szczęście tylko czasem... W końcu roku odbiorcy drewna nie mogą wyrobić się z realizacją umów i przewoźnicy po ciemku ładują drewno, wydłużając dzień pracy leśniczego czasem nawet bardzo mocno. To drewno przygotowane na przełomie listopada i grudnia pojechało do odbiorców ładowane bardzo późnym popołudniem, przy sztucznym oświetleniu:
Cały rok dużo pracuję i mam mnóstwo różnych obowiązków. Zawsze jednak staram się tak ułożyć sobie kalendarz, aby choć raz w tygodniu mieć czas na kontakty rodzinne czy towarzyskie. Daje to przypływ dobrej energii i sprzyja rozwojowi osobistemu. Oczywiście jest to poza codziennym życiem rodzinnym, które jest bardzo ważne i potrzebne każdemu z nas. Życie rodzinne i towarzyskie skupia się zwykle przy stole. Przynajmniej tak jest w moim domu, gdzie bardzo rzadko jada się posiłki poza domem, bo jak na wsi wyskoczyć coś zjeść „na mieście”? Ludzie zwykle spotykają się przy stole i jest to pozytywna tradycja, obyczaj i dobrze, jeśli są to nie tylko odświętne spotkania. Po posiłku miło napić się czegoś pysznego i zdrowego, szczególnie zimą, gdy łatwo o infekcje, przeziębienia czy inne dolegliwości. Tu także pomaga nam tradycja i mądrość przodków, którzy wymyślili receptury doskonałych, naturalnych i zdrowych nalewek:
To szlachetne trunki, które szczególnie gdy powstały z leśnych owoców i kwiatów doskonale służą zdrowiu i przyjemności. Od jakiegoś czasu odżyło w Polsce „nalewkowe hobby”, ale od wieków sporządzaniem nalewek zajmowali się leśnicy. Dereniówka, miodówka, dzięgielówka, pigwówka czy nalewka orzechowa, z kwiatów czarnego bzu lub głogu to poezja smaków i aromatów. Wielu leśników wyczarowuje wspaniałe trunki według własnych, starych receptur. Składa się nie ogromna wiedza na temat leśnych owoców, ziół, korzeni, a także miodów czy przypraw. Łączenie tych smaków w sobie tylko znanych proporcjach z alkoholem jest sztuką. To wielka przyjemność, gdy późnym popołudniem znajdzie się chwila bez perspektywy siadania za kierownicą czy obowiązków służbowych i wspólnie z żoną można skosztować pysznej nalewki z leśnych malin:
W mojej szafie stoi spora bateria rozmaitych, czasem unikalnych butelek ze smakami lasu i ogrodu. Moje nalewki są tylko z owoców własnoręcznie zbieranych i każda jest unikatem, gdyż są sporządzane w bardzo niewielkich ilościach. To także wspaniały prezent dla zacnych gości i serdecznych przyjaciół. Bywa, że pięknym prezentem jest sama receptura na niepowtarzalną nalewkę i dzisiaj podzielę się z Wami darem od leśniczego Jerzego Miliszewskiego z Nadleśnictwa Rymanów, który wcześniej poczęstował mnie łyczkiem tego specjału a potem obdarował takim oto przepisem:
MIODÓWKA leśniczego Jerzego
Składniki na 5 l wyrobu o mocy 48%
1,5 l miodu, najlepszy jest gryczany lub wielokwiatowy
2,5 l spirytusu 96%
0,8 l dobrze przecedzonego soku z cytryn / potrzeba ok. 3 kg dorodnych cytryn/
3 czubate łyżki dobrej kawy mielonej
1 czubata łyżeczka gałki muszkatołowej mielonej
Do szklanki wsypać kawę i gałkę muszkatołową , zalać wrzątkiem, przykryć i parzyć 15 min. Miód rozgrzać w garnku do płynności , dolać sok z cytryny oraz napar z kawy i gałki bardzo dokładnie przecedzony przez wielokrotną gazę lub filtr do kawy. Naparu potrzeba 0,2 l na 5 l gotowego wyrobu. Króciutko całość zagotować i pozbierać szum gęstym sitkiem. Przestudzić i dolać spirytus , rozmieszać i przelać do gąsiorka lub wprost do butelek. Jeśli chcemy mieć elegancki , klarowny napitek to trzymamy w gąsiorku, w ciemnym miejscu, przynajmniej miesiąc i ściągamy nalewkę delikatnie cieniutkim wężykiem znad osadu. Osad wykorzystujemy do polewania lodów , wzmocnienia herbaty bądź wypicia na rozgrzewkę. Miodówka nie wymaga długiego dojrzewania , po dwóch tygodniach jest już przednim trunkiem, ale jak każda nalewka w miarę wystania staje się coraz szlachetniejsza.
Jerzy preferuje miodówkę nieklarowaną, wtedy należy przed postawieniem na stół wstrząsnąć butelką.
Ważne jest także jak i w czym podajemy nalewkę, dlatego warto kolekcjonować ciekawe butelki i karafki. Naturalnie znaczenie mają także kieliszki, z których moje ulubione to te na wysokiej nóżce, choć lubię także niskie beczułki z motywami myśliwskimi, które podarował nam kolega Jura z czeskich Moraw:
Na imprezy plenerowe przydaje się tradycyjna, leśna kulawka:
To szklany kieliszek, często oprawiony w róg lub metal, kunsztownie zdobiony, popularny w Polsce od XVII wieku. Nazywana jest także kuszykiem lub kusztykiem, stąd istnieje powiedzenie: ”napić się po kusztyczku nalewki”. Pewnie Wam jeszcze kiedyś opowiem o leśnych nalewkach bo to temat ogromny jak puszcza, ale dziś, tymczasem spełnijmy toast pomyślności kusztyczkiem derniówki z okazji... mojego dwusetnego wpisu na "Blogu Leśniczego". Oby nam wszystkim bór darzył!
Leśniczy Jarek- leśniczy@erys.pl