Dama z łasiczką a leśniczówka z gronostajem

Ostatni tydzień minął jak z bicza trzasł, bo należało „podomykać” wszystkie rozpoczęte zadania, a pojawiły się także nowe. W moim leśnictwie już od lat jest tak, że trudno znaleźć jeden spokojniejszy dzień. Wciąż pośpiech, sprawa goni sprawę i telefon nieustannie dzwoni. No a w końcówce roku? Trzeba przecież nieustannie liczyć hektary, kubiki drewna i złotówki, aby trafić z wykonaniem zadań w punkt. Na domiar wszystkiego poprzednia sobota i niedziela minęła na „ewakuacji” mojej kancelarii i przygotowaniu jej na wejście ekipy remontowej.
21.12.2014

Ostatni tydzień minął jak z bicza trzasł, bo należało „podomykać” wszystkie rozpoczęte zadania, a pojawiły się także nowe. W moim leśnictwie już od lat jest tak, że trudno znaleźć jeden spokojniejszy dzień. Wciąż pośpiech, sprawa goni sprawę i telefon nieustannie dzwoni. No a w końcówce roku? Trzeba przecież nieustannie liczyć hektary, kubiki drewna i złotówki, aby trafić z wykonaniem zadań w punkt. Na domiar wszystkiego poprzednia sobota i niedziela minęła na „ewakuacji” mojej kancelarii i przygotowaniu jej na wejście ekipy remontowej.

Kucie  ścian, szpachlowanie, malowanie, zakładanie nowej wykładziny itp. czynności wymagały przeniesienia gdzieś rejestratorów, komputerów, drukarek, dokumentów, no i ponad 30 worków książek zdjętych z regału. Cały dom w rozsypce. Każdy, kto miał do czynienia z remontem zna smak farby, kurzu i pośpiechu. Gdy w kalendarzu mija połowa grudnia to przecież raczej pora świątecznych dekoracji i choinek, a nie wybierania koloru na ściany, ale cóż, jakoś poszło… Choć jeszcze sporo zostało do zrobienia w kancelarii i szafach z dokumentami, a jeszcze po drodze wypadł wyjazd służbowy.

Gdy wczoraj wracałem po dwudniowej nieobecności do leśniczówki i zamykałem bramę wjazdową spotkałem na podwórzu nietypowego gościa. Coś białego „myknęło” z jednego stosu porąbanego drewna do drugiego. Zobaczyłem wpatrzone we mnie malutkie ślepka ( są w samym środku kadru):

11391.jpg

 

Nie miałem przy sobie aparatu, ale na szczęście udało się szybko ustawić i wykorzystać kamerkę z komórki. Widzicie kogo spotkałem?

11392.jpg

 

To gronostaj! Bielutki jak śnieg (którego wciąż nie ma) i błyskający czarną końcówką ogona. Kilka razy spotkałem gronostaja na drodze do lasu, ale tak blisko leśniczówki jeszcze nie.

Zapewne wielu z Was go nigdy nie spotkało, bo to zwierzątko dość tajemnicze, kiedyś bardzo popularne, dziś coraz rzadsze, znajdujące się pod ścisłą ochroną. Gronostaje można oglądać na wystawach lub w muzeach:

 11390.jpg

na żywo jednak spotkać go niełatwo, choć są aktywne także w czasie dnia.  Spotkałem się z gronostajami zaledwie kilka razy, choć tyle lat pętam się po lasach i polach. To nasz najmniejszy łasicowaty występujący na terenie naszego kraju. Gronostaja można spotkać w wielu różnych środowiskach. Lubi tereny przywodne, bo tam bytuje podstawa jego diety. Głównym pokarmem gronostaja jest bowiem „szczur wodny”, czyli karczownik ziemnowodny. Pewnie dlatego pojawił się na terenie leśniczówki, bo karczowników u mnie dostatek. Z upodobaniem namiętnie polował na mnie mój jagdterier Amigo, ale przecież od roku go już nie ma… Gronostaje polują także na inne małe gryzonie (głównie myszy i norniki), a także na żaby, jaszczurki, ptaki i ich jaja, a nawet owady.

