Kot: reaktywacja

Pisałem w zeszłym chyba roku, że posiadam kota-barometr, który pojawia się przed nastaniem siarczystych mrozów. Przynajmniej pojawiał się tak przez dwie kolejne zimy, ale pod koniec zeszłej przepadł na dobre.
06.12.2008

Pisałem w zeszłym chyba roku, że posiadam kota-barometr, który pojawia się przed nastaniem siarczystych mrozów. Przynajmniej pojawiał się tak przez dwie kolejne zimy, ale pod koniec zeszłej przepadł na dobre.

Ale ponieważ przyroda nie znosi próżni, pojawił się niedawno w stajni kolejny przedstawiciel tego gatunku. Ja natomiast z rozmysłem kota żadnego nie hoduję, bo za bardzo lubię liczną ptasią zbieraninę gnieżdżącą się wokół leśniczówki. Natomiast myszy w koziarni i stajni zaczynały już harcować w biały dzień, co stawało się nieprzyjemne. 
Wtedy pojawił się kot. Nie ma chyba wbudowanego barometru, bo siedzi już u nas od tygodnia a mrozów jakoś nie widać. Za każdym razem jak wchodzę do stajni widzę go jak „waruje” przy kolejnej mysiej dziurze. Miauczy do mnie znacząco, ale nawet się nie przesunie. 
No chyba że ze mną jest pies. Wtedy wchodzi pod kozi żłób i drwi z niego otwarcie. Suka dostaje szału próbując go stamtąd wygrzebać i dybie na niego stale, ale jak na razie bezskutecznie. Kot, muszę przyznać, jest pożyteczny. Niedokarmiany przez nas utuczył się myszami, że aż miło popatrzeć.

Kulturalny, mieszka w stajni i nie pcha się do domu. Jak Borówa go nie zeżre w pewne zimowe popołudnie to kocur będzie musiał przejść na domowy wikt. Myszy się przecież kiedyś skończą. I wtedy się dopiero zacznie....