Nalewki leśników - dla zdrowia, przyjemności i tradycji

Zimowe długie wieczory to dobra pora na pewne przemyślenia, szczególnie gdy nieuchronnie zbliża się koniec roku. Warto czasem znaleźć chwilę dla siebie, niekoniecznie spędzoną przed telewizorem i spojrzeć jakby z boku, a może z góry, czyli „z lotu ptaka” na swoje życie zawodowe oraz prywatne.
16.12.2012

Zimowe długie wieczory to dobra pora na pewne przemyślenia, szczególnie gdy nieuchronnie zbliża się koniec roku. Warto czasem znaleźć chwilę dla siebie, niekoniecznie spędzoną przed telewizorem i spojrzeć jakby z boku, a może z góry, czyli „z lotu ptaka” na swoje życie zawodowe oraz prywatne.

Czasem narzekamy na pośpiech, chroniczny brak czasu i nadmiar wszelkich obowiązków. Dajemy nieść się fali nowoczesnego życia wypełnionego wspinaniem się po szczeblach kariery i ciągłą dominacją, a nawet kultem pieniądza. To nic złego, ani strasznego. Stare ludowe powiedzenie : „bez pracy nie ma kołaczy” wciąż jest aktualne. Chcemy dobrze zarabiać, bo zawsze jest tyle potrzeb, a żeby dobrze zarabiać trzeba dużo pracować. Spróbujmy  tylko nie zatracić się zupełnie w tym pędzie i zachować normalność. Każdy ma swoją własną definicję normalności. Dla mnie, leśnika, normalność związana jest z rozumieniem rytmu przyrody i związkami z tradycją. To takie proste i oczywiste. Nie myślcie, że zebrało się mi dzisiaj na filozoficzne wykłady. Po prostu żyjąc blisko przyrody łatwiej rozumieć wiele zjawisk i stosować je we własnym życiu. Bo kiedy za oknem mamy takie widoki:

6014.jpg

To pora nieco zwolnić pęd życia i dać sobie chwilę wytchnienia. Przyroda i naturalny rytm pór roku zmusza nas do tego. Długie popołudnia i wieczory są po to, aby odpocząć i mieć czas na kontakty z przyjaciółmi i rodziną. Wiąże się to także z tradycją, obyczajami i układem świątecznych dni w kalendarzu. Człowiek źle czuje się żyjąc samotnie i jest istotą społeczną. Po co to zmieniać, skoro cały proces ewolucji nas do tego przygotował latami?  Ale ludzie w mieście wymyślili sztuczne światło i hale produkcyjne, aby można pracować całą dobę. Po pracy zamknęli się w we własnych domach i ograniczyli maksymalnie bezpośrednie kontakty z innymi ludźmi. Po co rozmawiać jak można napisać sms-a, emaila lub ewentualnie przeglądać wieści na portalu społecznościowym?  Czasem taki styl życia dotyka także nawet mnie. Na szczęście tylko czasem...  W końcu roku odbiorcy drewna nie mogą wyrobić się  z realizacją umów i przewoźnicy po ciemku ładują drewno, wydłużając dzień pracy leśniczego czasem nawet bardzo mocno. To drewno przygotowane na przełomie listopada i grudnia pojechało do odbiorców ładowane bardzo późnym popołudniem, przy sztucznym oświetleniu:

6015.jpg

Cały rok dużo pracuję i mam mnóstwo różnych obowiązków. Zawsze jednak staram się tak ułożyć sobie kalendarz, aby choć raz w tygodniu mieć czas na kontakty rodzinne czy towarzyskie. Daje to przypływ dobrej energii i sprzyja rozwojowi osobistemu. Oczywiście jest to poza codziennym życiem rodzinnym, które jest bardzo ważne i potrzebne każdemu z nas. Życie rodzinne i towarzyskie skupia się zwykle przy stole. Przynajmniej tak jest w moim domu, gdzie bardzo rzadko jada się posiłki poza domem, bo jak na wsi wyskoczyć coś zjeść „na mieście”? Ludzie zwykle spotykają się przy stole i jest to pozytywna tradycja, obyczaj i dobrze, jeśli są to nie tylko odświętne spotkania. Po posiłku miło napić się czegoś pysznego i zdrowego, szczególnie zimą, gdy łatwo o infekcje, przeziębienia czy inne dolegliwości. Tu także pomaga nam tradycja i mądrość przodków, którzy wymyślili receptury doskonałych, naturalnych i zdrowych nalewek:

