Krzyżodziób z zamrażarki
Dzisiaj bardzo ucieszyła mnie wiadomość od znajomego ornitologa. Jest to mój kolega ze studiów. Zawsze, kiedy do mnie przyjeżdża, całymi dniami chodzi z lornetką po okolicy, a potem opowiada, co widział. Ja często proszę go o identyfikację ptaków na zdjęciach – czasami robię zdjęcia, ale nie potrafię precyzyjnie określić gatunku mimo dobrego atlasu. (Zdarza się, że różnica jest bardzo subtelna, jak np. między sikorą ubogą a czarnogłówką, gdzie o różnicy decyduje kilka piórek, które dokładnie można obejrzeć dopiero jak się trzyma ptaka w ręku.) Kiedy ostatnio był u mnie, dałem mu zamrożonego krzyżodzioba świerkowego, którego znalazłem kiedyś pod oknem.
Dziś napisał mi, że ptaka przekazał do Zakładu Zoologii Leśnej i Łowiectwa w Katedrze Ochrony Lasu i Ekologii SGGW. Bardzo dziękowali za dostarczenie okazu w idealnym stanie zachowania i pięknej szacie przejściowej – ptak był młodym samcem, który właśnie zmieniał kolory na „dorosłe”. Mój krzyżodziób będzie więc służył do celów dydaktycznych! (Oczywiście po spreparowaniu.)
A jak trafił do zamrażarki? Któregoś dnia na wiosnę znalazłem go pod oknem. Podniosłem. Ptak nie żył, ale był jeszcze ciepły. Nie miał żadnych widocznych obrażeń, krwi czy złamań. Na pewno więc nie dopadł go pies ani kot. Ponieważ to okaz dość rzadki, zadzwoniłem do tego kolegi i zapytałem, czy jest zainteresowany ciałem ptaka. Poprosił, żeby ptaka zamrozić. Zamroziłem.
Kiedy przyjechał i po kilku dniach wybierał się do domu, przypomniałem sobie o tym „prezencie”. Kolega zachwycony wpakował pudełko z ptakiem do plecaka. Pytałem, co mogło się stać, że martwy ptak spadł pod moim oknem? Podobno mógł widzieć odbicie nieba w szybie okiennej i tam chciał dolecieć. W rezultacie zderzył się niestety z szybą. Ale dzięki temu nauka zyskała cenny eksponat… Szkoda tylko, że nie zrobiłem mu zdjęcia.