 Potrafią pływać i wspinać się na drzewa, lecz z reguły polują na ziemi lub pod nią. Zwinny, gibki i nieduży gronostaj chętnie wnika w podziemne korytarze karczownika. Jednak chodniki mniejszych gryzoni (np. norników) są już dla niego zbyt ciasne. Ten zapamiętały i niezmordowany łowca drobnych gryzoni poluje także od czasu do czasu na dzikie króliki, a nawet potrafi zadusić młodego zająca.

Nie zawsze jest biały, bo to mistrz kamuflażu. W szacie letniej gronostaj ma czekoladowobrązowy wierzch ciała, a spód biały lub białoróżowy. Trudno go dostrzec z trawach i liściach, ale łatwo go wtedy pomylić z łasicą. Jest jednak od niej nieco większy. Długość jego ciała to 22-29 cm, a masa ciała samców waha się około 300-350 gram. Samice są prawie dwukrotnie mniejsze od samców, podobnie jak u łasicy. Przez cały rok gronostaja od łasicy można łatwo odróżnić po czarnym czubku ogona.

 Jesienią, zwykle na przełomie października i listopada następuje zmiana ubarwienia na białe.  Ponowna zmiana futra następuje w marcu i trwa około miesiąca. Wtedy można spotkać pstrokate gronostaje. Ze względu na ostatnie, prawie bezśnieżne zimy jego biały kamuflaż raczej się nie sprawdza. Szata zimowa gronostaja ma jednak i zalety. Bardzo gęste futro składa się z miękkich włosów wypełnionych powietrzem( dlatego jest białe) i zapewnia tym zwierzętom świetną ochronę przed zimnem. Obliczono, że na jednym centymetrze kwadratowym futra znajduje się ok. 20000 włosów.

Gronostaje były uważane przez naszych przodków za zwierzęta przynoszące szczęście. Były chętnie hodowane na zamkach, dworach i w różnych siedzibach ludzkich. Dużo lepiej niż koty, które zresztą były wtedy wielką rzadkością, radziły sobie z tępieniem gryzoni. Czyściły budynki z gryzoni, które wyjadały ludziom  żywność oraz roznosiły groźne choroby. Tak pisał o gronostaju Włodzimierz Korsak w znanej powieści „Na tropie przyrody” w 1922 roku:

11393.jpg

 

"Trzymają się okolic lesistych lub skalistych, w pierwszych spotkać je można w bliskości błot leśnych, gdzie w wielkich kępach maję swe mieszkania, do których zaraz po ponowie doprowadzić może myśliwego ich podwójny trop skośny. Oto oryginalna ilustracja z tej książki:

11394.jpg

 

Zarówno gronostaj, jak i łasica nad wyraz są odważne i broniąc się, kaleczą mocno; napadają zaś, nawet niezaczepiane, wówczas gdy się zbytnio do gniazda zbliżyć, o czem biedna Hołowaczówna dosadnie się przekonała. Oba te gatunki polują zajadle na wszelki żywe stworzenia, i bywały wypadki zagryzienia sarn i głuszców przez malutką łasice. Zwierzątko uczepione u szyi ofiary i unoszone w pędzie lub locie, przegryzało arterje i zabijało stworzenie o wiele od siebie większe. Łasice spotykają się też często po śpichlerzach, stodołach, a nawet domach mieszkalnych, tam jednak są raczej pożyteczne, tępiąc dużo myszy, a nie przyczyniając innych strat, gdyż mają ten sam zwyczaj co kuny domowe czyli kamionki, że w domostwie, które zamieszkują, szkód ludziom nie wyrządzają, aby ich uwagi na siebie nie zwracać."

 

  Gronostaj, a w zasadzie jego futro kojarzy się nam z powagą i majestatem władców duchownych i świeckich oraz Jego/Jej Magnificencją…

To zasługa króla Kazimierza Wielkiego, który nie tylko „zastał Polskę drewnianą a zostawił murowaną”, ale także ustanowił wyjątkowo trwałą tradycję: ubrał rektorów w gronostaje. Rektor do dziś występuje w uroczystych chwilach w stroju reprezentacyjnym – czerwonym lub purpurowym płaszczu z dużym gronostajowym kołnierzem i gronostajowymi wyłogami na mankietach. Mucet (wł. mozzetta) – narzuta sięgająca łokci, będąca częścią stroju duchownych katolickich, także papieża, bywa obszyta futrem gronostaja.

