Leśniczy i kolejarz na pasach
Leśniczowie, którzy na terenie swoich leśnictw mają czynne linie kolejowe sporo swojego czasu poświęcili ostatnio na spacerowanie po pasach. Wcale nie były to „zebry” wymalowane na drogach, czyli przejścia dla pieszych, lecz pasy przeciwpożarowe. To zwiększone zainteresowanie liniami kolejowymi spowodowane jest sporym ruchem inwestycyjno-remontowym, jaki poprzez wsparcie Unii Europejskiej widać na żelaznych drogach, ale także poprzez zmianę przepisów.
Ogień od początku istnienia towarzyszy człowiekowi i jest jego towarzyszem ale też i wrogiem. Dlatego trzeba go używać rozsądnie i w kontrolowany sposób. Już królowa Bona wydawała nakazy gromadzenia w domach sprzętu gaśniczego. Prekursorem ochrony przeciwpożarowej był (o dziwo!) pisarz Andrzej Frycz Modrzewski. W swoim znanym dziele „O poprawie Rzeczypospolitej”sporo miejsca poświęcił pożarom i nawoływał do tworzenia straży ogniowych. Może dlatego wielu leśników jest dobrymi humanistami ale też ściśle współpracuje ze strażakami, często na różne sposoby wspierając działalność miejscowych OSP. Czasem także działają razem z drogowcami i kolejarzami przy utrzymaniu pasów ppoż. To konieczna współpraca.
Co to jest pas przeciwpożarowy?
To odpowiednio przygotowany i zagospodarowany fragment lasu w pobliżu drogi, toru kolejowego lub obiektu (np. parkingu leśnego), który zapobiega rozprzestrzenianiu się potencjalnego ognia, jak również ułatwia akcję gaśniczą w przypadku powstania pożaru. Wygląda to tak:
Są różne typy pasów, w zależności od występującego zagrożenia, a ich urządzenie polega na oczyszczeniu pasa lasu z łatwopalnych materiałów i wyorywaniu pługiem zaczepionym do ciągnika bruzd w ziemi. Takie pasy zmineralizowanego gruntu są doskonałym izolatorem zabezpieczającym las przed wadliwymi środkami transportu (zablokowane hamulce wagonu sypiące iskrami) lub głupotą ludzką (niedopałki papierosów wyrzucane z samochodu). Gdy ktoś odpoczywa na leśnym parkingu i zostawi tlącego się „peta”, to sucha trawa lub ściółka wypali się do szerokiej, pozbawionej palnych materiałów bruzdy ziemi i pożar ugasi się sam. Wzdłuż toru kolejowego często widać wypalone sąsiedztwo torowiska, ale pożar nie rozprzestrzenia się dalej, bo gaśnie na dobrze przygotowanym pasie kolejowym. Gorzej, gdy ten pas nie jest dobrze przygotowany!
Niedawno minęła dwudziesta rocznica największego i najtragiczniejszego pożaru lasu w powojennej Polsce. Katastrofa w 1992 roku w Kuźni Raciborskiej pochłonęła ponad 9 tys. ha lasów. Zginęło dwóch strażaków, a pożar powstał przy linii kolejowej i rozprzestrzenił się dalej, bo nie był prawidłowo przygotowany pas typu Kienitza. Jest on wykonywany równolegle do linii kolejowej w formie dwóch pasów- przeoranych bruzd o szerokości co najmniej 2 m, odległych od siebie od 10 do 15 m i połączonych ze sobą co 25 do 50 m pasami poprzecznymi tej samej szerokości. Wygląda to tak:
Tor jest po lewej stronie zdjęcia, potem jeden zaorany pas, drzewa liściaste, które są mniej „palne” i pełnią rolę przeciwpożarowego pasa biologicznego, drugi zaorany pas i droga gruntowa, która również może pełnić rolę pasa, jeśli nie będzie zarośnięta trawą. Dotychczas był to podstawowy sposób zabezpieczenia przeciwpożarowego lasów przy liniach kolejowych. Pożary wybuchające przy torach kolejowych są bardzo groźne dla lasu, bo rozprzestrzeniają się szerokim frontem na długim odcinku:
Pociąg z np. uszkodzonym hamulcem jedzie przecież i „sieje” iskrami setkami lub tysiącami metrów…
W kwietniu 2013 roku zmieniły się zasady urządzania i utrzymywania pasów przeciwpożarowych wprowadzone zarządzeniem ministra transportu. Teraz wystarczy tylko jeden pas, ale szerokości minimum 4 metry, położony w odległości maksymalnie 5 metrów od krawędzi nasypu. Nie określono jasno, czy pasy „po nowemu” mają urządzać kolejarze, czy leśnicy. Jakiś czas trwała ożywiona wymiana korespondencji, bo jak zwykle przepisy prawa można różnie interpretować. Szybko jednak stało się jasne, że urządzenie pasów wg nowych zasad jest bezspornie obowiązkiem kolejarzy.
