Na zrębie i nie tylko, praca w lesie wrze

Koniec roku zbliża się nieuchronnie i należy pilnie kończyć wszystkie zaplanowane prace w leśnictwie. Zadań jest naprawdę dużo i wszystkie muszą być zapięte na ostatni guzik. Obejmuje to także ich rozliczenie do ostatniego metra, grosza czy sztuki. Stąd trudno teraz o wolną chwilę i kawałek pustego miejsca na biurku… Tradycyjnie trzeba wszystko samemu obejrzeć, policzyć i dotknąć. Pogoda sprzyja i dobrze, że nie sprawdziły się zapowiedzi wczesnej zimy.
06.12.2011

Koniec roku zbliża się nieuchronnie i należy pilnie kończyć wszystkie zaplanowane prace w leśnictwie. Zadań jest naprawdę dużo i wszystkie muszą być zapięte na ostatni guzik. Obejmuje to także ich rozliczenie do ostatniego metra, grosza czy sztuki. Stąd trudno teraz o wolną chwilę i kawałek pustego miejsca na biurku… Tradycyjnie trzeba wszystko samemu obejrzeć, policzyć i dotknąć. Pogoda sprzyja i dobrze, że nie sprawdziły się zapowiedzi wczesnej zimy.

Prace z zagospodarowania lasu są u mnie na finiszu. W ochronie lasu w zasadzie koniec zadań, zostało jeszcze wywieszenie karmy dla ptaków w remizie i wokół leśniczówki. W hodowli lasu wykonujemy ostatnie talerze na zrębach i pod poprawki. Polega to na zdarciu ciężką motyką ścioły i wierzchniej warstwy gleby oraz na oczyszczeniu terenu o wymiarach ok. 40 na 40 cm, czyli powstaje „talerz” uprawionej ziemi.

To tam wiosną zostanie posadzona sadzonka dęba, sosny lub brzozy. Pracownicy „Zula” wykonują je ręcznie tam, gdzie nie mógł wjechać ciągnik z pługiem: na stromych stokach, w zaniżeniach terenu czy pomiędzy okopami z czasów II wojny, które wciąż są jeszcze widoczne:

a931.jpg

 Czasami zamiast prymitywnej motyki stosuje się też ułatwiające pracę maszyny do wykonywania „talerzy”:

a932.jpg

 

 W zależności od wprowadzanego wiosną gatunku drzewek, talerze wykonuje się w określonej więźbie. Robotnicy zdzierają ściółkę na talerzach w wyliczonych przeze mnie odległościach, odpowiadających ilości sadzonek wprowadzanych na hektar, a potem je przekopują szpadlem. Brzmi to skomplikowanie, ale w sumie wylicza się prosto. Aby posadzić 6 tys. sztuk dęba na hektarze uprawy należy10 000 m podzielić przez 1,5 m(odległość pomiędzy rzędami) i podzielić przez 1,1 m (odległość pomiędzy sadzonkami w rzędzie).

Dziecinnie proste, choć robota bardzo ciężka! Jak zostanie niezaorane 10 arów nachylonego stoku, to wiadomo, że trzeba tam wykonać 600 talerzy… Trudno utzrymać odległości w wysokiej trawie lub krzewach. Najwygodniej zaznaczyć na motyce lubryką (kredą do drewna) potrzebne wymiary i przykładać ją jako przymiar. Pasuje wtedy wszystko co do sztuki i centymetra. Wykonane talerze przekopuje się, aby wzruszona gleba osiągnęła przez zimę właściwą strukturę, chłonąc wilgoć, której tej jesieni brakuje.

W pozyskaniu drewna też niewiele już zostało do zakończenia prac. Kończymy właśnie ostatnie trzebieże:

a933.jpg

Teraz najwięcej czasu i uwagi wymaga zrąb w oddz. 77. Jest to zrąb wykonywany metodą przerębową, czyli taką, gdzie nie wycina się całego drzewostanu. Dodatkowo leży on w granicach sieci Natura 2000 i są tam chronione siedliska grądu środkowoeuropejskiego oraz śródleśnej kwaśnej dąbrowy. Skład gatunkowy przyszłej uprawy musi być dostosowany do tych siedlisk. Dlatego zrąb rozpocząłem od gatunków tam niepożądanych- robinii akacjowej, brzozy i modrzewia.