6025.jpg

 To szlachetne trunki, które szczególnie gdy powstały z leśnych owoców i kwiatów doskonale służą zdrowiu i przyjemności. Od jakiegoś czasu odżyło w Polsce „nalewkowe hobby”, ale od wieków sporządzaniem nalewek zajmowali się leśnicy. Dereniówka, miodówka, dzięgielówka, pigwówka czy nalewka orzechowa, z kwiatów czarnego bzu lub głogu to poezja smaków i aromatów. Wielu leśników wyczarowuje wspaniałe trunki według własnych, starych receptur. Składa się nie ogromna wiedza na temat leśnych owoców, ziół, korzeni, a także miodów czy przypraw. Łączenie tych smaków w sobie tylko znanych proporcjach z alkoholem jest sztuką. To wielka przyjemność, gdy późnym popołudniem znajdzie się chwila bez perspektywy siadania za kierownicą czy obowiązków służbowych i wspólnie z żoną można skosztować pysznej nalewki z leśnych malin:

6022.jpg

 W mojej szafie stoi spora bateria rozmaitych, czasem unikalnych butelek ze smakami lasu i ogrodu. Moje nalewki są tylko z owoców własnoręcznie zbieranych i każda jest unikatem, gdyż są sporządzane w bardzo niewielkich ilościach. To także wspaniały prezent dla zacnych gości i serdecznych przyjaciół. Bywa, że pięknym prezentem jest sama receptura na niepowtarzalną nalewkę i dzisiaj podzielę się z Wami darem od leśniczego Jerzego Miliszewskiego z Nadleśnictwa Rymanów, który wcześniej poczęstował mnie łyczkiem tego specjału a potem obdarował takim oto przepisem:

MIODÓWKA  leśniczego Jerzego

Składniki  na  5 l wyrobu o mocy 48%

1,5 l miodu, najlepszy jest gryczany lub wielokwiatowy

2,5 l spirytusu  96%

0,8 l dobrze przecedzonego soku z cytryn / potrzeba ok. 3 kg dorodnych cytryn/

3 czubate łyżki dobrej kawy mielonej

1 czubata łyżeczka gałki muszkatołowej mielonej

Do szklanki wsypać kawę i gałkę muszkatołową , zalać wrzątkiem, przykryć i parzyć 15 min. Miód rozgrzać w garnku do płynności , dolać sok z cytryny oraz napar z kawy i gałki bardzo dokładnie przecedzony przez wielokrotną gazę lub filtr do kawy. Naparu potrzeba 0,2 l na 5 l gotowego wyrobu. Króciutko całość zagotować i pozbierać szum gęstym sitkiem. Przestudzić  i  dolać spirytus , rozmieszać  i przelać do gąsiorka lub wprost do butelek. Jeśli chcemy mieć elegancki , klarowny napitek to trzymamy w gąsiorku, w ciemnym miejscu,  przynajmniej miesiąc i ściągamy nalewkę delikatnie cieniutkim wężykiem znad osadu. Osad wykorzystujemy do polewania lodów , wzmocnienia herbaty  bądź wypicia na rozgrzewkę. Miodówka nie wymaga długiego dojrzewania , po dwóch tygodniach jest już przednim trunkiem, ale jak każda nalewka w miarę wystania staje się coraz szlachetniejsza.

Jerzy preferuje miodówkę nieklarowaną, wtedy należy przed postawieniem na stół wstrząsnąć butelką.

Ważne jest także jak i w czym podajemy nalewkę, dlatego warto kolekcjonować ciekawe butelki i karafki. Naturalnie znaczenie mają także kieliszki, z których moje ulubione to te na wysokiej nóżce, choć lubię także niskie beczułki z motywami myśliwskimi, które podarował nam kolega Jura z czeskich Moraw:

6023.jpg

Na imprezy plenerowe przydaje się tradycyjna, leśna kulawka:

6024.jpg

 To szklany kieliszek, często oprawiony w róg lub metal, kunsztownie zdobiony, popularny w Polsce od XVII wieku. Nazywana jest także kuszykiem lub kusztykiem, stąd istnieje powiedzenie: ”napić się po kusztyczku nalewki”. Pewnie Wam jeszcze kiedyś opowiem o leśnych nalewkach bo to temat ogromny jak puszcza, ale dziś, tymczasem spełnijmy toast pomyślności kusztyczkiem derniówki z okazji... mojego dwusetnego wpisu na "Blogu Leśniczego". Oby nam wszystkim bór darzył!

 

Leśniczy Jarek- leśniczy@erys.pl