Leśny surwiwal wersja jesienna
W zeszły weekend przyjechali koledzy. Mieli niezły plan, bo postanowili nie mieszkać w leśniczówce, ale tym razem udać się na wyprawę terenową dla prawdziwych twardzieli. Ot, taka rozrywka w sam raz dla znudzonych mieszczuchów. Szczerze mówiąc sądziłem, że nie wytrwają w swoim postanowieniu dłużej niż jedną noc. W końcu listopad to nie jest pora na piknik, w dodatku kilkudniowy. Oprócz tego ambitne założenie przejścia każdego dnia na piechotę około dwudziestu kilometrów, z plecakiem, potem nocleg w lesie. Skorzystali z moich sugestii i wytyczyli marszrutę przez tereny bardzo malownicze. Trasa rozpoczynała się nad jeziorem Tyrkło, klucząc między innymi jeziorami i nieprzebytymi bagnami, poprzez pagórkowaty teren okolic Skomacka, zakręcała na południe i kończyła się u mnie na podwórku. Bagatela - ze sto kilometrów.
https://www.lasy.gov.pl/pl/edukacja/blogi/blog-lesniczego/lesny-surwiwal-wersja-jesienna
https://www.lasy.gov.pl/logo.png
Leśny surwiwal wersja jesienna
W zeszły weekend przyjechali koledzy. Mieli niezły plan, bo postanowili nie mieszkać w leśniczówce, ale tym razem udać się na wyprawę terenową dla prawdziwych twardzieli. Ot, taka rozrywka w sam raz dla znudzonych mieszczuchów. Szczerze mówiąc sądziłem, że nie wytrwają w swoim postanowieniu dłużej niż jedną noc. W końcu listopad to nie jest pora na piknik, w dodatku kilkudniowy. Oprócz tego ambitne założenie przejścia każdego dnia na piechotę około dwudziestu kilometrów, z plecakiem, potem nocleg w lesie. Skorzystali z moich sugestii i wytyczyli marszrutę przez tereny bardzo malownicze. Trasa rozpoczynała się nad jeziorem Tyrkło, klucząc między innymi jeziorami i nieprzebytymi bagnami, poprzez pagórkowaty teren okolic Skomacka, zakręcała na południe i kończyła się u mnie na podwórku. Bagatela - ze sto kilometrów.
25.11.2010
W zeszły weekend przyjechali koledzy. Mieli niezły plan, bo postanowili nie mieszkać w leśniczówce, ale tym razem udać się na wyprawę terenową dla prawdziwych twardzieli. Ot, taka rozrywka w sam raz dla znudzonych mieszczuchów. Szczerze mówiąc sądziłem, że nie wytrwają w swoim postanowieniu dłużej niż jedną noc. W końcu listopad to nie jest pora na piknik, w dodatku kilkudniowy. Oprócz tego ambitne założenie przejścia każdego dnia na piechotę około dwudziestu kilometrów, z plecakiem, potem nocleg w lesie. Skorzystali z moich sugestii i wytyczyli marszrutę przez tereny bardzo malownicze. Trasa rozpoczynała się nad jeziorem Tyrkło, klucząc między innymi jeziorami i nieprzebytymi bagnami, poprzez pagórkowaty teren okolic Skomacka, zakręcała na południe i kończyła się u mnie na podwórku. Bagatela - ze sto kilometrów.
Okej, byli przygotowani technicznie, ale jak zwykle – nie do końca. „Zestaw dżungla” obejmujący wszelkie niezbędne sprzęty wymagał będzie modyfikacji.
W każdym razie chłopaki przetrwali cztery dni w lesie. Bez cywilizacji. (Jak zwykle plan zweryfikowało życie. Ale początek trasy i koniec zgadzał się idealnie z założeniami.) W międzyczasie byli widziani koło sklepu w pobliskiej miejscowości – żona była przekonana, że wracają na tarczy – a oni zniknęli na kolejne dwa dni.
Wrócili troszkę przykurzeni, ale zadowoleni. Uznali, że nie dopracowali spraw organizacyjnych – po co brać 3 pasty do zębów jak można jedną? Mogli też lepiej rozplanować jedzenie – mieli go za dużo, a wszystko musieli nosić w plecakach, bo samochód został u mnie na podwórku.
Fot. Tomasz Ciecierski