Mój gronostaj z leśniczówki może być jednak spokojny o swoje futerko. Nie mam zamiaru przywdziewać ozdobionej nim mucety. Mam nadzieję, że uda się mi z nim jeszcze spotkać i  spokojnie przyjrzeć jego obyczajom, a może złapać w celownik mojego aparatu fotograficznego?

Często wizerunek gronostaja pojawia się w dawnych szlacheckich i królewskich herbarzach. Znamy je jednak także z klasyki malarstwa. To przecież zwierzątko na wieki uwiecznione przez Mistrza Leonardo!

Jednym z najcenniejszych krajowych muzealiów i jedynym dziełem Leonarda da Vinci w Polsce jest  „Portret damy z gronostajem”. To obraz olejny namalowany z użyciem tempery przez Leonarda około 1489-90 roku na desce orzechowej. Przedstawia Cecylię Gallerani, kochankę księcia Ludovico Sforzy. Znajduje się w zbiorach Muzeum Książąt Czartoryskich w Krakowie. W 2011 podczas podróży po Europie został ubezpieczony na 300 mln euro! W czasie II wojny światowej obraz da Vinci został zagrabiony przez Niemców. W 1946 r. wrócił on do Polski, a  obecnie znajduje się na Wawelu w Krakowie. Pamiętacie pewnie świetny polski film „Vinci” Juliusza Machulskiego z roku 2004? To zabawna historia innej kradzieży… 

Trzymane przez modelkę zwierzę przez lata nazywane było łasiczką, a obraz nazywano „Dama z łasiczką”. Potem zostało jednak nazwane gronostajem, co jest raczej bliższe prawdy i ma złożone znaczenie emblematyczne. Grecka nazwa gronostaja-galée zawiera się w nazwisku modelki-Gallerani. Zwierzę jest również czytelnym symbolem Ludovica Sforzy, jej kochanka, nazywanego przez współczesnych „Ermellino” czyli „Gronostaj”. Może w nawiązaniu do prestiżowego Orderu Gronostaja, którego był kawalerem, a może raczej dlatego, że wizerunku tego zwierzątka używał jako swojego godła. Zwierzę obejmowane przez modelkę to może zawoalowane ukazanie brzemienności Gallerani, która w niedługim czasie urodziła Ludovicowi „Gronostajowi” nieślubnego syna – Cesara.

Przez lata słynny obraz poddawany był różnorakim analizom, ale dopiero ostatnie badania Pascala Cotte ujawniły zaskakujące informacje. Przeczytałem o nich na http://www.bbc.com/news

 Okazało się, że obraz powstał w trzech etapach. Początkowo kobieta została sportretowana sama, bez zwierzęcia. Jej dłoń była wówczas położona w nieco innym miejscu i nie miała przerzuconej przez ramię niebieskiej chusty. Druga wersja obrazu zawierała już chustę. Dłoń kobiety zmieniła położenie tak, aby mogła głaskać zwierzę. Było ono jednak szare i chude. Dopiero trzecia wersja obrazu przedstawiała białe, muskularne zwierzę o silnych łapkach. Dlaczego mistrz postanowił domalować zwierzę? Sugeruje się, że zrobił to na prośbę kochanki księcia. Miało to zamanifestować ich romans i tym samym pokazać jej silną pozycję. Gdy gronostaj już pojawił się na portrecie, w oczywisty sposób wymagał małego "podrasowania". Książę nie mógł być przecież kojarzony z chudym, szarym zwierzęciem…

Jak widać gronostaj to ciekawe ale też znaczące dla światowej sztuki zwierzę. Jestem bardzo dumny, że pojawiło się na podwórzu mojej leśniczówki. Nie wiem czy zostanie na stałe, bo w poszukiwaniu pokarmu może przebyć dystans nawet 9 km. Nie wiem czy moje kury będą zadowolone, bo gronostaj ma opinię krwiożerczego małego mordercy... Skoro jednak przyzwyczaiły się do kun, które mieszkają od lat nad moim garażem to nie powinno być źle. Groźniejsze są psy i lisy. Gronostaj wzbudził od pierwszego wejrzenia moją sympatię.  Poczytałem sobie o nim i podzieliłem z Wami informacjami. To taka mała zaliczka w ramach prezentów „pod choinkę…

 

Leśniczy Jarek- lesniczy@erys.pl