Zgodnie z innym rozporządzeniem z 2008 roku należy też usunąć drzewa i krzewy z pasa o szerokości 15 metrów od osi skrajnego toru. Jak widać, będzie co robić:
Część tych drzew rośnie na terenie pasa PKP, a część na gruncie leśnym. Na szczeblu regionalnej dyrekcji porozumieliśmy się z kolejarzami, że wspólnie wyznaczymy w lesie pas 15-metrowy i nowe pasy ppoż.
W moim leśnictwie jest ponad 8 km nowego pasa do założenia i jego wyznaczenie okazało się wcale nie takim łatwym zadaniem. Dwa dni chodziłem po torach wspólnie z kolejarzami:
Lepiej nie mówić, ile razy sam przemierzyłem lasy wzdłuż toru… Precyzyjne określenie granicy własności i przyporządkowanie konkretnego drzewa sprawiało problemy, bo kamienie graniczne, które wyglądają tak:
rozmieszczone są dość rzadko i w pofałdowanym terenie. Jest też wiele innych kamieni, np. takie:
których nie ma na mapie (kamienie graniczne oznaczone są na leśnej mapie kółeczkiem). Były kłopoty z jednoznacznym wytyczeniem granicy, ale wreszcie uzgodniliśmy przebieg i wymalowaliśmy pasy farbą, poziomymi "odblaskowymi" paskami. Szkoda, że kolejarze nie dysponowali mapami pasa kolejowego, który ma zróżnicowaną szerokość...
Wiele z tych gruntów przechodziło przez różne formy własności, jak to na Ziemiach Zachodnich. Zachowało się tam sporo kamieni, które wyznaczały dawne granice, dziś już nieistniejące. Należało jednak bardzo dokładnie pomierzyć długość pasa, policzyć drzewa do wycięcia w sztukach i w m3, dodatkowo w rozbiciu na „leśne" i "kolejowe”. Nie było łatwo i przemierzyłem kilometry linii kolejowej pieszo i samochodem wiele razy. Właśnie przy tej „robocie” zagrzebałem w torfie mojego Rokusia:
jak zresztą widzieliście we wcześniejszym wpisie i musiałem go w pocie czoła odkopywać z błota, zanim ciągnik wyszarpnął mnie na „suchy ląd”.
Z wielką ulgą oddałem wypełnione tabelki, notatki i mapy specjalistce od ochrony ppoż w nadleśnictwie, czyli Wandzie, które je zestawiła razem dla całego nadleśnictwa i odesłała do dyrekcji. Warto jednak było się trudzić, bo skoro jeżdżą przez „mój las” takie cysterny:
to wszystko się może zdarzyć, jak śpiewa Anita Lipnicka…
Niebawem pasy, które dziś mają najczęściej dwa metry szerokości zostaną poszerzone do minimum czterech metrów i zapewnią bezpieczeństwo naszym lasom. Od dziecka słyszymy przecież hasło: "Las rośnie wolno, a płonie szybko”, stąd lepiej zapobiegać niż gasić!
Leśniczy Jarek- leśniczy@erys.pl