Goście i oscypki

Na święta przyjechało sporo gości. Ponieważ niektórzy bardzo chcieli pomóc mi w rozmaitych codziennych czynnościach, zaproponowałem koledze Radkowi dojenie kóz. Kolega już wcześniej wspominał o tym, że umie doić krowę i że na pewno sobie poradzi i że bardzo chętnie spróbuje. Poszedłem razem z nim do stajni, żeby opowiedzieć mu co i jak – ile która koza daje mleka i co z mlekiem. (Kozy to z jednej strony zwykłe zwierzaki, ale każda ma swoje dziwactwa.) Wrócił po ponad godzinie z dużym garnkiem mleka, bardzo z siebie dumny. (Mnie dojenie kóz zajmuje pół godziny, ale mam wprawę.)
28.12.2007

Na święta przyjechało sporo gości. Ponieważ niektórzy bardzo chcieli pomóc mi w rozmaitych codziennych czynnościach, zaproponowałem koledze Radkowi dojenie kóz. Kolega już wcześniej wspominał o tym, że umie doić krowę i że na pewno sobie poradzi i że bardzo chętnie spróbuje. Poszedłem razem z nim do stajni, żeby opowiedzieć mu co i jak – ile która koza daje mleka i co z mlekiem. (Kozy to z jednej strony zwykłe zwierzaki, ale każda ma swoje dziwactwa.) Wrócił po ponad godzinie z dużym garnkiem mleka, bardzo z siebie dumny. (Mnie dojenie kóz zajmuje pół godziny, ale mam wprawę.)

Ale samo dojenie kóz to dopiero połowa atrakcji – wydojone mleko przerabiam później na ser, więc uznaliśmy, że skoro koledze z dojeniem idzie nieźle, to nauczę go jeszcze robienia sera. Tym sposobem ja będę miał mniej roboty, a on więcej satysfakcji. Więc znów najpierw pokazałem mu, jak to się robi, i dalej poszło gładko. Potem już jedno i drugie szło mu naprawdę świetnie, a ja miałem święta…

Ser typu oscypek robi się prosto – do świeżego, nieschłodzonego mleka dodaję kilka kropli podpuszczki. Potem czekam, aż powstanie skrzep – trwa to około pół godziny. Następnie skrzep podgrzewam do takiej temperatury, że zawartość garnka prawie parzyła w palce (nie sprawdzałem termometrem, ile to jest, myślę, że ok. 55 stopni), a ziarna skrzepu oddzielają się od serwatki. Potem wlewam całość do dużego sitka i ręcznie sklejam ser, mocno go wyciskając. Na noc zostawiam go w ceramicznej miseczce, żeby jeszcze trochę wysechł. Rano wkładam go do solanki, gdzie leży 24 godziny. Później można go albo od razu jeść, albo jeszcze suszyć lub wędzić. Wszystkim bardzo smakuje, zarówno w wersji na kanapce, jak i na gorąco z patelni. Skrzypi w zębach jak prawdziwy góralski oscypek.