Teraz wycinamy stare sosny, starając się chronić drugie piętro dębowo- bukowe. Nie jest to proste, bo sosny są potężne i mają 25-30 metrów wysokości. Teren jest mocno pagórkowaty, a zrąb przylega do szosy powiatowej. Harwester nie jest tu przydatny, stąd drzewa ścina  pilarką drwal Krzysztof z pomocnikiem, a zrywkę wykonuje stary, poczciwy ciągnik zrywkowy klasy skidder, marki LKT.

Pan Janek- operator ciągnika nie ma łatwo. Ciągnik jest przegubowy, z napędem na cztery koła, mocny, ale  i  tak z mozołem drapie się po pochyłościach, poruszając się po szlaku, który wspólnie wyznaczyliśmy. Gdy dojedzie do ściętych sosen pan Janek przepycha pod nimi linki zaczepowe, oplatając nimi odziomki  2, 3 lub 4 sosen. Zahacza je potem do liny zbiorczej i za pomocą wciągarki dociąga je do ciągnika LKT tak, że odziomki wiszą w powietrzu:

a935.jpg

 Potem wskakuje do kabiny, daje w gaz, aż z komina ciągnika idzie słup spalin i pnie się szlakiem z powrotem w kierunku mygieł i stosów:

a934.jpg

 Zrąb jest w głębokim wąwozie, stąd drewno trzeba ciągnąć nawet na 500 metrów, aby mogły je potem wywieźć samochody wywozowe. Sosny są już stare, mają ponad 100 lat, stąd wiele z nich jest opanowane przez huby, które powodują zgniliznę drewna. W tartaku nie chcą takiego surowca, stąd podleśniczy Krzysztof dokładnie ogląda każdą sosnę z wszystkich stron, zanim ją pomierzy i nabije plakietkę z numerem. W chwilach pomiędzy „zaciągami” sosen wykonywanymi przez LKT może ogrzać ręce przy ognisku i wpisać wymiary drewna do ROD- czyli rejestru odebranego drewna:

a938.jpg

W zasadzie powinno się te dane wpisywać bezpośrednio do rejestratora leśniczego, ale za pomocą tego „komputerka” wydaje się też drewno, sporządzając kwity wywozowe. Praktycznie codziennie pojawia się przynajmniej jeden samochód, a zatem wymiary zrębowego drewna wpisuje się raz w lesie przy dymiącym ognisku ( jak jest czas je rozpalić) do "papierowego" ROD-u, a resztę pracy wykonuje się wieczorem przy kominku.

 Zrąb jest oznakowany tablicami ostrzegawczymi, a wszyscy pracują w kaskach i kamizelkach odblaskowych. Trzeba zachować ostrożność, bo jest mglisto i pochmurno, stąd łatwo nie zauważyć osoby w strefie niebezpiecznej. A ludzi na powierzchi musi być dużo. Zrąb jest wykonywany w drzewostanie gospodarczym nasiennym i zbieramy tam także sosnowe szyszki. Z powodu bliskości ruchliwej drogi, co jakiś czas ktoś wypytuje o możliwość wyrobu drewna czy zakupu wałków i usiłuje zbliżać się do zrębu, pomimo zakazu wstępu.

Nie wolno na to pozwalać. Pracę zorganizowałem tak, że po ścięciu i okrzesaniu z gałęzi sosen  wkracza ekipa zbieraczy, którą dowodzi pani Magda i zbiera szyszki do plastikowych wiader:

a936.jpg

 Potem wjeżdża LKT i zabiera pień sosny, a zbieracze wracają i ponownie zbierają szyszki z pozostałej części korony drzewa. Szyszki są dorodne i po kilku dniach było już ich ponad 300 kg. Jak myślicie po co zbieramy te szyszki?Opowiem Wam następnym razem, bo teraz zasiadam do rejestratora, choć w kominku jeszcze się nie pali…

a937.jpg

 

Leśniczy Jarek- lesniczy@erys.pl